- Na dzisiaj koniec ćwiczeń – oznajmiła Ilia. Bogini
również była zmęczona, aczkolwiek starała się tego nie okazywać. Od jej twarzy
biła promienność, a pełne troski oczy skierowane ku Lei świadczyły o pewnych
obawach.
Kilka minut później Ilia poprosiła, aby cała piątka poszła
za nią. Weszli do siedziby i tak jak zawsze podążali ciemnym korytarzem. Tym
razem trasa różniła się jednym, dość niewielkim szczegółem – otóż droga
prowadziła w dół.
- Uważajcie – ostrzegła wiosna, poruszając się swobodnie,
bez żadnego problemu.
- A co by się miało stać?! Przecież tylko nic nie widać! –
Żachnęła się Rita, omijając przypadkowo dwa stopnie. Potknąwszy się, wpadła
wprost na plecy Gracka.
- W porzo? – Upewnił się kolorowowłosy.
- Tak – odburknęła. Przeklęty los! Musiało się to zdarzyć
akurat, gdy ten wariat szedł z Melą! Zatrzymała się, aby przepuścić kolejne
osoby. Wówczas ona zostałaby ostatnia i nie musiała znów dopuszczać do takich
idiotycznych sytuacji. Mijający ją Mikołaj pokręcił głową ze szczerym
rozbawieniem, po czym dał jej kuśktańca w bok.
- Czego?!- Warknęła.
Chłopak wzruszył ramionami i powtórzył poprzedni gest.
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
Nagle wiosna zatrzymała się, a poruszający się za nią
zauważyli to, tylko dzięki braku szelestu jej długiej sukni.
- To wasze końcowe sekundy na podjęcie ostatecznej decyzji
– poinformowała.
Po tych słowach pchnęła niczym niewyróżniający się fragment
ściany. Sześcioro przybyłych znalazło się w pomieszczeniu przypominającym wnętrze
jaskini. W kilku miejscach znajdowały się wgłębienia, z których wydobywało się
żółte światło doskonale eksponujące skazy ścian. Rozzłoszczone mury marszczyły
się jeszcze bardziej przez bezmyślność delikatnego oświetlenia. Gdzieniegdzie
widoczne były również dziury błękitny blask jak gdyby ich wnętrze pokrywały
drogocenne kamienie. Z sufitu zwisały blisko siebie stalaktyty o smukłych
kształtach. Poza kamiennymi soplami na sklepieniu widniały różnej wielkości
wypukłości. W niektórych otworach można było dostrzec małe cienie
postaci-figurek wykonujących rozmaite czynności – ktoś opowiadał coś
interesującego grupce słuchaczy siedzącym na ziemi, inna osoba prowadziła za
sobą liczną armię, wyciągając wysoko rękę, z kolei następna figurka grała na
flecie. Na najbardziej płaskiej części ściany został namalowany ogromny obraz.
Przedstawiał mnóstwo ludzi. Każdy z nich miała inny wyraz twarzy, kolor włosów,
a także wygląd ubrania. Postacie otaczały rozlegle płomienie, od których
zdawało się, biło ciepło, jak i też światło. Całe pomieszczenie przyozdabiały
girlandy suszonych kwiatów. Jednak najbardziej niezwykłą rzeczą była podłoga
wyglądająca niczym duży, zgniłozielony kawałek szkła. Przybili stali na niej
tak jak na zwykłym, twardym podłożu. Pozory rozmywały się, gdy na środku
dostrzegało się dryfującą łódź. Jej wygląd przypominał pojazd Neptuna.
Dodatkowo na przedniej poręczy stał niewielki amorek przygotowany do
wystrzelenia strzały. Krawędzie podłokietników pokrywały kamienne porosty.
Oparcie stanowiła jakby ogromna muszla. Natomiast po prawej stronie zostało
przyczepione wiosło w kształcie liścia o przedłużonym ogonku.
Piątka osób przyglądała się oczarowana każdym szczegółem.
Rita i Lea poczuły potęgę emanującą od wszystkiego znajdującego się w sali.
Mikołaj znudzonym wzrokiem oceniał wygląd pomieszczenia. W swoim dotychczasowym
życiu widział tyle niesamowitych rzeczy, iż rzadko coś robiło na nim wrażenie.
Gracek podziwiał z nutą strachu zmieszaną z zafascynowaniem. Jego usta powoli
przekształcały się dużą literę „o”.
Ilia ruchem obydwu rąk zaprezentowała całą salę.
- Tutaj przekaże wam moc – zaczęła. – Kto z was jest
przekonany o tym, iż da radę? – Zapytała, splatając palce u dłoni oraz mierząc
wzrokiem obecnych.
Rita wystąpiła jako pierwsza. Nie rozejrzawszy się, uniosła
lekko podbródek. Była pewna. Nie miała nic do stracenia. Całe swoje życie
starała się nie podlegać zasadom, które narzucała jej rodzina. Potrafiła znieść
dużo, nie wymagała i szanowała każdego, kto nie pozwalał sobą kierować.
- Kim byłaś za życia? – Zwróciła się do rudowłosej Wiosna.
Dziewczyna zmrużyła oczy i zacisnęła dłonie.
- Hrabiną. Młodą żoną bogatego hrabiego, który
żeniąc się podwoił swój majątek. Zmarłam z powodu otrucia – odpowiedziała Rita
chłodno.
- Otrucia? – Dociekała Wiosna.
- Bogactwa i pieniądze nie dają szczęścia, jedynie jego
przeciwieństwo – powiedziała jakby ciszej i mniej opryskliwie.
I nagle Mikołaj wszystko zrozumiał! Stąd brała się
elegancja i gracja rudowłosej, jej znajomość manier, dworskich zasad… Była
nieszczęśliwa, bo nie pasowała do epoki, w której żyła, do swojej rodziny. Jej
pochodzenie niszczyło ją, uniemożliwiało rozwinięcie się, bo Rita
charakteryzowała się ambitnym podejściem do wielu zadań, a ponadto była
inteligentna. A przecież kobieta w tamtych czasach nie powinna interesować się
rzeczami, które wtedy według tamtejszych promotorów były przeznaczone wyłącznie
dla mężczyzn. Spojrzał w jej puste oczy. Chłodem i wrednością chciała odegrać
się za lata, w których traktowano ją jak drewnianą marionetką, za pomyłkę losu.
Miała dość i dlatego popełniła samobójstwo. Potrząsnął głową. Nie chciał znać
jej słabej strony, nie chciał jej takiej widzieć, nie chciał jej takiej poznać.
Wolał znosić humory dziewczyny, jej sarkazm, szyderstwo. Nie lubił słabych
ludzi. Rita nie potrafiła podjąć najtrudniejszej walki, jaką jest życie. Czy
zatem nie różniła się niczym od miliona innych osób, które popełniły ten sam
błąd?
Jednak Ilia uznała, że po takich przejściach, posiadaniu
możliwości przemyślenia wielu spraw, Rita poradzi sobie z dużą ilością
przeciwności. Nie pozwoli sobie na kolejny skręt w złą ścieżkę.
- Ktoś jeszcze? – Zapytała bogini.
Pewnym krokiem z szeregu wystąpiła Lea, aczkolwiek jej
uczucia nie były już takie stanowcze. Znów pojawiły się wątpliwości, wydostały
się z najgłębszych zakamarków świadomości. Próbowała szybko je odgonić. Zaczęła
odczuwać strach, odnosiła wrażenie, że cała odpowiedzialność, powaga sytuacji
miażdżyły jej głowę. Może przeceniała swoje możliwości?
- W stu procentach? - Upewniała się krótko Ilia.
Lea kiwnęła głową, bowiem domyślała się, że jej głos byłby
zachrypnięty.
- Rozumiem, że to wszyscy – rzekła po chwili Wiosna,
ostatni raz mierząc wzrokiem wszystkie twarze.
Nikt się nie odezwał, tylko Gracek nerwowo wiercił nogą.
Bogini dostrzegła jego zawstydzenie i poczuła do niego coś na kształt sympatii.
- Dobrze. W takim razie niech ta dwójka ustanie tutaj. –
Wskazała Ilia. – A Ty, Mikołaju, chodź ze mną – rozkazała. – Mogą być w szoku,
toteż będziesz musiał pomóc im wyjść – dopowiedziała szeptem.
Mikołaj przytaknął niezbyt entuzjastycznie.
Ilia nakazała Ricie, aby ta wsiadła do unoszącego się na
powierzchni pojazdu. Rudowłosa nie ociągając się, podeszła do łódki. Dopiero po
dotknięciu chłodnej poręczy, uświadomiła sobie powagę sytuacji. Czy rzeczywiście
była gotowa? Nie, teraz nie powinno być żadnych niepewności, nie powinno być
dla nich miejsca. Zamknęła oczy i polegając wyłącznie na swoich przeciętnych
zmysłach, wsiadła do łodzi. Starała się zrelaksować, rozluźnić, ale mimo
wszelkich usiłowań, skutek był zupełnie inny. Żachnęła się. Czy musiała akurat
teraz zapomnieć, jak przywołać pewność siebie?! Poza tym, czego się bała? Gdyby
miały ją czekać jakieś niespodzianki, na pewno zostałaby uprzedzona. Zerknęła
na Wiosnę. Bogini patrzyła przed siebie ze skrzyżowanymi na piersiach dłońmi.
Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków, nie wykonywała skomplikowanych ruchów,
będących częścią rytuału przekazywania mocy. Po prostu stała. Wydawało się, że
na coś czekała, ale na co? Czy to nie ona powinna zacząć? Czy to nie do niej
należał obowiązek przeprowadzenia całej dziwnej ceremonii? A tymczasem Wiosna
najzwyczajniej tkwiła w jednym miejscu!
Nagle łódź się poruszyła. Drgnęła, skrzypiąc głośno jak
gdyby tkwiła w tym miejscu od wielu lat, a ciężar rudowłosej dziewczyny był
ponad jej siły. Zaczęła ponownie dryfować, aczkolwiek tym razem robiła to
bardziej ociężale, zdecydowanie wolniej. Można by przypuszczać, iż kreśliła na
matowej tafli niezrozumiałe dla nikogo, prócz Ili, znaki.
Rita próbowała sprawiać wrażenie panującej nas sytuacją,
lecz delikatnie chyboczący się pojazd wywoływał w niej uczucie leku. Strach
swoje korzenie wczepiał głęboko, lecz też wybrednie. Zdawało się, że szukał
najkorzystniejszego miejsca, z którego mógłby czerpać dużą ilość pożywienia.
Rudowłosa czuła się coraz bardziej niezręcznie. Nie wiedziała, czego mogła się
spodziewać i taka nieświadomość zwiększała przeczucie nadciągającego
niebezpieczeństwa. Będzie musiała pokonać legendarnego potwora,
przejść bezbłędnie kolejną próbę, znieść niewyobrażalny ból? Zaczęło ją to
irytować. Czemu Ilia nie wytłumaczyła im, jak będzie przebiegała ta cała
ceremonia?! Wszyscy się na nią parzyli, a ona trzęsła się jakby dostała ataku
drgawek! Jeszcze tego brakowało, by poczuli się wyżsi od niej!
Odwróciła się w stronę Wiosny i rzuciła jej wściekłe
spojrzenie. Wówczas tafla wody wokół łódki rozbiła się niczym szyba, w którą
rzucono kamieniem i pojazd zanurzył się ciemnej głębi. Obserwujący zdążyli
usłyszeć tylko stłumiony wrzask. Ich bezwarunkowy odruch udzielenia pomocy
powstrzymała bogini. Zaledwie po kilku sekundach łódź znów pojawiła się na
powierzchni. Wynurzała się powoli, unikając zaskakującego spektaklu, który
przedstawiła na samym początku Przezroczysta ciecz spływała z poszczególnych
elementów leniwie i prawie bezgłośne. Nie minęło dużo czasu, gdy
cały krajobraz powrócił do pierwotnego stanu. Na swoim miejscu tkwiła także
Rita, tyle że tym razem z jej warkoczy kapały pojedyncze krople, a oczy
zasłaniała oklapnięta grzywka. Opuściła pojazd trochę się chwiejąc, dlatego
Mikołaj na znak Ili podszedł do niej. Jednak rudowłosa zrezygnowała z pomocy,
oznajmiwszy to nerwowym machnięciem ręki. Uniosła głowę – miała zaciśnięte
wargi, a jej tęczówki stały się jakby ciemniejsze.
- Nie czuję żadnej różnicy – powiedziała z wyrzutem.
- Nie ma obok ciebie nikogo? Jakiejś postaci, zwierzęcia? –
Zapytała Wiosna, przyglądając jej się uważnie.
Dziewczyna zaprzeczyła wymownym ruchem głowy.
- To masz szczęście. – Uśmiechnęła się bogini. – Żadnych
cięższych konsekwencji.
- Szczęście – prychnęła, podchodząc do Gracka i Meli. Wciąż
nie mogła opanować drżenia swojego ciała.
- No, Lea. Twoja kolej – powiedział Mikołaj i poklepał
dziewczynę po plecach.
- Twój gest miał mnie niby pocieszyć? – Zapytała z udawaną
ironią.
Patrzyła na jeziorko z lekkim przerażeniem. Co tak
wstrząsnęło Ritą? Co czekało ją na dnie? Na początku cieszyła się, że nie była
pierwsza. Mogła dokładnie obserwować przebieg, a następnie ze stoickim spokojem
przejść ceremonię. Teraz bała się jeszcze gorzej. Znała część tajemnicy,
aczkolwiek taką, która wywoływała kolejne obawy, trudniejsze do zlikwidowania.
- Powiedzmy, że tak – odpowiedział ze śmiechem Ignis.
- Nie zmuszaj się. Jeśli nie chcesz, nie musisz –
przypomniała Wiosna.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
Baw się, po prostu się baw, myślała. To tylko kolejna
zabawa, nic więcej. Czeka cię niespodzianka, niekoniecznie przyjemna, ale
zawsze niespodzianka, prawda?
Usiadła na chłodnym siedzeniu. Każdy dekoracyjny element
sprawiał, że było jej niewygodnie. Poruszyła się niepewnie. Jej ciało
przekraczało przeciętną temperaturę, ale od pojazdu biło zimno. Zacisnęła
dłonie na poręczy. Jej mięśnie były napięte do granic wytrzymałości. Czekała na
moment zanurzenia się łodzi. Zamknęła powieki i lekko pochyliła głowę. Wciąż była
przygotowana na to, aby wziąć głęboki wdech. Jak długo będzie znajdowała się po
wodą? Wydawało się, że Rita zniknęła im z polu widzenia tylko na chwilę, ale
nie wiadomo, jak mogła to odczuwać „ofiara”. Dudnienie w klatce
piersiowej rozpraszało myśli. Dlaczego serce zawsze musi przypominać nam o
naszym strachu?
Nagle pojazd runął w dół, a Lea, mimo iż wyczekiwała tego
momentu, z zaskoczenia otworzyła usta. Woda zaczęła wpływać do jej ust. Chciała
ją wypluć, ale wtedy do jej buzi wpadały kolejne porcje, a poprzednie
powodowały krztuszenie. Nie miała, czym oddychać i z tego powodu organizm sam
zapragnął zaczerpnąć tlenu, co wiązało się z kolejnym połykaniem cieczy.
Spróbowała wypłynąć na powierzchnię, lecz coś przygwoździło ją do łodzi.
Macając ręką powierzchnię wokół siebie, odkryła, że wiosło, które tkwiło z boku
pojazdu, teraz zaklinowało jej kolana. Machała kończynami, łudząc się, iż
pomoże jej to się uwolnić. Odnosiła wrażenie, że wypełniająca ją woda, rozsadzi
jej ciało. Zrobiło jej się słabo. Próby oswobodzenia stawały się coraz
powolniejsze, słabsze. Zakręciło jej się w głowie. Czuła, że nie ma siły się
poruszać. Jej ręce bezwładnie opadały z powrotem na poręcz. Była taka zmęczona,
osłabiona… Ale zaraz… Czy ona… Ona mogła oddychać? Klatka dziewczyny unosiła
się delikatnie, a ona sama przyłapała się na tym, iż wciągała wodę ustami
niczym powietrze nosem. Spróbowała się podnieść, lecz wiosło nadal ją
unieruchamiało. Nie miała siły, by je odsunąć.
Coś przyjemnie musnęło jej ramię. Drgnęła. Zmrużyła oczy,
aczkolwiek niczego nie dostrzegła. Delikatne łaskotanie powtórzyło się, lecz
tym razem na obydwu rękach. Potem doszło dziwne mrowienie na nogach. Szarpnęło
ją do przodu. Obracała gwałtownie głowę w różne strony. Nic nie widziała, a
jednak czuła czyjąś obecność. Bała się. Nie miała się, jak bronić. Nie radziła
sobie z podniesieniem ręki, a co dopiero walką. Przysunęła się bardziej do
oparcia jakby to miało sprawić, iż byłaby bezpieczniejsza. Serce ponownie
wybijało przyspieszony rytm, męcząc przez to dziewczynę jeszcze mocniej.
Myślała gorączkowo, rozglądała się. W jaki sposób mogła sobie pomóc? W żaden! –
Krzyknął jej rozum. Była sama, skazana na doświadczenie Wiosny. Przecież bogini
dobrze wie, co robi. Nic się jej nie stanie. Nie może się stać…
W pewnym momencie wiosło uwolniło jej nogi. Chciała
natychmiast wypłynąć na powierzchnię, lecz wówczas coś złapało ją za nadgarstki
i pociągnęło w górę. Krzyknęła, woda znów powodowała krztuszenie. Szarpała się,
ale wtedy uścisk stał się silniejszy, prawie bolesny. Nie mogła nabrać
powietrza, brała oddech z głośnym świstem, by za chwilę znów się dusić.
- Lea! W porządku? – Usłyszała czyjś głos, a po chwili
poczuła mocne uderzenia w plecy. Wypluła przezroczystą ciecz i łapczywie
wdychała powietrze. Była znów wśród swoich. Co chwila jej ciałem wstrząsał
gwałtowny kaszel.
- Może moje klepanie cię nie pocieszyło, ale na pewno
pomogło – stwierdził Mikołaj, pomagając jej wstać. Trzęsła się, jakby kilka
godzin spędziła, leżąc w zaspie śniegu. Dlaczego wciąż czuła coś na dłoniach?!
Przecież Mikołaj trzymał ją za ramiona! Z jej oczu powoli zaczęły kapać łzy.
Była roztrzęsiona, nie umiała panować nad swoim ciałem. I tak naprawdę nie
wiedziała nawet, co się z nią działo. Docierało do niej tylko to, iż coś przed
nią szło. I to „coś” nie miało zamiaru jej opuścić, a ona tego nie widziała.
- Chyba przez kilka dni z Ritą powinniście mieć wolne, bo
nie jesteście w najlepszym stanie – ciągnął brunet. – A w dodatku…
Trzask!
- Co jest… - zaczął, lecz powierzchnia pod jego stopami
załamała się i chłopak z głośnym pluskiem wpadł do wody. Pociągnąłby za sobą
też Leę, gdyby ta nie została odepchana przez swojego niewidocznego natręta.
Dziewczyna szybko podparła się łokciami i spojrzała z przerażeniem na Ilię.
Twarz bogini nie wyrażała żadnych emocji, była niczym rzeźbiona z jasnego
kamienia.
- Co z nim? Co się stało? Gdzie on jest?! – Ocknęła się
Rita. Biegła w stronę jeziorka, potykając się po drodze i docierając na
tajemnicze miejsce prawie na czworakach. Zastukała w podłogę, lecz powierzchnia
znów była twarda.
- Co ty mu zrobiłaś?! – Krzyczała rudowłosa.
Lea powoli cofała się, aby znaleźć się obok reszty, z dala
od jeziorka. Była oszołomiona. Traciła kontakt z rzeczywistością. Nie miała
pojęcia, co się wokół niej wydarzyło. Gdzie jest Mikołaj? Czy uczyniło to „coś”
kręcące się wokół niej? Czemu Ilia nie reaguje?
Rita zacisnęła pięści i patrzyła nieprzytomnie w kierunku
miejsca, gdzie zniknął chłopak. Wstała tak gwałtownie, że zakręciło jej się w
głowie. Rzuciła się na Wiosnę. W tym samym momencie duża fala, która pojawiła
się znikąd, wyrzuciła na brzeg kaszlącego chłopaka. Dziewczyna puściła rękę Ili
i podbiegła do bruneta. Chciała mu pomóc wstać, jednakże on odepchnął ją
gwałtownie. Dopiero, gdy się podniósł Rita dostrzegła w jego oczach szaleńczą
wściekłość. Otarł twarz dłonią, pozostawiając na niej czerwone ślady. Rudowłosa
odsunęła się instynktownie.
- Kto ci na to pozwolił?! – Wrzasnął w kierunku Ili. Oczy
pociemniały mu z gniewu.
- Nie miałaś prawa, rozumiesz?! Mam w dupie to twoje całe
królestwo! – Krzyczał.
- To , że od teraz posiadasz moc, nie oznacza, że musisz mi
pomóc – odpowiedziała ze spokojem Wiosna.
- Oczywiście, że nie! – Zaśmiał się szyderczo. – Dałaś mi
moc, wbrew mojej woli. Ależ nic się nie stało! Wykorzystam ją, z pewnością.
Jednak największą satysfakcję da mi to, jeśli skieruję ją przeciwko tobie.
Myślałaś, że będę ci przez to posłuszny? – Zapytał drwiąco, podchodząc do
bogini tak blisko, że niemal dotykał jej nosa. – Otóż, powiem ci, że się
myliłaś. Szkoda, to mógł być taki wspaniały plan, nieprawdaż?- Szydził,
sarkastycznie gestykulując.
- Uspokój się, Mikołaj. Niczego od ciebie nie oczekuję –
powtórzyła Ilia. Skrzyżowała ręce na piersi i z uniesionymi brwiami przyglądała
się furii Ignis.
- Bałaś się, że mogę się zwrócić do twojej siostrzyczki,
tak? I wydaje ci się, że taka błahostka może mnie powstrzymać przed zwróceniem
się do niej o pomoc? – Śmiał się przesadnie, pełen złości rzucał ciosami na
oślep.
Lea przestała słuchać głośnej wymiany zdań. Ciekawiło ją
to, co kryło się za jednym z wgłębieniem. To nie mógł być cień figurki,
ponieważ się ruszał. Mimo że jej nogi chwiały się tak, iż Lea myślała, że za
chwilę będą wyginać się na wszystkie strony, podchodziła powoli do
interesującego zjawiska.
- Prędzej czy później i tak byś jej potrzebował – odcięła
się krótko Wiosna.
Lea ustała przed skalną ścianą. Szumiało jej w głowie.
Zdawało jej się, iż znajduję się w jakimś transie, a świat wokół niej nie był
rzeczywisty. Zanurzyła rękę we wgłębieniu. Coś znów ścisnęło ją za nadgarstek.
Wyszarpnęła dłoń. Wraz ze swoją ręką wyciągnęła jakieś ciało. Wrzasnęła i
odsunęła się, międzyczasie potykając się o wystający kamień. Jej serce waliło
jakby chciało wydostać się z jej klatki i uciec. Tymczasem ciało jęknęło cicho
i wstało, zamieniwszy się w małą dziewczynkę z grubymi, blond włosami.
Dziewczynkę z bez przerwy powtarzającego się koszmaru Lei…
- Zostaw mnie! Odejdź! – Wrzeszczała brunetka.
Sprzeczający się spojrzeli ze zdziwieniem na Leę.
A dziecko spoglądało na zrozpaczoną dziewczynę
nierozumiejącym wzrokiem. Skąd mogło wiedzieć, że każdym ruchem przypominało
brunetce czerwone oczy bestii nawiedzającej Leę każdej nocy w snach?
Ilia westchnęła. Ritę ominęło. Leę czekał dodatkowy ciężar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz