Słońce rozgarniało ciepłymi promieniami korony drzew,
dzięki czemu światło docierało do głębszych warstw lasu. Ucieszone tym ptaki
ćwierkały wesoło i rozpościerały swoje niewielkie skrzydełka jakby chciały
wykąpać się w złocistych łunach. Leśne życie powoli się budziło, a czynności
tej sprzyjały kakofonie dźwięków wydobywające się z trwających w nieustannym
ruchu dziobków.
Mikołaj potarł dłońmi ramiona. Chłód nocy i poranka dał mu
w swe znaki. Po za tym oddał Lei płaszcz oraz swój cienki koc, który zawsze
miał przy sobie podczas podróży.
Przez całą noc nie zmrużył oka. Dopiero nad ranem chwilę
balansował na granicy snu i jawy, po czym uznając swoją przegraną, na moment
się zdrzemnął. To nie bojaźń przed nocnymi marami nie pozwalała mu wcześniej
przekroczyć bariery całkowicie odcinającej go od rzeczywistości, tylko
zaskoczenie, niemoc w oswojeniu się z całą sytuacją.
Gdy ujrzał chłopaka, sądząc po wyglądzie – wyrwanego ze
współczesności - nieco się zdumiał, ale gdy zza krzaków wyłoniła się również
chwiejąca Lea zamarł i nie musiał widzieć się w lustrze, aby potwierdzić, iż
momentalnie zbladł. Nie wiedział czy to z szoku, czy też z obawy. Przez krótki
czas myślał nawet, że jakieś złośliwie, sprytne stworzenie stroiło sobie z
niego żarty.
Jak to możliwe, że dziewczyna, która znikała, rozpływała
się powietrzu- i to w jego obecności!- teraz stała przed nim i nie jako dusza a
człowiek! Z najprawdziwszych tkanek i krwi! Od razu to wyczuł. Samo wnętrze nie
posiadało zapachu, zaś ciało pachniało bardzo intensywnie – przypominało trochę
woń maciejek. Wyczuł dziwnie niepasujące do leśnej scenerii opary, gdy tylko pojawił
się ruszający krzak, ale nie przyszło mu na myśl, by podejrzewać, iż w tychże
właśnie zaroślach ukrywała się ziemska istota.
I kto by się spodziewał, że pionek stanie się kostką, po
czym zmiecie z mety drugi element gry, kierowany dyktatorską ręką?
Bo tak właśnie się czuł. Jego przyszłe plany były niczym
ustawione w rzędzie domino – niestabilne, choć układane z perfekcją. Nie
zdążyły się jeszcze wzmocnić, zatwierdzić, gdy nieostrożny ruch osoby
niezwiązanej z ową sprawą, przyczynił się do zburzenia calutkiej hierarchii.
Mikołaj wyeliminował Leę przez przypadek. Nie, tego nie
można nawet skwitować krótkim: niechcący. Przecież nie miał ani grama udziału w
tym, co zdarzyło się dziewczynie. Owszem, to on przenosił ją na ten świat, ale
przecież nie miał zamiaru rozdzielać jej z ciałem! Nie przewidywał
niepowodzenia.
Tak czy siak – Lea stała się obiektem nieosiągalnym, a to
wiąże się z tym, iż nakreślono na niej krzyżyk. A skoro brunetkę zaczęto
ignorować, Rada Członków także nie była już potrzebna. Bodajże utrudniałaby
tylko zadanie!
Z całego równania x wyniosło 1. I tym x był Mikołaj. Został
sam, wszystkie zagorzale popierające go niewiadome się zredukowały. Aczkolwiek
jemu to zbytnio nie przeszkadzało.
Dzięki takiej sytuacji posiadał dużo więcej możliwości.
Jego zaskakujących, wartych uwagi, choć nieco ryzykownych pomysłów nie
odrzucano i nie zastępowano komicznymi plagiatami taktyk znanych postaci. Nie
musiał słuchać długich, bezsensownych monologów, w których gubili się nawet ich
autorzy, robiący wszystko, aby odwieść od danego przedsięwzięcia. Nienawidził
komuś podlegać. Uważał, że to ograniczało. Pff, a żeby tylko! To hańbiło! A tym
bardziej, jeżeli „kimś” była grupa ludzi godnych jedynie kilku potępiających
parsknięć. Precz z zacofaniem!
Tak też rozumując, obmyślił mnóstwo planów, dotyczących
dalszych działań. Problem tkwił w tym, że dzielił je na dwie osoby – jego
samego i Ritę. Nie przygotował się na przybycie niezapowiedzianego gościa.
Lea zachwiała jego dotychczasową równowagę. Zniszczyła cały
wysiłek związany z układaniem domina, a dodatkowo przyniosła ze sobą bagaż
problemów. Nie sądził, by powitała go z otwartymi ramionami i wyrazami
tęsknoty. Zażąda, aby wyjaśnił jej każdy szczegół, poczynając od ich pierwszego
spotkania. Tam na ulicy, po wypadku.
Skrępowany dwojgiem par oczu, a może i nawet trojgiem,
jeżeli ciekawość przejmie kontrolę nad mózgiem Rity, i niezależnie od własnej
woli, zmuszony przez presję, będzie musiał wytłumaczyć brunetce wszystko.
Dosłownie wszystko. I choć już dawno usunął dziewczynę w najgłębsze zakamarki
swojej pamięci, teraz musiał ją stamtąd wyciągnąć, a co najgorsze razem z nią
należało odtworzyć zamiary Członków Rady względem niej. Może się również
okazać, że trzeba je będzie ponownie wprowadzić w obieg, a to raczej nie
stanowiło dla niego wulkanu radości.
Nie miał pojęcia, jak jej wszystko przekazać. A może nie
będzie chciała go słuchać?
Od chłopaka, który z nią był, Gracka, dowiedział się, że
spotkał się z Leą w Rumuni. Mikołaj podejrzewał, że wydarzyło się tam coś
nieprzyjemnego, bowiem kolorowowłosy zręcznie unikał rozwinięcia tematu
Transylwanii. Za to o reszcie opowiadał bardzo chętnie, choć to słowo może zbyt
skromnie określiło jego pełen zapału monolog.
- A potem, mówię ci, totalny odjazd – ciągnął. - Skumaj, że
najpierw obczajaliśmy miesjcówę , nie? A potem się okazało, że Lea nie ma
ciała! – Zagryzł wargi, gdy zauważył, iż powiedział za dużo. – Ale to tam
takie…- machnął ręką. – I ten no… Chciała wrócić, bo wiesz, kurcze no, się
prawie zajaraliśmy, a… - szybko zamilkł, po czym natychmiast wyrzucił z siebie
kolejny potok słów. – I lookam co się dzieje, próbuje zajarzyć o co chodzi. Bo
słuchaj, stoję, a tu nagle coś mnie wciąga, jakieś gwiazdki mi przed ryjem
latają. To sobie myślę, że coś nie halo, nie? No i w końcu coś mnie grzmotnęło
w łeb i obudziłem się w jakiejś grobowni. Na początku to miałem trochę kisiel w
gaciach, no bo weź, kompletna niejarka. Ale zaraz mi się przypomniało, że to
chyba przez Leę. Ale kurcze gdzie ona jest? I coś tam w rogu zaczęło się
wiercić. To ja szybko odskoczyłem. Myślałem, że tam kipnę z przerażenia. Ja sam
w jakiejś, kurka, piramidzie i w dodatku ciemno było. Aż tu się nagle palnąłem
w czoło – zawył. – Bo nie przyszło mi to tego mojego ograniczonego łba, że to
właśnie Lea! Zawołałem ją po imieniu, tak wiesz, żeby się jeszcze upewnić. Ta,
totalny tchórz. No, ale jak nic się do mnie nie odezwało, to sobie pomyślałem, że
ja już mordki nie otwieram. I siedzę sobie, jak ten osioł, no bo co miałem
robić, nie? I tak ciągle mnie coś do tamtego rogu ciągnęło. To szybko se
policzyłem do trzech i tak się zerwałem, nie? I raz, dwa – Pstryknął palcami. –
byłem już tam. I ogarniam powoli, powoli, a tu… - przefiltrował na moment
przepełniony emocjami głos, by wzbudzić w słuchaczu napięcie – A tu Lea! No to
ja już cieszę ryjek jak głupek, nie? Ale czekaj, czekaj, coś nie tak. Lookam, a
tu Lea jakoś się dziwnie wierci i taka blada jest, nie? I jak ogarnąłem
sytuacje, to skumałem się, że musi mieć gorączkę. I normalnie totalna panika.
Ale potem jakoś udało mi się wyleźć z tej grobowni. Przywlokłem coś zimnego i
zacząłem robić Lei te okłady czy coś, nie? No kurka, geniusz ze mnie! –
zawołał, nie umiejąc powstrzymać dumnego uśmiechu. – I jej się trochę lepiej
zrobiło – zaczął ponownie swą lakoniczną opowieść. – To sobie pomyśleliśmy, że
lepiej wyparować z tej miejscowy. No i potem to już to ten… was spotkaliśmy.
Wbrew zapewnieniom Gracka Lea nadal nie była w najlepszym
stanie. Po męczącej, pełnej lęku podróży całkiem wyczerpała resztki sił. A gdy
Mikołaj chciał przenieść ją na przygotowane z wielka niechęcią przez Ritę
posłanie, wyrywała się i krzyczała. Wkrótce potem wycieńczona zapadła w
niespokojny sen. Lecz nawet z jej majaczeń wynikało, iż pragnęła uciec od
bruneta.
Mikołaj nie miał pojęcia, co teraz począć. Wydawało mu się,
iż idąc, skręcił w złą ścieżkę, przez co powrócił do tego samego miejsca, z
którego wyruszył. Co za ironia losu! Rzucił czymś, co akurat miał pod ręką.
Niewielki kamień strasznie mu ciążył. Słabł. Potrzebował krwi. Wiedział, że
Rita ją posiadała, ale wciąż wymyślała jakieś błahe powody, byleby mu jej nie
dać. A to była zbyt zmęczona, a to z kolei nagle przypomniała jej się ważna
sprawa do omówienia, zaś czasem udawała nawet, że go nie słyszy.
A Lea była żywa. W jej żyłach płynęła najprawdziwsza krew.
Stałoby się to nieistotne, gdyby nie to, iż dziewczyna bała się, cierpiała. Ten
fakt napełniał Mikołaja niepohamowaną żądzą. Potrzebował takiego źródła
energii. Tak bardzo potrzebował.
Żałował, że spróbował tego sposobu zdobywania sił. Gdyby
nigdy nie zasmakował cieczy, która przepełniona mnóstwem hormonów, stawała się
o wiele skuteczniejszą metodą od łez, które trzeba było zgarniać litrami, aby
poczuć ich działanie, nie miałby obecnie żadnego problemu. Teraz było za późno.
Słona woda kapiącą z oczu już nie wystarcza – został bestią, najprawdziwszym
potworem. Od zawsze nim był, aczkolwiek aktualnie jak gdyby w okrutniejszym
wydaniu.
Niegdyś Ignis żyły na Ziemi. Kryły się pod ludzką postacią
i niczym sępy czyhały na jakiegoś osobnika pogrążonego w smutku. Gdy na takiego
trafili, od razu oferowali „niby” pomoc, udawali, iż starają się pocieszyć , a
w rzeczywistości doprowadzali swoje ofiary do bezgranicznej rozpaczy. Czynili
to bardzo dyskretnie, umiejętnie posługując się swoimi unikatowymi
zdolnościami, w taki sposób, że pokrzywdzeni nie zdawali sobie z niczego
sprawy. Natomiast Ignis z największą radością pochłaniało wówczas spływające po
policzkach łzy.
Niestety później pojawiły się legendy o wampirach. Wszystko
zaczęło dziać się, tak szybko, iż Mikołaj już zapomniał, kto był twórcą
idiotycznego pomysłu, by spróbować wykorzystać metodę krwiopijców. Właśnie
wtedy Ignis splamiło się pierwszym morderstwem. Na początku obezwładnił ich
szok, ale z czasem zaczął się on przeradzać w doskonałe samopoczucie. Każda
kolejna zbrodnia okuwała w coraz to grubszy pancerz obojętności, aż w końcu
stworzenia przerodziły się w bezlitosnych barbarzyńców. Pozbawiali życia ludzi,
tak jakby tylko łamali zapałki.
Mieszkańcy innego wymiaru przyglądali się temu wandalizmowi
od dłuższego czasu. Nie mogli tego tak po prostu zignorować! Zebrali wszystkie
swoje moce… I tak Ignis usunięto z Ziemi.
Mikołaj drgnął, gdy usłyszał szeleszczące liście. Leżąca
niedaleko niego dziewczyna poruszyła się.
Lea powoli rozwarła powieki, z trudem utrzymując je
na takim poziomie, by mogła ocenić swoje położenie. Pierwszą osobą, którą
ujrzała, mimo, że widok przesłaniała nieistniejąca w rzeczywistości mgiełka,
był Mikołaj. To zdecydowanie nie stanowiło żadnej motywacji, toteż szybko
zamknęła oczy z wyraźną radością.
Dziewczynie wydawało się, że do każdej części jej ciała
przyczepiono sporo ciężkich przedmiotów. A ze względu na to, iż przypuszczenia
charakteryzowały się dużym prawdopodobieństwem, ponownie otworzyła oczy i
zbadała stan swojej ręki. Jednakże nic nie dostrzegła. Dlaczego była taka
ociężała? Czyżby dusza po rozstaniu z ciałem, zapomniała, że potrzeba trochę
wysiłku, żeby utrzymać w pionie ludzką posturę oraz, aby umożliwiać wykonywanie
ruchu?
- Lea? – Ktoś użył brzmienia zdania pytającego w celu
sprawdzenia czy nie śpi.
Doskonale znała właściciela głosu, więc i tym razem
zignorowała obecność chłopaka najwidoczniej znajdującego się niedaleko niej. A
niech się trochę pomęczy…
Czy była zła na Mikołaja? Gdyby ktoś przeszedł tyle co ona,
zapewne odpowiedź padłaby natychmiast. Nad czym tu się zastanawiać? Od samego
początku odnosiła wrażenie, że niebieskooki ukrywał przed nią wiele spraw -
istotnych. Udawała jednak, że niczego się nie domyśla. Posiadała dzięki niemu
niemalże wszystko, co chciała. A ona głupia nie była. Umiała wykorzystać taki,
o dziwo, przychylny dar losu. Niestety później Mikołaj zaczął się nietypowo
zachowywać, stał się nerwowy, często drżały mu ręce, a zdarzało się też, że
bladł, jak gdyby odcinał się od świata i wówczas Lea nie mogła się z nim
porozumieć. Kolejne wydarzenia zmierzały już do katastrofy. Jeszcze tylko
rozmowa w „Wenus”, przyjęcie nowego zadania i nagle Lea ląduje w innym świecie.
Od tego momentu chaos osiągnął najwyższy szczebel w hierarchii i głosząc
idealność władzy absolutnej, postanowił „wyręczyć” dziewczynę w kierowaniu jej
życiem. Ona sama czuła się, jak poplątany kłębek wełny.
Ale nie była zła. Już nie.
Nie chodzi o to, iż mu wybaczyła. Nie chodzi o to, że gniew
rozpłynął się gdzieś w powietrzu.
Wczoraj, gdy wszyscy myśleli, że zasnęła dręczona przez
wysoką gorączkę, ona rozmyślała nad tym, co się teraz stanie. Przewidywała dużo
możliwości, wydarzeń, ale w żadnym z planów nie posiadała zagwarantowanego
bezpieczeństwa. Nie znała świata, w którym się znalazła. Musiała mieć
przewodnika, który albo pomoże jej powrócić na Ziemię, albo tymczasowo oswoi z
innym wymiarem. I czemu by nie wykorzystać do tego Mikołaja? Przynajmniej do
czasu odnalezienia sposobu skontaktowania się z Maksymilianem.
Ponadto wpadała na jeszcze jeden pomysł. Przecież właśnie
tkwiła w obozie wroga, miała na wyciągnięcie ręki wszystkie informacje…
Szpieg – jakże pogardliwe jest to słowo, a jednocześnie,
tak pociągające! Nie musiała się o nic obawiać, w końcu posiadała jako takie
doświadczenie. Miejsce nieograniczonej złości zastąpiła pewna satysfakcja. Już
ona zadba o to, aby każda misja Mikołaja zakończyła się widoczną porażką!
Uśmiechnęła się do siebie, lecz uśmiech ten przepełniały
mieszane uczucia – zadowolenie i duma z samej siebie, a jednocześnie złośliwość
i chęć miażdżącej zemsty. Otóż to! Nie miała już ochoty wykrzyczenia
wszystkiego Mikołajowi, pragnęła go zniszczyć. Ta żądza gasiła wszystkie
wcześniejsze emocje, aczkolwiek stanowiła większe niebezpieczeństwo, tworzyła z
Lei kogoś okrutnego i bezwzględnego. Ale przecież Mikołaj właśnie tak lubi –
bezlitośnie.
Zmieniła się. Pobyt z Maksymilianem sprawił, iż zaczęła o
wiele bardziej wierzyć w swoje możliwości niż zwykle, bardziej się cenić.
Jednak najważniejsze, co wynosiła z „nauk” bruneta to, to, że już nigdy nie
pozwoli, aby ktoś zrobił z niej swoją marionetkę! Nigdy, nigdy, nigdy!
A teraz, drogi Mikołaju, przygotuj się…
Znów otworzyła oczy. Potrzebowała ogromnego naładowania się
emocjami, bowiem w innym razie oczy nie miały zamiaru posłuchać rozkazów
właścicielki. Mikołaj wciąż się w nią wpatrywał. Z tym swoim bezczelnym wyrazem
twarzy!
Lea, czeka przed tobą trudne zadanie, pomyślała.
Jak stłumić w sobie uczucie nienawiści? Nie. Nie. Nie. Nie
była zła. Po prostu go nie lubiła.
- W porządku? – Zapytał. Domyślał się, że tym pytaniem
zafundował sobie setki obelg i wyzwisk. Ataku fizycznego nie przewidywał,
ponieważ dziewczyna nie wyglądała na osobę pełną energii.
Kiwnęła głową.
Zdziwiła go jej niema odpowiedź. Nie dlatego, że była
niema, ale z tej przyczyny, iż charakteryzowała się spokojem, opanowaniem, nie
zawierała w sobie żadnego gniewu. W dodatku dziewczyna patrzyła na niego…
normalnie, tak jak kiedyś, jeszcze na Ziemi. Tyle, że teraz wzrok mieścił w
sobie odrobinę znudzenia.
- Nic cię boli, bo… - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Bo jak coś to nie znasz się na medycynie, wiem. – Ile
trudu kosztowało ją wypowiedzenie tego zdania! By nie zabrzmiało sztucznie,
zbyt uczuciowo, nie zostało za bardzo oblane sarkazmem...
Na chwilę zamilkli. Każde patrzyło w inną stronę.
W końcu Lea wzięła głęboki wdech. Musiała go sprawdzić,
zobaczyć, na ile będzie mogła mu ufać.
- Opowiedz mi o wszystkim – powiedziała. Czy tym razem
także ją okłamie?
Chłopak odniósł wrażenie, iż niewidoczny ciężar wbił go w
ziemię. Ostatnio los stał się wyjątkowo złośliwy. Można by przypuszczać, że
bardzo lubił sobie z niego drwić. I wcale nie żałował sobie rozrywki. Wykręcał
mu takie numery, iż z łatwością zawstydziłby największego asa…
Lecz to Mikołaja nie złamie. Chcąc czy też nie chcąc, był
Ignis, a te stworzenia się nie poddają.
Miał zamiar dokończyć swoją misję, dzięki której zdołałby
się uwolnić, a co najważniejsze – przywrócić światom porządek, bardzo dawny
porządek.
Ponadto może źle oceniał powrót Lei, może przesadzał.
Przecież dodatkowa osoba w drużynie nie zaszkodzi, z pewnością uda im się
więcej zdziałać. Także w czym tkwił problem?
Obcość.
Tylko to uczucie dominowało, kiedy ujrzał Leę. Żadnej ulgi,
radości, przyjemnego uczucia towarzyszącego przy spotykaniu z dawno niewidzianą
postacią. Zdawało mu się, iż zobaczył całkiem nieznaną mu dziewczynę, a
przebywał obok niej niemalże rok, zaś wiedział wszystko na jej temat już wiele
wcześniej. Nie rozumiał, dlaczego tak się stało, czemu teraz nie potrafił się z
nią porozumiewać, tak jak kiedyś.
Wyczekującego i posiadającego w sobie nieco stanowczości
wzroku nie dało się zignorować, toteż Mikołaj zaczął opowiadać. Na początku
wychodziło mu to dość nieporadnie - nie wiedział, w jaki sposób dobierać słowa,
pilnował się, by nie umknęła mu ważna informacja, poprawiał, co jakiś czas
pewne kwestie, wracał do wyrazów wypowiedzianych niemalże na wstępie… Razem
tworzyło to mętlik. Zdania kłóciły się między sobą, plątały, zmieniały szyk –
nieopanowane szaleństwo! Działo się tak za przyczyną tego, iż chłopak nie miał
pojęcia od czego zacząć, jak bardzo musi zagłębiać się w dany temat, żeby
dziewczyna w pełni pojęła konkretne zagadnienie oraz, aby ułatwiło jej to
dalsze słuchanie.
Jednakże, gdy brunet dostrzegł, do czego doprowadza jego
nieudolność, zatrzymał się na chwilę. Tkwił chwilę w bezruchu, głęboko się
namyślając.
Rozpoczął opowieść jeszcze raz, pomijając te rzeczy, które
można było zrozumieć z jego wcześniejszej nieporadnej próby tłumaczenia. Tym
razem poszło inaczej, zdecydowanie lepiej. Chłopak ułożył sobie pokrótce plan
według, którego miał działać. Zręcznie omijał tematy, do których należało
wtajemniczać i starał się mówić ogólnikowo.
Wygłosił mowę na temat Ignis i innych stworzeń, wyjaśnił
funkcjonowanie „innego świata” , a na końcu napomknął o Członkach Rady.
Lea słuchała bardzo dokładnie, analizowała każdy szczegół.
Na końcu, ku jej zdumieniu, okazało się, iż nie mogła nic zarzucić brunetowi.
Jego wersja idealnie pokrywała się z wersją Maksymiliana. Tyle, że zdanie na
temat Rady było u obydwu stron całkiem przeciwne. Mikołaj bronił Członków,
Maksymilian od nich stronił.
- A ja? – Zapytała.
Chłopak spojrzał na nią pytająco, lecz doskonale wiedział,
co miała na myśli dziewczyna. Co ona robiła w tym całym zamieszaniu?
Zawahał się. No, bo co jej miał powiedzieć? Prawdę?
Prychnął w duchu. Musiałby być skończonym idiotą! Jeśli trochę odbiegnie od
wiarygodności odpowiedzi, na razie nic się nie stanie.
- Jak już mówiłem masz dwa życia, to tutaj i te na ziemi.
Posiadasz większą szansę przeżycia – powiedział, a widząc marszczące się brwi
dziewczyny, ciągnął szybko dalej - A po za tym stworzenia tu żyjące
wyczuwają inną energię, silniejszą, dlatego mogą czuć do ciebie respekt, a co
za tym idzie dają ci tym przewagę. Dodatkowo ktoś, kto dysponuje
podwójnym życiem ma możliwość posługiwania się większą mocą…
- Mocą? – Przerwała. Taka informacja trochę ją zdumiała.
Maksymilian nic nie wspominał o żadnej mocy.
- Tak. W tym świecie każda rzecz posiada swoją moc. Nawet w
żywicy tego drzewa – Mikołaj stuknął zagiętymi palcami o chropowatą korę.-
znajduje się pewna jej cząstka.
Lea mimowolnie zerknął z przestrachem na potężną roślinę.
Zdawało jej się, iż skoro posiadała ona jakąś moc to może być oburzona ze
względu na niepodlegające żadnym normom zachowanie chłopaka. Strażnik lasu nie
miał, jednakże ochoty na czynienie komuś wyrzutów i dalej stał sztywno,
nieustępliwie na swoim miejscu.
- Oczywiście jeszcze nie masz w sobie mocy, zresztą ja też
nie – dodał mniej entuzjastycznie. – Ale podczas twojej nieobecności –
Nieobecności! Cóż za uroczy eufemizm. – byłem z Ritą u jednej z Pór Roku. Za
mniej więcej tydzień otrzymamy odpowiedź. I jeśli będzie ona pozytywna to wkrótce
staniemy się posiadaczami niesamowitej potęgi – mówił coraz szybciej i z coraz
to większym zapałem.
Lea zlekceważyła jego podekscytowanie i całkowicie nie
podzielała tego zachwytu .
Czujność.
- Nadal nie rozumiem czemu akurat ja – podjęła ponownie temat.
- To…
- Kiedy ruszamy? – Odwrócili się gwałtownie na dźwięk nieco
zaspanego, aczkolwiek ostrego głosu.
Mikołaj odetchnął z ulgą. Rozmowa została przerwana i on
już długo do niej nie powróci. Z tej przyczyny, iż gdyby zechciał wytłumaczyć
Lei zgodnie z prawdą , z jakiego powodu ją wybrano, musiałby wyciągnąć kilka
faktów z najczarniejszych lat jego przeszłości. A tego… wolał nie czynić.
Spojrzał na gotową do podróży Ritę z tlącym się w oczach
uczuciem wdzięczności. Rudowłosa uniosła jedną brew. Przez moment chłopak
wyglądał jak gdyby się czegoś nawdychał. Zerknęła pospiesznie na dziewczynę
obok niego. Może ta laleczka umiała jakieś sztuczki?
- Lea, to jest Rita. Moja towarzyszka wytypowana przez Radę
– oznajmił Mikołaj. Nie był pewny, jak zareaguje zielonooka, więc posłał jej
gromiące spojrzenie. Ta wywróciła teatralnie oczami i z przesadną niechęcią
zerknęła na brunetkę.
- Lea – powiedziała „laleczka”, podając Ricie dłoń.
Rudowłosa kiwnęła głową, aczkolwiek nie ujęła ręki
dziewczyny, więc Lea wzruszyła ramionami i cofnęła dłoń. Jeśli panna z wielkim
ego i uprzedzeniami nie miała zamiaru jej normalnie traktować, ona nie będzie
się tym przejmowała. Mówi się trudno, prawda?
Mikołaj zmrużył oczy, kierując wzrok w stronę brunetki,
zanim obrzucił Ritę karcącym spojrzeniem. Kiedyś Lea zaczerwieniłaby się i
długo nie potrafiłaby pozbyć się rumieńców. Teraz wyraźne odrzucenie przyjęła z
taką samą godnością, z jaką Rita ukazała swoją wyższość.
- Co za badyle, kurna no!
Cała trójka zwróciła twarze w stronę starającego się uporać
z gęstymi gałęziami Gracka. Mikołaj jak gdyby się skrzywił, lecz po chwili ów
dziwny grymas zniknął. Rita westchnęła, zapewne chcąc pokazać, iż nowi goście
byli dla niej ogromnym ciężarem, a każde zerknięcie na nich wiązało się z ogromnym
poświęceniem. Brunet zauważył postępowanie rudowłosej i posiadał niepohamowaną
chęć zaklejenia jej ust i wsadzenia na głowę worka. Najpierw wypominała
mu stratę Lei, potem zaczęła go o to oskarżać, a jeszcze niedawno namawiała go
na powrót do Członków Rady. I chociaż bez przerwy próbowała wzbudzić w Mikołaju
poczucie winy, teraz sama nie potrafiła się odpowiednio zachować, a
przynajmniej przestrzegać jako takich dobrych manier, przy kimś, o kogo tak
zaciekle walczyła. Co prawda chłopaka z kolorowymi włosami nikt nie zapraszał,
aczkolwiek nie wyglądał na groźnego, więc skoro na razie nikomu nie
przeszkadzał, mógł zostać.
- To jest Gracek – zaczęła Lea. Mimo, że obiecała sobie nie
zwracać uwagi na Ritę, nie umiała zignorować skrzyżowanych na piersiach
dłoniach i tupiącej z niecierpliwości stopy. Poczuła się mniej pewnie, ale na
szczęście Gracek nie potrzebował jeszcze większej zachęty.
- Siema – rzucił z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę w
stronę Mikołaja. Chłopak w przeciwieństwie do Rity odwzajemnił przyjacielski
gest, jednakże postać znajomego Lei nie budziła w nim sympatii.
Gracek kiwnął głową w kierunku Rity i przez chwilę się jej
przyglądał. Dziewczyna odwróciła się do niego plecami. Dość nieprzyjemny znak
nie odrzucił kolorowowłosego…
Mikołaj natomiast czuł się znacznie lepiej. Dzięki
kłamstwu, którym wspaniałomyślnie obdarował Leę, zdawało mu się, iż miał
przewagę, że nie wszystko uległo odarciu z tajemnicy. On wiedział coś, o czym
dziewczyna nie miała pojęcia. I właśnie to stanowiło dla niego źródło
prawdziwej energii.
- Zmierzamy w kierunku siedziby Rady – zaczął. Kolejne
bluźnierstwo i kolejne naładowanie baterii.
Rita uniosła jedną brew. Zmierzają w kierunku siedziby
Rady? A to ciekawe…
- I jeśli chcecie możecie iść z nami – ciągnął daje brunet.
– Właśnie tam miałem cię zabrać, Lea.
Spojrzał na dziewczynę, aby nie umknął mu żaden szczegół
odpowiedzi.
- Ale to już wasza decyzja – dodał, wzruszając obojętnie
ramionami.
Lea zacisnęła delikatnie dłonie, wbijając je coraz głębiej
w runo leśne. Pałała ogromną niechęcią do Mikołaja i nie chciała przebywać w
jego towarzystwie, a jednocześnie coś ciągnęło ją do bliższego poznania
chociażby Członków Rady. Poza tym musiała mieć jakieś schronienie, zanim
zdołałaby porozumieć się z Maksymilianem. Ale jak mogła się z nim skontaktować?
Czy wymagało to ponownego rozerwania duszy i ciała? Zdarza się, że
przypuszczenia okazują się prawdą, zatem musi spróbować, ale jeszcze nie. Nie
teraz.
Nienawidziła stanu, w którym obecnie tkwiła, stanu
niewiedzy. Pragnęła się z niego wydostać, powrócić na Ziemię, a jeśli to
niemożliwie – popierać właściwą stronę, walczącą o dobro tego świata.
Lecz na razie jedyne, co mogła zrobić to czekać na jakiś sygnał
lub znak.
Zerknęła na Gracka, starając się uchwycić jego spojrzenie,
które, ku jej irytacji, bez przerwy kierował w stronę Rity. Gdy jednak udało
jej się złapać z nim wzrokowy kontakt, oczy chłopaka wyrażały posłuszność i
podporządkowywanie się innym, także stwierdziła, iż Gracek się nie obrazi,
jeśli zadecyduje również i za niego.
- Idziemy z wami – oznajmiła stanowczo.
Mikołaj kiwnął powoli głową, z trudem ukrywając
zadowolenie. Rita prychnęła cicho, aczkolwiek słyszalnie dla całej reszty, po
czym odsunęła się od trojga osób. Gracek obserwował w skupieniu jej oddalającą
się sylwetkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz