sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 18, część II


- Na dzisiaj koniec ćwiczeń – oznajmiła Ilia. Bogini również była zmęczona, aczkolwiek starała się tego nie okazywać. Od jej twarzy biła promienność, a pełne troski oczy skierowane ku Lei świadczyły o pewnych obawach.
Kilka minut później Ilia poprosiła, aby cała piątka poszła za nią. Weszli do siedziby i tak jak zawsze podążali ciemnym korytarzem. Tym razem trasa różniła się jednym, dość niewielkim szczegółem – otóż droga prowadziła w dół. 
- Uważajcie – ostrzegła wiosna, poruszając się swobodnie, bez żadnego problemu.
- A co by się miało stać?! Przecież tylko nic nie widać! – Żachnęła się Rita, omijając przypadkowo dwa stopnie. Potknąwszy się, wpadła wprost na plecy Gracka.
- W porzo? – Upewnił się kolorowowłosy.
- Tak – odburknęła. Przeklęty los! Musiało się to zdarzyć akurat, gdy ten wariat szedł z Melą! Zatrzymała się, aby przepuścić kolejne osoby. Wówczas ona zostałaby ostatnia i nie musiała znów dopuszczać do takich idiotycznych sytuacji. Mijający ją Mikołaj pokręcił głową ze szczerym rozbawieniem, po czym dał jej kuśktańca w bok.
- Czego?!- Warknęła.
Chłopak wzruszył ramionami i powtórzył poprzedni gest. Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
Nagle wiosna zatrzymała się, a poruszający się za nią zauważyli to, tylko dzięki braku szelestu jej długiej sukni.
- To wasze końcowe sekundy na podjęcie ostatecznej decyzji – poinformowała.
Po tych słowach pchnęła niczym niewyróżniający się fragment ściany. Sześcioro przybyłych znalazło się w pomieszczeniu przypominającym wnętrze jaskini. W kilku miejscach znajdowały się wgłębienia, z których wydobywało się żółte światło doskonale eksponujące skazy ścian. Rozzłoszczone mury marszczyły się jeszcze bardziej przez bezmyślność delikatnego oświetlenia. Gdzieniegdzie widoczne były również dziury błękitny blask jak gdyby ich wnętrze pokrywały drogocenne kamienie. Z sufitu zwisały blisko siebie stalaktyty o smukłych kształtach. Poza kamiennymi soplami na sklepieniu widniały różnej wielkości wypukłości. W niektórych otworach można było dostrzec małe cienie postaci-figurek wykonujących rozmaite czynności – ktoś opowiadał coś interesującego grupce słuchaczy siedzącym na ziemi, inna osoba prowadziła za sobą liczną armię, wyciągając wysoko rękę, z kolei następna figurka grała na flecie. Na najbardziej płaskiej części ściany został namalowany ogromny obraz. Przedstawiał mnóstwo ludzi. Każdy z nich miała inny wyraz twarzy, kolor włosów, a także wygląd ubrania. Postacie otaczały rozlegle płomienie, od których zdawało się, biło ciepło, jak i też światło. Całe pomieszczenie przyozdabiały girlandy suszonych kwiatów. Jednak najbardziej niezwykłą rzeczą była podłoga wyglądająca niczym duży, zgniłozielony kawałek szkła. Przybili stali na niej tak jak na zwykłym, twardym podłożu. Pozory rozmywały się, gdy na środku dostrzegało się dryfującą łódź. Jej wygląd przypominał pojazd Neptuna. Dodatkowo na przedniej poręczy stał niewielki amorek przygotowany do wystrzelenia strzały. Krawędzie podłokietników pokrywały kamienne porosty. Oparcie stanowiła jakby ogromna muszla. Natomiast po prawej stronie zostało przyczepione wiosło w kształcie liścia o przedłużonym ogonku.
Piątka osób przyglądała się oczarowana każdym szczegółem. Rita i Lea poczuły potęgę emanującą od wszystkiego znajdującego się w sali. Mikołaj znudzonym wzrokiem oceniał wygląd pomieszczenia. W swoim dotychczasowym życiu widział tyle niesamowitych rzeczy, iż rzadko coś robiło na nim wrażenie. Gracek podziwiał z nutą strachu zmieszaną z zafascynowaniem. Jego usta powoli przekształcały się dużą literę „o”.
Ilia ruchem obydwu rąk zaprezentowała całą salę.
- Tutaj przekaże wam moc – zaczęła. – Kto z was jest przekonany o tym, iż da radę? – Zapytała, splatając palce u dłoni oraz mierząc wzrokiem obecnych.
Rita wystąpiła jako pierwsza. Nie rozejrzawszy się, uniosła lekko podbródek. Była pewna. Nie miała nic do stracenia. Całe swoje życie starała się nie podlegać zasadom, które narzucała jej rodzina. Potrafiła znieść dużo, nie wymagała i szanowała każdego, kto nie pozwalał sobą kierować.
- Kim byłaś za życia? – Zwróciła się do rudowłosej Wiosna.
Dziewczyna zmrużyła oczy i zacisnęła dłonie.
- Hrabiną. Młodą  żoną bogatego hrabiego, który żeniąc się podwoił swój majątek. Zmarłam z powodu otrucia – odpowiedziała Rita chłodno.
- Otrucia? – Dociekała Wiosna.
- Bogactwa i pieniądze nie dają szczęścia, jedynie jego przeciwieństwo – powiedziała jakby ciszej i mniej opryskliwie.
I nagle Mikołaj wszystko zrozumiał! Stąd brała się elegancja i gracja rudowłosej, jej znajomość manier, dworskich zasad… Była nieszczęśliwa, bo nie pasowała do epoki, w której żyła, do swojej rodziny. Jej pochodzenie niszczyło ją, uniemożliwiało rozwinięcie się, bo Rita charakteryzowała się ambitnym podejściem do wielu zadań, a ponadto była inteligentna. A przecież kobieta w tamtych czasach nie powinna interesować się rzeczami, które wtedy według tamtejszych promotorów były przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn. Spojrzał w jej puste oczy. Chłodem i wrednością chciała odegrać się za lata, w których traktowano ją jak drewnianą marionetką, za pomyłkę losu. Miała dość i dlatego popełniła samobójstwo. Potrząsnął głową. Nie chciał znać jej słabej strony, nie chciał jej takiej widzieć, nie chciał jej takiej poznać. Wolał znosić humory dziewczyny, jej sarkazm, szyderstwo. Nie lubił słabych ludzi. Rita nie potrafiła podjąć najtrudniejszej walki, jaką jest życie. Czy zatem nie różniła się niczym od miliona innych osób, które popełniły ten sam błąd?
Jednak Ilia uznała, że po takich przejściach, posiadaniu możliwości przemyślenia wielu spraw, Rita poradzi sobie z dużą ilością przeciwności. Nie pozwoli sobie na kolejny skręt w złą ścieżkę.
- Ktoś jeszcze? – Zapytała bogini.
Pewnym krokiem z szeregu wystąpiła Lea, aczkolwiek jej uczucia nie były już takie stanowcze. Znów pojawiły się wątpliwości, wydostały się z najgłębszych zakamarków świadomości. Próbowała szybko je odgonić. Zaczęła odczuwać strach, odnosiła wrażenie, że cała odpowiedzialność, powaga sytuacji miażdżyły jej głowę. Może przeceniała swoje możliwości?
- W stu procentach? - Upewniała się krótko Ilia.
Lea kiwnęła głową, bowiem domyślała się, że jej głos byłby zachrypnięty.
- Rozumiem, że to wszyscy – rzekła po chwili Wiosna, ostatni raz mierząc wzrokiem wszystkie twarze.
Nikt się nie odezwał, tylko Gracek nerwowo wiercił nogą. Bogini dostrzegła jego zawstydzenie i poczuła do niego coś na kształt sympatii.
- Dobrze. W takim razie niech ta dwójka ustanie tutaj. – Wskazała Ilia. – A Ty, Mikołaju, chodź ze mną – rozkazała. – Mogą być w szoku, toteż będziesz musiał pomóc im wyjść – dopowiedziała szeptem.
Mikołaj przytaknął niezbyt entuzjastycznie.
Ilia nakazała Ricie, aby ta wsiadła do unoszącego się na powierzchni pojazdu. Rudowłosa nie ociągając się, podeszła do łódki. Dopiero po dotknięciu chłodnej poręczy, uświadomiła sobie powagę sytuacji. Czy rzeczywiście była gotowa? Nie, teraz nie powinno być żadnych niepewności, nie powinno być dla nich miejsca. Zamknęła oczy i polegając wyłącznie na swoich przeciętnych zmysłach, wsiadła do łodzi. Starała się zrelaksować, rozluźnić, ale mimo wszelkich usiłowań, skutek był zupełnie inny. Żachnęła się. Czy musiała akurat teraz zapomnieć, jak przywołać pewność siebie?! Poza tym, czego się bała? Gdyby miały ją czekać jakieś niespodzianki, na pewno zostałaby uprzedzona. Zerknęła na Wiosnę. Bogini patrzyła przed siebie ze skrzyżowanymi na piersiach dłońmi. Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków, nie wykonywała skomplikowanych ruchów, będących częścią rytuału przekazywania mocy. Po prostu stała. Wydawało się, że na coś czekała, ale na co? Czy to nie ona powinna zacząć? Czy to nie do niej należał obowiązek przeprowadzenia całej dziwnej ceremonii? A tymczasem Wiosna najzwyczajniej tkwiła w jednym miejscu!
Nagle łódź się poruszyła. Drgnęła, skrzypiąc głośno jak gdyby tkwiła w tym miejscu od wielu lat, a ciężar rudowłosej dziewczyny był ponad jej siły. Zaczęła ponownie dryfować, aczkolwiek tym razem robiła to bardziej ociężale, zdecydowanie wolniej. Można by przypuszczać, iż kreśliła na matowej tafli niezrozumiałe dla nikogo, prócz Ili, znaki.
Rita próbowała sprawiać wrażenie panującej nas sytuacją, lecz delikatnie chyboczący się pojazd wywoływał w niej uczucie leku. Strach swoje korzenie wczepiał głęboko, lecz też wybrednie. Zdawało się, że szukał najkorzystniejszego miejsca, z którego mógłby czerpać dużą ilość pożywienia. Rudowłosa czuła się coraz bardziej niezręcznie. Nie wiedziała, czego mogła się spodziewać i taka nieświadomość zwiększała przeczucie nadciągającego niebezpieczeństwa.  Będzie musiała pokonać legendarnego potwora, przejść bezbłędnie kolejną próbę, znieść niewyobrażalny ból? Zaczęło ją to irytować. Czemu Ilia nie wytłumaczyła im, jak będzie przebiegała ta cała ceremonia?! Wszyscy się na nią parzyli, a ona trzęsła się jakby dostała ataku drgawek! Jeszcze tego brakowało, by poczuli się wyżsi od niej!   
Odwróciła się w stronę Wiosny i rzuciła jej wściekłe spojrzenie. Wówczas tafla wody wokół łódki rozbiła się niczym szyba, w którą rzucono kamieniem i pojazd zanurzył się ciemnej głębi. Obserwujący zdążyli usłyszeć tylko stłumiony wrzask. Ich bezwarunkowy odruch udzielenia pomocy powstrzymała bogini. Zaledwie po kilku sekundach łódź znów pojawiła się na powierzchni. Wynurzała się powoli, unikając zaskakującego spektaklu, który przedstawiła na samym początku Przezroczysta ciecz spływała z poszczególnych elementów leniwie i prawie bezgłośne.  Nie minęło dużo czasu, gdy cały krajobraz powrócił do pierwotnego stanu. Na swoim miejscu tkwiła także Rita, tyle że tym razem z jej warkoczy kapały pojedyncze krople, a oczy zasłaniała oklapnięta grzywka. Opuściła pojazd trochę się chwiejąc, dlatego Mikołaj na znak Ili podszedł do niej. Jednak rudowłosa zrezygnowała z pomocy, oznajmiwszy to nerwowym machnięciem ręki. Uniosła głowę – miała zaciśnięte wargi, a jej tęczówki stały się jakby ciemniejsze.
- Nie czuję żadnej różnicy – powiedziała z wyrzutem.
- Nie ma obok ciebie nikogo? Jakiejś postaci, zwierzęcia? – Zapytała Wiosna, przyglądając jej się uważnie.
Dziewczyna zaprzeczyła wymownym ruchem głowy.
- To masz szczęście. – Uśmiechnęła się bogini. – Żadnych cięższych konsekwencji.
- Szczęście – prychnęła, podchodząc do Gracka i Meli. Wciąż nie mogła opanować drżenia swojego ciała.
- No, Lea. Twoja kolej – powiedział Mikołaj i poklepał dziewczynę po plecach.
- Twój gest miał mnie niby pocieszyć? – Zapytała z udawaną ironią.
Patrzyła na jeziorko z lekkim przerażeniem. Co tak wstrząsnęło Ritą? Co czekało ją na dnie? Na początku cieszyła się, że nie była pierwsza. Mogła dokładnie obserwować przebieg, a następnie ze stoickim spokojem przejść ceremonię. Teraz bała się jeszcze gorzej. Znała część tajemnicy, aczkolwiek taką, która wywoływała kolejne obawy, trudniejsze do zlikwidowania.
- Powiedzmy, że tak – odpowiedział ze śmiechem Ignis.
- Nie zmuszaj się. Jeśli nie chcesz, nie musisz – przypomniała Wiosna.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
Baw się, po prostu się baw, myślała. To tylko kolejna zabawa, nic więcej. Czeka cię niespodzianka, niekoniecznie przyjemna, ale zawsze niespodzianka, prawda?
Usiadła na chłodnym siedzeniu. Każdy dekoracyjny element sprawiał, że było jej niewygodnie. Poruszyła się niepewnie. Jej ciało przekraczało przeciętną temperaturę, ale od pojazdu biło zimno. Zacisnęła dłonie na poręczy. Jej mięśnie były napięte do granic wytrzymałości. Czekała na moment zanurzenia się łodzi. Zamknęła powieki i lekko pochyliła głowę. Wciąż była przygotowana na to, aby wziąć głęboki wdech. Jak długo będzie znajdowała się po wodą? Wydawało się, że Rita zniknęła im z polu widzenia tylko na chwilę, ale nie wiadomo, jak mogła to odczuwać „ofiara”.  Dudnienie w klatce piersiowej rozpraszało myśli. Dlaczego serce zawsze musi przypominać nam o naszym strachu?
Nagle pojazd runął w dół, a Lea, mimo iż wyczekiwała tego momentu, z zaskoczenia otworzyła usta. Woda zaczęła wpływać do jej ust. Chciała ją wypluć, ale wtedy do jej buzi wpadały kolejne porcje, a poprzednie powodowały krztuszenie. Nie miała, czym oddychać i z tego powodu organizm sam zapragnął zaczerpnąć tlenu, co wiązało się z kolejnym połykaniem cieczy. Spróbowała wypłynąć na powierzchnię, lecz coś przygwoździło ją do łodzi. Macając ręką powierzchnię wokół siebie, odkryła, że wiosło, które tkwiło z boku pojazdu, teraz zaklinowało jej kolana. Machała kończynami, łudząc się, iż pomoże jej to się uwolnić. Odnosiła wrażenie, że wypełniająca ją woda, rozsadzi jej ciało. Zrobiło jej się słabo. Próby oswobodzenia stawały się coraz powolniejsze, słabsze. Zakręciło jej się w głowie. Czuła, że nie ma siły się poruszać. Jej ręce bezwładnie opadały z powrotem na poręcz. Była taka zmęczona, osłabiona… Ale zaraz… Czy ona… Ona mogła oddychać? Klatka dziewczyny unosiła się delikatnie, a ona sama przyłapała się na tym, iż wciągała wodę ustami niczym powietrze nosem. Spróbowała się podnieść, lecz wiosło nadal ją unieruchamiało. Nie miała siły, by je odsunąć.
Coś przyjemnie musnęło jej ramię. Drgnęła. Zmrużyła oczy, aczkolwiek niczego nie dostrzegła. Delikatne łaskotanie powtórzyło się, lecz tym razem na obydwu rękach. Potem doszło dziwne mrowienie na nogach. Szarpnęło ją do przodu. Obracała gwałtownie głowę w różne strony. Nic nie widziała, a jednak czuła czyjąś obecność. Bała się. Nie miała się, jak bronić. Nie radziła sobie z podniesieniem ręki, a co dopiero walką. Przysunęła się bardziej do oparcia jakby to miało sprawić, iż byłaby bezpieczniejsza. Serce ponownie wybijało przyspieszony rytm, męcząc przez to dziewczynę jeszcze mocniej. Myślała gorączkowo, rozglądała się. W jaki sposób mogła sobie pomóc? W żaden! – Krzyknął jej rozum. Była sama, skazana na doświadczenie Wiosny. Przecież bogini dobrze wie, co robi. Nic się jej nie stanie. Nie może się stać…
W pewnym momencie wiosło uwolniło jej nogi. Chciała natychmiast wypłynąć na powierzchnię, lecz wówczas coś złapało ją za nadgarstki i pociągnęło w górę. Krzyknęła, woda znów powodowała krztuszenie. Szarpała się, ale wtedy uścisk stał się silniejszy, prawie bolesny. Nie mogła nabrać powietrza, brała oddech z głośnym świstem, by za chwilę znów się dusić.
- Lea! W porządku? – Usłyszała czyjś głos, a po chwili poczuła mocne uderzenia w plecy. Wypluła przezroczystą ciecz i łapczywie wdychała powietrze. Była znów wśród swoich. Co chwila jej ciałem wstrząsał gwałtowny kaszel.
- Może moje klepanie cię nie pocieszyło, ale na pewno pomogło – stwierdził Mikołaj, pomagając jej wstać. Trzęsła się, jakby kilka godzin spędziła, leżąc w zaspie śniegu. Dlaczego wciąż czuła coś na dłoniach?! Przecież Mikołaj trzymał ją za ramiona! Z jej oczu powoli zaczęły kapać łzy. Była roztrzęsiona, nie umiała panować nad swoim ciałem. I tak naprawdę nie wiedziała nawet, co się z nią działo. Docierało do niej tylko to, iż coś przed nią szło. I to „coś” nie miało zamiaru jej opuścić, a ona tego nie widziała.
- Chyba przez kilka dni z Ritą powinniście mieć wolne, bo nie jesteście w najlepszym stanie – ciągnął brunet. – A w dodatku…
Trzask!
- Co jest… - zaczął, lecz powierzchnia pod jego stopami załamała się i chłopak z głośnym pluskiem wpadł do wody. Pociągnąłby za sobą też Leę, gdyby ta nie została odepchana przez swojego niewidocznego natręta. Dziewczyna szybko podparła się łokciami i spojrzała z przerażeniem na Ilię. Twarz bogini nie wyrażała żadnych emocji, była niczym rzeźbiona z jasnego kamienia.  
- Co z nim? Co się stało? Gdzie on jest?! – Ocknęła się Rita. Biegła w stronę jeziorka, potykając się po drodze i docierając na tajemnicze miejsce prawie na czworakach. Zastukała w podłogę, lecz powierzchnia znów była twarda.
- Co ty mu zrobiłaś?! – Krzyczała rudowłosa.
Lea powoli cofała się, aby znaleźć się obok reszty, z dala od jeziorka. Była oszołomiona. Traciła kontakt z rzeczywistością. Nie miała pojęcia, co się wokół niej wydarzyło. Gdzie jest Mikołaj? Czy uczyniło to „coś” kręcące się wokół niej? Czemu Ilia nie reaguje?
Rita zacisnęła pięści i patrzyła nieprzytomnie w kierunku miejsca, gdzie zniknął chłopak. Wstała tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie. Rzuciła się na Wiosnę. W tym samym momencie duża fala, która pojawiła się znikąd, wyrzuciła na brzeg kaszlącego chłopaka. Dziewczyna puściła rękę Ili i podbiegła do bruneta. Chciała mu pomóc wstać, jednakże on odepchnął ją gwałtownie. Dopiero, gdy się podniósł Rita dostrzegła w jego oczach szaleńczą wściekłość. Otarł twarz dłonią, pozostawiając na niej czerwone ślady. Rudowłosa odsunęła się instynktownie. 
- Kto ci na to pozwolił?! – Wrzasnął w kierunku Ili. Oczy pociemniały mu z gniewu.  
- Nie miałaś prawa, rozumiesz?! Mam w dupie to twoje całe królestwo! – Krzyczał.
- To , że od teraz posiadasz moc, nie oznacza, że musisz mi pomóc – odpowiedziała ze spokojem Wiosna.
- Oczywiście, że nie! – Zaśmiał się szyderczo. – Dałaś mi moc, wbrew mojej woli. Ależ nic się nie stało! Wykorzystam ją, z pewnością. Jednak największą satysfakcję da mi to, jeśli skieruję ją przeciwko tobie. Myślałaś, że będę ci przez to posłuszny? – Zapytał drwiąco, podchodząc do bogini tak blisko, że niemal dotykał jej nosa. – Otóż, powiem ci, że się myliłaś. Szkoda, to mógł być taki wspaniały plan, nieprawdaż?- Szydził, sarkastycznie gestykulując.
- Uspokój się, Mikołaj. Niczego od ciebie nie oczekuję – powtórzyła Ilia. Skrzyżowała ręce na piersi i z uniesionymi brwiami przyglądała się furii Ignis.          
- Bałaś się, że mogę się zwrócić do twojej siostrzyczki, tak? I wydaje ci się, że taka błahostka może mnie powstrzymać przed zwróceniem się do niej o pomoc? – Śmiał się przesadnie, pełen złości rzucał ciosami na oślep.
Lea przestała słuchać głośnej wymiany zdań. Ciekawiło ją to, co kryło się za jednym z wgłębieniem. To nie mógł być cień figurki, ponieważ się ruszał. Mimo że jej nogi chwiały się tak, iż Lea myślała, że za chwilę będą wyginać się na wszystkie strony, podchodziła powoli do interesującego zjawiska.
- Prędzej czy później i tak byś jej potrzebował – odcięła się krótko Wiosna.
Lea ustała przed skalną ścianą. Szumiało jej w głowie. Zdawało jej się, iż znajduję się w jakimś transie, a świat wokół niej nie był rzeczywisty. Zanurzyła rękę we wgłębieniu. Coś znów ścisnęło ją za nadgarstek. Wyszarpnęła dłoń. Wraz ze swoją ręką wyciągnęła jakieś ciało. Wrzasnęła i odsunęła się, międzyczasie potykając się o wystający kamień. Jej serce waliło jakby chciało wydostać się z jej klatki i uciec. Tymczasem ciało jęknęło cicho i wstało, zamieniwszy się w małą dziewczynkę z grubymi, blond włosami. Dziewczynkę z bez przerwy powtarzającego się koszmaru Lei…
- Zostaw mnie! Odejdź! – Wrzeszczała brunetka.
Sprzeczający się spojrzeli ze zdziwieniem na Leę.
A dziecko spoglądało na zrozpaczoną dziewczynę nierozumiejącym wzrokiem. Skąd mogło wiedzieć, że każdym ruchem przypominało brunetce czerwone oczy bestii nawiedzającej Leę każdej nocy w snach?
Ilia westchnęła. Ritę ominęło. Leę czekał dodatkowy ciężar.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz