Białe zasłony delikatnie falowały pod wpływem subtelnych
pieszczot wiatru. Krople deszczu osiadły na nieskazitelnie czystej szybie i
dzięki promieniom słońca, mieniły się wszystkimi barwami tęczy. Duże okno
połączone z wyjściem na zewnątrz wprowadzało do pomieszczenia ogromną ilość
światła. Pokój był niewielki, aczkolwiek posiadał dość bogate wyposażenie.
Ściany pomalowano na mdły, wrzosowy kolor. Podłoga była szarawa. Gdy
dostrzegało się na niej fantazyjne ornamenty roślinne o grafitowych odcieniach,
powątpiewało się, co do rodzaju materiału, z którego została wykonana
powierzchnia.
Naprzeciwko okien stało wąskie łóżko z białymi poręczami
oraz niedużym baldachimem. Po prawej stronie był również beżowy, swoim wyglądem
przywołujący barok, kominek. Z lewej strony znajdował się waniliowy stół, na
którym stał bukiet herbacianych róż. Za morelową zasłoną, w rogu, można było
dostrzec śnieżnobiałą toaletkę. Niedaleko tego mebla swoje miejsce zajmowała
obszerna komoda z malowanymi chabrami.
Atmosfera pomieszczenia była przesadnie słodka i lekka.
Ktoś ostrożnie otworzył drzwi. Płynnym ruchem postać zbliżyła
się do okna, po czym cicho je zamknęła.
- Oj, Lea, biedaczyno. Coś ty sobie zrobiła? – Wzdychała
Natasza.
Dokładnie obejrzała rany dziewczyny, a następnie zajęła się
zmianą opatrunków. Robiła to sprawnie, szczędząc pacjentowi niepotrzebnego
bólu. Każde skaleczenie traktowała równie poważnie, dzięki czemu nie trzeba
było się obawiać o bunt ze strony ciała poszkodowanej.
Gdy zrobiło się ciemno nieobecnością
Lei zaczął się martwić Mikołaj. Przez chwilę rozważał nad tym, czy być może
dziewczyna nie uciekła. Jednak po głębszym zastanowieniu uśmiechnął się sam do
siebie. Uciec? Niby dokąd? Powiadomił Członków Rady o niepowrocie Lei. Uznali
jednogłośnie, że to właśnie on powinien jej szukać. Inni nie znali tutejszych
lasów, a pod osłoną nocy te obszary stawały się jeszcze bardziej niebezpieczne.
A Mikołaj? Orientował się w terenie, w razie zagrożenia łatwo mógł się obronić.
Brunet nieco się zezłościł i o mało nie wyrzucił tym tchórzom w twarz, co nich
myślał, ale się powstrzymał i postanowił udać się na poszukiwania. Może liczył
na to, że po drodze znalazłby kogoś, kto uroniłby dla niego kilka łez? Jednakże
nie musiał wychodzić daleko. Zguba odnalazła się bardzo szybko. Była
nieprzytomna. Mikołaj miał złe przeczucia. Natychmiast przeniesiono dziewczyną
pod opiekę Nataszy. Ta bez zbędnych pytań zajęła się Leą. Ignis zadziwiała jej
wiedza na temat medycyny.
Lea czuła się, iż ktoś znajdował się obok niej. Jednakże jej
powieki były tak ciężkie. Zdawało się, iż coś celowo je obciążało, aby dziewczyna nie mogła ich otworzyć.
Każda taka próba kończyła się obfitym łzawieniem oraz nieznośnym pieczeniem.
Poszkodowana odnosiła wrażenie, że całe jej ciało przygniatał niewidzialny
ciężar, wciskał w miękkie poduszki. Zastanawiała się, co to za siła wywoływała
u niej takie odczucia. Zwykłe zmęczenie czy może wyrzuty sumienia?
Raz…
Dwa…
Trzy…
Cztery!
W jej uszach ciągle rozbrzmiewało to odliczanie. Potem czuła
bolesne odepchnięcie, zaś następnie przed jej oczami ukazywał się widok
walczących. Ogromna postura bestii z zakrwawionymi pazurami, ostrymi kłami i
wściekłym spojrzeniem, a pod nim nieuzbrojony chłopak z wyraźną zaciętością na
twarzy. Ale czy to zdeterminowanie pomogło mu pokonać przeciwnika?
Lea zacisnęła palce na sztywnym prześcieradle. Tchórz –
tylko to słowo odbijało się echem w jej głowie. Mogła poprosić kogoś o pomoc.
Wygrzebać z siebie resztki siły i wejść do siedziby. Albo... Przekazać komuś
wiadomość! Głupia, głupia, głupia! Jak mogła o tym zapomnieć?! Policzki
zapiekły ją nagle, zrobiło jej się gorąco. A jeszcze niedawno oczekiwała czegoś
więcej od Wiosny! Po co, skoro nie potrafiła wykorzystać tego, co już
posiadała? Odetchnęła głęboko. Musiała się uspokoić. Im szybciej wyzdrowieje,
tym wcześniej uda jej się dowiedzieć, kim był jej wybawiciel, czy przeżył oraz
czy spotkanie z wilkiem było przypadkowe.
Maksymilian! Jak to się stało, że list od niego znalazł się
w jej kieszeni? Skąd wiedział, iż dziewczyna współpracowała z Członkami Rady?
Obserwował ją? Jeśli tak, to w jaki sposób? Przecież nie chciał zbliżać się do
Mikołaja. Nasłał na nią szpiega?! Dlaczego?! Zacisnęła usta, tak że powstała z
nich mała, wąska kreska. Ułożone w ten sposób wargi nie wyróżniały się na
bladej cerze. Oczekiwała od chłopaka dokładnych wyjaśnień. Z drugiej strony
cieszyła się, że miała z nim kontakt. Nudziła ją praca na rzecz Rady. Poza tym
nie pragnęła, aby Członkowie niepotrzebnie
się wzmacniali. Czas zacząć nieco komplikować ich plany oraz brać udział w ich
tworzeniu, dopilnować, żeby znać wszystkie szczegóły.
- Gdybyś mnie tam nie zostawiła, nic by się nie stało –
oznajmiła z triumfem Wiki. Jej zielone oczy błyszczało zwycięsko, podkreślając
kto miał rację.
- Chociaż raz mogłabyś mi darować – jęknęła zrezygnowana
brunetka.
- Nie zostawię cię samej, tak jak ty tego nieszczęsnego chłopaka
– rzekła, bezczelnie kręcąc głową z dezaprobatą.
Przez twarz Lei przebiegł bolesny skurcz. Żałowała, że nie
umiała być obojętna, nie potrafiła po prostu zapomnieć niedawno zaistniałej
sytuacji. Znów zapragnęła spotkać się Maksymilianem. Cała niedawna złość
zniknęła jakby była tylko lekkim piórkiem porwanym przez wiatr. Może brunet
znalazłby metodę na pozbycie się upierdliwej Wiki, dowiedzenie się czegoś na
temat tajemniczego wybawiciela? Jednak na razie była zbyt słaba, aby odszukać chłopaka.
Potrzebowała odpoczynku. Długiego odpoczynku…
***
Miejsce, w którym podopieczni Wiosny trenowali przed
przyjęciem mocy, zmieniło się zdecydowanie na lepsze.
Obszar przypominający najgorszy przypadek stepu porósł
niską, jasnozieloną trawą. Karłowate krzaki przyozdobiły się w piękne stroje w
postaci listków oraz biżuterię z owoców. Gdzieniegdzie nieśmiało wystawiały swe
łebki kwiaty o przeróżnych barwach. Wszystkie zmiany zaszły dzięki ingerowaniu
Ili.
Pora Roku widziała, że miejsce to przygnębiało ćwiczących.
Gdyby chciano określić je najprostszymi słowami, powiedziano by, że było
najzwyczajniej brzydkie. A przecież tkwił tam ukryty urok! Wystarczyło wydobyć
to piękno! Wiosna wpadła na pomysł, aby w obumarłe rośliny tchnąć życie, dodać
żyzności wyjałowionej glebie…
Gdy Ilia zaprosiła grupę na ćwiczenia, cała piątka poszła
tam niechętnie. Ich zdziwione miny stanowiły dla bogini wystarczające
wynagrodzenie. Jednakże trawa dopiero wschodziła, na krzewach nie pojawiły się
jeszcze pączki w pełni gotowe do rozkwitu i to trochę rozczarowało przybyłych.
Na pełny efekt musieli zaczekać. Zobaczywszy ich nieco zawiedzione twarze, Ilia
zasugerowała, iż mogłaby przyspieszyć wzrost, ale wtedy rośliny będą z odrobiną
sztuczności, ponieważ to nie ona, a natura powinna zajmować się takimi
sprawami. Pięcioosobowa grupa nie wyrażała sprzeciwu, jak najbardziej popierała
propozycję. I otóż właśnie przez tą pochopną decyzję murawa była równej
długości tak jakby każde źdźbło przycinano nożyczkami do paznokci, listki na
krzewach niczym się od siebie nie różniły, zaś płatki kwiatów posiadały jedynie
inną barwę.
Tylko wodospady podkreślały głośnym szumem swoją
niezależność i stanowczość, a różnorodnością kształtów spadającej wody
udowadniały naturalność.
Słońce wyglądające niczym pomarańcza chyliło się ku
zachodowi. Niebo przypominało płótno, na którym rozzłoszczony brakiem
natchnienia malarz energicznymi ruchami nakładał farby od błękitu pomieszanego
z fioletem aż po krwistą czerwień. Idealnie łączył kolory, tworząc przeróżne
odcienie ciepłych barw. Gdyby potem nie przemalował obrazu na widok czarnej
otchłani usłanej gwiazdami, zapewne zostałby mistrzem impresjonistów.
Na bordowym kocu, ułożonym niedaleko krawędzi przepaści,
siedział Gracek i nerwowo bawił się swoimi palcami. Podkulił kolana pod brodę i
spoglądał na rozciągający się przed nim krajobraz. Za życia mieszkał w mieście
i wtedy rzadko zwracał uwagę na takie rzeczy. Zresztą chyba nawet nie miał na
to ochoty…
Głupi był! Klepnął ręką w kolana, aby uspokoić nieposłuszne
palce. Po co ją zapraszał? Gdyby chciała, już dawno by tu była. Co prawda, nie
ustalił konkretnej godziny… Ale przecież widać, kiedy zaczyna się zachód
słońca…
Usłyszał ciche stąpanie. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał
zmierzającą w jego kierunku Melę. Na dworze było dosyć jasno, toteż Sininen
charakteryzowała się jeszcze większą przezroczystością i niedużą widocznością
niż niezbyt gęsta mgła. Mimo to można było dostrzec wygląd dziewczyny. Amelia
ubrała się w luźną sukienkę na długi rękaw, przepasaną pudrową wstążką. Biel
stroju z dodatkami delikatnego różu podkreślała bladość cery przybyłej,
wyostrzała jej mdły wyraz. Włosy związała w luźny warkocz, aczkolwiek tak
starannie, aby żaden z kosmyków nie pozwolił sobie na swobodę. Pomimo jej
starań niewielkie pasmo wydostało się pod wpływem nieustannego, choć niesilnego
wiatru. Mela po dostrzeżeniu niedoskonałości, szybko zlikwidowała ją,
zgarniając włosy za ucho.
Gracek uśmiechnął się szeroko. Nie zauważał rażącej bieli,
faktu, iż dziewczyna jak gdyby zlewała się w jedna, jasną plamę. Widział za to
lekkie, subtelne ruchy Sininen, jej zawstydzenie i serdeczność bijącą z oczu…
Wpatrywał się w nią zahipnotyzowany. Uwielbiał jej wdzięk, elegancję, której
tak brakowało mu u dziewczyn z jego epoki!
Zerwał się na równe nogi, gdy Amelia znajdowała się już
niedaleko. Uznał, że wobec takiej damy on sam powinien zachowywać się jak
prawdziwy dżentelmen. Wskazał ręką na miejsce Meli. I nagle cienki koc z
materiału o niskiej jakości wydał mu się żałosny, niegodny tej dziewczyny!
- Spoczko widoczek, co nie? – Powiedział po odzyskaniu
pewności siebie. Usiadł obok Amelii i nie spuszczał z niej wzorku. Dziewczyna
zerknęła na niego ukradkiem, nieco speszona jego natręctwem. Uśmiechnęła się i
zwróciła głowę w kierunku niknącego piękna.
- Wyluzka, Mel – rzucił kolorowowłosy. – Możesz ogarniać
wszystkie tematy, na serio – dodał, żeby upewnić towarzyszkę. – Wal śmiało.
Amelia nie do końca zrozumiała słowa chłopaka, lecz gdy
zobaczyła, jaka szczerość emanuje od całej jego postawy, pozbyła się wszelkich
obaw.
- No to, jakieś hobby obczajasz? – Zapytał, jak na swoje
możliwości, w miarę poważnie.
- Słucham? – Spojrzała na niego z lekkim zakłopotaniem.
- Noo… Lajkujesz jeździć na rowerze, czytać, śpiewać… -
Próbował wytłumaczyć Gracek.
- Och, masz na myśli zainteresowania? – Uśmiechnęła się. – W
naszym królestwie niestety nie mamy zbyt dużo czasu na takowe rozrywki. Głównie
ćwiczymy, by poprawić swoje umiejętności batalistyczne, doskonalić je. Niekiedy
również szkolimy się w gimnastyce i akrobatyce, czego byłeś świadkiem, kiedy
przybyłeś w nasze strony. To trudne ćwiczenia, aczkolwiek sprawiają nam one
przyjemność – odrzekła, zmieniając pozycję z wyciągniętymi prosto nogami na
zgiętą w kolanach, które przekręciła w jedną stronę. Na lewej dłoni opierała
się i w większości utrzymywała ciężar ciała.
Odpowiedź Sininen był na tyle wyczerpująca, iż Gracek ze
skupionym wyrazem twarzy i zmarszczonym czołem, co dawało komiczny efekt,
próbował wyłowić z niej konkretny odzew na jego zagadnienie. W końcu zrezygnowany
wybuchnął:
- Lubisz dancować?
- Tańczyć – dodał pospiesznie, zauważając niepewność Amelii.
- Sadzę, iż to miłe zajęcie. Jednocześnie nigdy nie…
- No to dawaj! – Przerwał chłopak, ujmując wystraszoną
dziewczynę za dłonie i zmuszając ją tym samym do powstania.
- Tam-ta-ram…- zaczął nudzić i powoli stawiał wymyślone
kroki. Udawał, że wraz z towarzyszką wykonywali właśnie skomplikowany i
elegancki taniec.
Amelia przyglądała mu się z tłumioną radością. Nie miała
pojęcia, co ten chłopak wyprawiał, ale było nawet zabawnie. I gdy dziewczynie
coraz bardziej podobał się wymysł Gracka, jego poważne traktowanie sytuacji i
lekkość w prowadzeniu, chłopak zatrzymał się. Nie puścił jednak rąk Sininen.
- Wybacz, madame, teraz musimy ogarnąć inne klimaty – oznajmił
dostojnie, po czym na jego twarzy ponownie zagościł ogromny uśmiech, powodując,
że każda część jego oblicza tryskała energią i wesołością.
- Tym-tym-tym… - znów zaśpiewał, lecz teraz melodia była
szybsza, choć pozbawiona konkretnego rytmu. Wydawało się, iż każda nuta została
wyrwana z innej piosenki. Dźwięki nie pasowały do siebie, nie można było
zorientować się, czy przypadkiem śpiew za chwilę się nie skończy. Odnosiło się
takie wrażenie, ponieważ Gracek momentami ściszał głos, by po chwili głośno się
wydrzeć.
Już nie tańczyli jak pary na balach z XVIII w. Chłopak
złapał mocniej dłonie Meli i zaczęli wirować. Coraz szybciej i szybciej.
Wówczas Amelia z przerażeniem odkryła, iż nie dostrzegała nic prócz zadowolonej
twarzy towarzysza. Krajobraz wokół nich zamienił się w rozmazany kleks. Nie
można było zidentyfikować żadnego obiektu. Świat kręcił się wraz z nimi jak
gdyby również chciał na chwilę dać porwać się temu szaleństwu.
Stop! Zatrzymali się gwałtownie. Można by przypuszczać, że
obydwoje uznali, iż pora już wracać. Amelia spiesznie wygładziła sukienkę,
poprawiła niesforne kosmyki, które bezproblemowo uciekły spod ucisku srebrnej
spinki i odetchnęła głęboko, aby zaróżowione policzki przybrały naturalną
barwę.
Natomiast Gracek jakby urósł o kilka centymetrów. Stał dumny
niczym paw. I gdyby przyjrzano mu się uważnie, zapewne zauważono by jak
nieznacznie uniósł głowę. Udało mu się rozweselić dziewczynę, przełamać bariery
powstrzymujące ją przed swobodą! Tylko na chwilę… Ale co z tego? Ważne, że
odniósł sukces!
- Dziękuję za miłe spotkanie – pożegnała się Amelia,
odchodząc bardziej chwiejnie aniżeli z wdziękiem.
- Luzik. Do zobaczyska! - zawołał rozanielony Gracek.
***
Gdy stan zdrowia Lei się polepszył,
zaczęto zabierać ją na treningi, choć była wówczas jedynie obserwatorką. Na
jedynym z nich brunetka podsunęła pomysł z ćwiczeniami dotyczącymi walki.
Propozycja cieszyła się ogólnym poparciem. Prowadzenie przejęła Rita, która
sprawnie posługiwała się mieczem i łukiem. Obsługą broni zajął się Mikołaj, a
lekcjami samoobrony… Mela, szkolona w
tej dziedzinie od dłuższego czasu. Nowi nauczyciele nie posiadali większych
problemów z nauczaniem. Najprawdopodobniej, dlatego, że ich uczniowie
odznaczali się uważnością i chęciami do przyswajania kolejnych umiejętności.
Chociaż treningi przebiegały szybko i prężnie, przed ćwiczącymi tworzyła się
jeszcze długa droga, podczas której będą musieli karmić się pokaźną ilością
wytrwałości.
Lea żałowała, że nie mogła dołączyć do
grupy ćwiczących, a konkretniej trenować wraz z nimi. Za każdym razem, kiedy
oznajmiała, iż czuła się już w pełni wypoczęta i silna na tyle, żeby podjąć
próbę wysiłku fizycznego, spotykała się z natychmiastowym sprzeciwem Nataszy.
Kobieta twardo trzymała się swoim racji – Lea nie powinna się jeszcze
przemęczać. Gdyby teraz znów wyrządziła sobie krzywdę, następna kuracja
trwałaby znacznie dłużej. Na nic nie zdawały się tłumaczenia Lei. Brunetkę
irytowała nagła troskliwość Nataszy.
- Mikołaju, jako Ignis potrafisz
przybierać różne postacie, prawda? – Zapytała Ilia. Patrzyła na chłopaka, lecz
jej myśli wędrowały po zupełnie innym wymiarze.
- Tak- uciął krótko brunet. Wyrwany z obserwowania
precyzyjnych ruchów miecza kierowanego przez Ritę, nieprzytomnie zerknął na
Wiosnę. Lea pomyślała, że na pewno nie był do końca świadomy, o co został
zapytany i kto się do niego zwracał. W innym wypadku jego odpowiedź brzmiałaby
inaczej.
Lea przyglądała się całej czwórce. Starała się zapamiętać
niektóre chwyty, wskazówki, uwagi, jednak bez przećwiczenia w praktyce, nie
było szans na odpowiednie powtórzenie tego w przyszłości. Westchnęła. Marnowała
tu czas. Ale co innego mogła robić? Gdyby zechciała porozumieć się z
Maksymilianem, musiałaby poszukać do tego odpowiedniego miejsca, gdzie nikt by
jej nie znalazł. Jeśli uczyniłaby to tutaj, przy trenujących, wywołałaby
bezsensowne zamieszanie. Straciłaby przytomność, więc obecni przy niej
chcieliby ją cudzić. Ale skoro w ciele Lei nie byłoby duszy, nie udałoby im się
przywrócić jej przytomność, dopóki ona nie powróciłaby do swojej materialnej
części. Ponadto Natasza triumfowałaby i potem długi wypominała brunetce, że
przecież ją ostrzegała. Ostatnie spostrzeżenie przekonało ją dostatecznie, że
nie warto ryzykować.
Nie mogła już dłużej zaszczycać trenujących swoją nieznaczącą
obecnością. Wymknęła się dyskretnie, choć nie bardzo wiedziała, dokąd miałaby
się udać.
Musiała dokładnie przemyśleć całą sytuację. W jej planie nie
powinien znaleźć się jakiś nieprzemyślany szczegół. Zdawała sobie sprawę, że
Członkowie Rady ani nikt z kim współpracowała nie powinni dowiedzieć się o jej
kontakcie z Maksymilianem. Zaprzepaściłaby wówczas szansę na rozszyfrowanie
Rady, zrównanie strategii Członków z ziemią. I to nie z tą ziemią porośniętą
trawą, a tą, na której gleba nigdy nie zasychała, na której mieściły się
drobne, ale spiczaste kamienie. Nigdy nie posądzałaby się o to, iż potrafiła
być taka okrutna. Te emocje same wywoływały takie myśli, słodkie wizje
przyszłości…
Musiała się przejść.
Ochłonąć.
Idąc tylko jedną ścieżką, potrafiła nią bezproblemowo
wrócić. Była to ta sama, przez którą dotarła ostatnio wprost w sidła bestii.
Nie miała ochoty na ponowne spotkanie, aczkolwiek jednocześnie nie chciała się
zgubić. Błądzenie po lesie nie należało do najprzyjemniejszych zajęć.
Pogoda ponownie rozpaczała, ponieważ stwierdziła, że w jej
garderobie znajdowało się mało ubrań. Tym razem płakała rzewniej i obficiej.
Jej pomocnicy zmęczeni ciągłym narzekaniem schowali się za siwymi chmurami.
Lea powitała deszcz przeklęciem złośliwego losu. Nie
zamierzała wracać do siedziby. Nałożyła na głowę kaptur. Na jej czoło wysunęły
się nieposłuszne loki, które po
zetknięciu z ciężkimi kroplami, przykleiły się do skóry dziewczyny.
Dzisiaj przeszła dłuższy odcinek niż zazwyczaj. Do zmroku
zostało jeszcze mnóstwo czasu. Ze względu na ten fakt nie miała się czego
obawiać. Droga powrotna również nie była skomplikowana. Dopiero teraz,
rozglądając się po lesie, zdała sobie sprawę, jakiego głupstwa się dopuściła.
Gdyby coś ją zaatakowało…
- To byś nie dała rady – dokończyła za nią Wiki. Skąd ona
się tu pojawiła? Gdy Lea wychodziła, małej przy niej nie było.
- Wiesz, że przemądrzanie się to wada? I proszę okazuje się,
że nie jesteś taka idealna – westchnęła Lea z udawanym smutkiem. Docinanie Wiki
stało się dla niej niemalże codziennym obowiązkiem.
- I tak tylko ty, o tym wiesz – stwierdziła po chwili
namysłu blondynka. Dziewczynka charakteryzowała się złośliwością, uwielbiała
pogrążać Leę w rozpaczy, ale posiadała dziwną manię nieskazitelności. Bez
przerwy wmawiała sobie, iż należy „do tych bez skaz”.
Lea nie skomentowała spostrzeżenia Wiki. Pokręciła głową i
uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Czego tu szukasz? – Ktoś dotknął jej ramienia.
Lea złapała rękę nieznajomego i przekręciła ją tak, jak
pokazała na dzisiejszym treningu Mela. Nie spodziewała się, że skutek może być
pozytywny, toteż gdy ujrzała przed sobą pochylającego się chłopaka,
nieświadomie rozluźniła uścisk. Jej chwyt nie był na tyle silny i poprawny, by
powalić przeciwnika, ale jego chwilowe obezwładnienie ją zadowoliło. W końcu
jak na zero praktycznych ćwiczeń poszło jej całkiem nieźle.
- Szkoda, że nie potrafiłaś tak ostatnio – powiedział
nieznajomy, lecz w jego słowach nie tkwiła nawet krzta uznania.
Chłopak strzepał ze spodni mokre liście, które przykleiły mu
się, kiedy upadł na kolana. Gdy podniósł głowę, Lea poznała w nim swojego
wybawiciela. Przyjrzała mu się uważnie. Nieznajomy był dość wysoki. Mimo że
padał deszcz nie miał na sobie niczego, co by go przed nim chroniło. Czarne
włosy, zbyt długie, by nazwać je krótkimi, oklapły mu na czoło. Z
pojedynczych kosmyków wprost na zadarty nos, który przy typowo męskich rysach
był dość śmiesznym akcentem, spływały małe krople. Piwne, gęsto otoczone
brązowymi rzęsami, oczy spoglądały na dziewczynę nieufnie, ale i wnikliwie jak
gdyby chciały przez ciało ujrzeć duszę. Były trochę podkrążone, co Lea wzięła
za oznakę zmęczenia lub niewyspania. Usta miał szerokie i ostro wykrojone. Jego
skóra, wbrew stereotypom, iż czarnowłosi powinni mieć ciemną karnację, była
zwyczajnie blada. Chłopak przyjął niedbałą postawę z ręką włożoną do kieszeni,
jednak wcale się przy tym nie garbił, a nawet lekko uniósł głowę.
Brunetka zdecydowanie inaczej wyobrażała sobie to spotkanie.
Obiecała sobie, że go po prostu przeprosi, zapyta o kilka spraw i to wszystko.
A tymczasem nie potrafiła wydusić z siebie chociażby jednego słowa. Nie
potrafiła znaleźć tych odpowiednich.
- Odezwij się, głupia – przywoływała ją do porządku zawsze
trzeźwo myśląca Wiki.
- Powinnam podziękować i jednocześnie przeprosić, choć nie
spodziewałam się, że… - Zawahała się Lea.
- Że jeszcze żyję? – Wyprzedził ją. Pochylił głowę i
pokręcił nią z uśmiechem. Brunetka nie potrafiła rozszyfrować tego gestu.
Drwina? Rozbawienie?
- Nie to miałam na myśli – zapewniła, lecz chyba nie dość
przekonująco, gdyż nieznajomy uniósł prawy kącik ust.
- Jasne. No więc, czego tu szukasz? Wiem, że ignorowanie
pytania to jeden ze sposobów unikania udzielenia odpowiedzi, ale tego ci nie
daruję – wyznał szczerze.
Lea zastanawiała się, czemu chłopak uratowanie jej życia
traktował niczym błahostkę i tak naprawdę podziękowania dziewczyny były mu
obojętne.
- Niczego – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Często tutaj
przychodzę.
Nieznajomy zmrużył oczy i przyjrzał jej się badawczo.
Zdawało się, że tylko jego oczy tak naprawdę żyły. Chciały ujrzeć nawet to, co
trzeba poznać za pomocą umysłu, czasu.
- Wiesz może…- zaczęła niepewnie. Nie wiedziała, czy zwracała
się do odpowiedniej osoby. – Czy tamto zwierzę było… hm… zwyczajne? – Dokończyła,
zastanawiając się czy byłaby w stanie zrozumieć własne słowa.
- Dlaczego o oto pytasz? – Czujność chłopaka zaczynała ją
drażnić.
Ostatnio była wyjątkowo niecierpliwa. Gdy wymagano od niej
długiego skupienia, wszystko wokół zaczynało ją denerwować. Czepiała się
towarzyszów o byle drobnostkę. Drażniła ją nawet krzywo ułożona serwetka. Dodatkowo
jej wrażliwość naruszała Wiki. Czy był to skutek utraty Anioła Stróża?
- Bo chcę wiedzieć! A przynajmniej chciałam – poprawiła
chłodno.
Rozmowa z czarnowłosym nie miała sensu. Chłopak w każdym jej
ruchu, słowie dostrzegał coś niebezpiecznego, coś czemu należałoby się
dokładnie przyjrzeć.
Odwróciła się rozczarowana. Wierzyła, że zdoła się
dowiedzieć więcej niż sama się domyślała. Jej przypuszczenia okazały się mylne.
Spotkanie z wybawicielem zaskoczyło i pogłębiło smutek, zburzyło możliwość
rozwiązania chociaż jednej zagadki.
- Nie wiem. – Usłyszała za sobą głos chłopaka. Spojrzała w
jego kierunku. Stał oparty o drzewo. Powoli schnące włosy zaczęły się kręcić.
Patrzył nie na nią, a przed siebie.
- Mógł to być zwykły wilk, które tutaj raczej rzadko się
widuje – mówił dalej. – Z tego powodu bardziej stawiam na Ignis.
- Ignis…? – Powtórzyła sama do siebie.
- To są takie… - Tłumaczył chłopak.
Dlaczego akurat te bestie? Chciały się na niej zemścić za
Mikołaja? Przecież ona nie była niczemu winna! Znała Mikołaja i to im
wystarczało, tak? Skąd mogli wiedzieć, iż gdyby tylko mogła cofnąć czas,
zrobiłabym wszystko, aby nie natknąć się na tego kłamliwego mądralę?
- Wiem. Znam takiego jednego – przerwała bezlitośnie Lea.
Czarnowłosemu niezbyt spodobało się takie zachowanie, o czym
świadczyło jego zmarszczone czoło. Jednak usiadł na najbliższym kamieniu o
sporych rozmiarach. Jego spojrzenie zdawało się przebijać przez skórę
dziewczyny. Poczuła się niepewnie. Chyba nie powinna tak się chwalić swoimi
znajomościami.
- Znasz Ignis? Może mu podpadłaś i nasłał na ciebie kolegę –
stwierdził tonem, który bardziej mówił: „Trzeba było się zastanowić, z kim się
trzymasz”. Jednocześnie wizja takiego czynu mocno go rozbawiła, bo w jego
tęczówkach pojawiły się wesołe iskierki.
- On do nich nie należy – broniła Lea. Skoro i tak już
wplątała się w ten temat, nie widziała nic przeciwko, by dalej go ciągnąć. Nie
zdradzała żadnego ważnego sekretu. Mikołaj był Ignis i każdy, kto go poznał,
prędzej czy później, się o tym dowiadywał. Mimo uspokojenia własnego sumienia,
wolała się pilnować. Z jej ust mogłoby wymsknąć się coś, co raczej powinno
pozostać między grupą Członków Rady.
- Ignis nienależący do Ignis? – Chłopak uniósł brew i
patrzył na dziewczynę z litością. Głupiutka śliczność! – Ciekawe… - dodał ze
sztucznym zainteresowaniem.
Lea spojrzała na niego spode łba. Nieznajomy nawet przez
chwilę nie starał się być miły. Dla marnego obserwatora słowa czarnowłosego wydawały
się całkiem normalne, lecz warto było zwracać uwagę na pojedyncze gesty, mimikę
twarzy. Wówczas każde zdanie nabierało innego znaczenia. Odpowiednio
akcentowane wyrazy opływały kpiną, drwiną, wyrażały współczucie dla naiwności,
małego ilorazu inteligencji rozmówcy. I jeśli Lea uważała, że Rita oraz Wiki to
mistrzynie opryskliwości, bardzo się pomyliła.
- Nie każda pozornie zła osoba, musi się okazać taka w
rzeczywistości – wzruszyła ramionami, siląc się na obojętność. Mimo iż tak
naprawdę pragnęła udowodnić chłopakowi, że skoro brał ją za bezmyślną istotę i
do tego łatwowierną, to jeszcze się zdziwi!
- Osoba? – Zaśmiał się potępiająco, odchylając głowę do
tyłu. – Ignis to bestie. Potwory, przez które musimy naprawiać ich błędy. Z ich
powodu cierpi wielu niewinnych. A ty… - Zmierzył ją wzrokiem. – A ty wierzysz w
to, że jeden z nich się „nawrócił”? – Wyróżnił ostatnie słowo i wyjął ręce z
kieszeni, aby charakterystycznie zgiąć palce obu dłoni.
- Błędy? – Rzuciła zdumiona, zanim zdołała ugryźć się w
język. Wyklinała się w duchu za niepohamowaną ciekawość.
Ciemnowłosy odwrócił się w jej stronę. Powrócił do dawnej
pozycji. Z jego wyrazu twarzy wyczytała, że właśnie osiągnął przewagę.
Dziewczyna przypuszczała, iż nie odpowie już na jej przypadkowe pytanie i
będzie napawał się nieformalnym zwycięstwem. Jednak nieznajomy nie zamierzał
zachowywać się jak niekulturalny prostak.
- Gdyby te bestie potrafiły hamować swoją zwierzęcą naturę –
twierdził, że porównanie kogoś do zwierzęcia o prymitywnych instynktach
stanowiło dobitną obrazę – Pory roku nie musiałyby przenosić ich tutaj.
Pozostaliby na Ziemi i dzięki temu bariera pomiędzy światami nie zostałaby
zachwiana. Nie nastąpiłaby wymiana – prychnął.
Teraz brunetka nie wstydziła się zapytać, o jaką wymianę
chodziło. Zorientowała się, że chłopak mówił o sprawie, która dla Członków Rady
mogłaby być jeszcze nieodkryta, a tym samym poważna. Serce zabiło jej nieco
szybciej. Wlepiła rozgorączkowany wzrok w chłopaka. Ten zgasił jej nadzieję
krótkim:
- To i tak już nieistotne.
- Zależy dla kogo! – Zawołała oburzona.
- Daj mu popalić! – Piszczała zachwycona Wiki, tupiąc nogami
i zaciskając małe dłonie piąstki.
- Niczemu nie da się zaradzić. Nie będę niepotrzebnie
strzępił sobie język – burknął.
- Aż tak dobrze ci z tym twoim pesymizmem? – Atakowała Lea.
Nie umiała dopuścić do siebie myśli, że ktoś tak łatwo ją lekceważył. Po drugie
denerwowało ją zrezygnowanie nieznajomego, obojętność i jego negatywne, pod
każdym względem, podejście do świata. Po prostu tak nie można! Nie można przez
swoje irytujące usposobienie pozbawiać kogoś szansy na uzyskanie pilnych
informacji. Przeczuwała, iż wiadomość o, jak to nazwał towarzysz, wymianie
zawierała coś naprawdę istotnego. Chłopak wyrażał się ogólnikowo, nie dołączał
do swoich wypowiedzi żadnych konkretów. Odnosił się do tego powierzchownie,
wtrącał tylko znaczące dane. Z takich twierdzeń wnioskowała, iż „wymiana”
również posiadała ważne znaczenie.
- Wyobraź sobie, że całkiem wygodnie – potwierdził leniwie,
znów zasiadając na kamieniu. Przyglądał się dziewczynie i bawił źdźbłem suchej
trawy.
- I nawet karnacja ze strojem doskonale pasują do wyglądu
melancholika – zadrwiła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Chłopak gwałtownie zeskoczył ze skały i za pomocą jednego
susa znalazł się tuż przed dziewczyną. Nie zważał na to, iż wystarczyłby
minimalnie większy krok i przewróciłby Leę.
- Nigdy! Nigdy, rozumiesz?!- Wrzeszczał. Lea cofnęła się
instynktownie, lecz on także się do niej zbliżał. Czuła jego gorący oddech na
swoich policzkach. Piwne oczy jak gdyby pociemniały z gniewu i stały się
bardziej brązowe. Twarz zeszpecił mu grymas wściekłości pomieszany z… szaleńczą
rozpaczą?
- Nigdy nie osądzaj kogoś po wyglądzie! – Fuknął głośno. Szarpnął
się przy tym, przez co krople deszczu, które nie zdążyły wyparować, opryskały
brunetkę.
- I do zobaczenia, bo jeśli często tędy chodzisz, to zapewne
jeszcze się spotkamy – rzekł z nerwowym pośpiechem. Na spokój nie pozwalała
targająca nim złość. Ukłonił się w geście pożegnalnym, aczkolwiek w jego
wykonaniu należało to potraktować jako oznakę pogardy. Kopnął leżący niedaleko
kamień, ostatni raz zmierzył dziewczynę rozsierdzonym spojrzeniem, a następnie
odwrócił się i poszedł.
Lea jeszcze przez jakiś czas tkwiła w stanie oszołomienia.
- Fiu, fiu, ten to ma tupecik – uznała z podziwem Wiki.
Brunetka skierowała na nią zdziwiony wzrok. Dlaczego chłopak
tak ostro zareagował na jej słowa? Sprawiał wrażenie opanowanego. Co wywołało w
nim taki wybuch? Niezbyt błyskotliwa uwaga o jego stroju? W jej słowach tkwiła
jakaś niezagojona rana?
Lea przez chwilę obserwowała oddalający się punkcik, po czym
udała się powrotem do siedziby. Przed wejściem przysięgła, że ostatni raz
wchodziła tam z czystym sumieniem.
__________________________________________________________________________
Taki sobie luźny rozdział.
Rozpieszczam Was ostatnio dialogami. :P
Stwierdziłam, że skoro rozpoczęłam wątek Gracka z Melą to albo powinnam go dokończyć, albo ciągnąć. Wybrałam to drugie.
Co sądzicie o bezimiennym wybawicielu Lei?
Tak! Już drugi raz dodaję nowy post zgodnie z terminem. I przyznam, że jestem z siebie dumna. :)
nie ma problemu. układ mi się podoba. podziwiam Cię za odwagę :) dodaję do linków i jeszcze w tym tygodniu nadrobię Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńhttp://with-the-rain.blogspot.com/
Nie było w tym ani grama odwagi. :) To taka bardziej szczerość. :)
UsuńCóż, ja również się cieszę. Może nawet od razu wezmę się za czytanie? ;D Również dodaje do linków. Całuski! ;**
OdpowiedzUsuńoczywiście - nie ma problemów :) osobiście zawsze sledze nowe wpisy swoich czytelników, więc nie masz się o co martwić. w najbliższym czasie dodaję do linków i w wolnym czasie biorę się za czytanie, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałem podziękować za komentarz i zaproszenie. W końcu udało mi się zajrzeć. No cóż, nie mam się do czego przyczepić, pełno malowniczych opisów, ciekawe imiona. Akcja ujęta w intrygujący sposób. Nie bardzo mogę odnieść się do całości po przeczytaniu jednej notki. Póki co skorzystam ze streszczenia, a czytanie pełnych notek zostawię sobie na wakacje.
OdpowiedzUsuńJeśli to nie problem, poproszę o informowanie o nowych postach. Pozdrawiam
Rozumiem. Rozdziałów jest dużo, dlatego dodałam zakładkę "Streszczenie", żeby można było szybko nadrobić i móc komentować najnowsze notki.
UsuńZ informowaniem nie ma problemu. :)
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Cóż, jeśli chodzi o Twój komentarz u mnie, nie podoba mi się. Układ "czytelnik za czytelnika" kojarzy mi się z konkursikami trzynastolatek i wymianą w stylu "komć za komcia", jakkolwiek by się to pisało. Ale. Weszłam na bloga, przeczytałam notkę i tak - jestem zaciekawiona dalszą częścią i poprzednimi notkami, które muszę nadrobić, dlatego będę czytać Twojego bloga i zyskałaś czytelniczkę (o ile nie będzie nudno, bo że styl masz dobry, to i po tej jednej notce widać, ale fabuły się z niej odkryć do końca nie da ;)). Ostrzegam tylko, że jestem szczera w komentarzach i raczej nie licz ode mnie na ciągłe pochwały, ale czasem i na wytykanie błędów i konstruktywną (powtarzam: KONSTRUKTYWNĄ) krytykę. Pasuje Ci taki układ? ;)
OdpowiedzUsuńPS: Jeśli będziesz chciała poczytać mojego bloga, oczywiście będzie mi bardzo miło. Możemy pójść na ten Twój wymarzony układ, co mi tam. Nie zmuszaj się po prostu, jeśli Ci się nie spodoba, to wszystko. Chętnie przeczytam później Twoją opinię.
(what-dies-last.blog.onet.pl)
Jak zobaczyłam Twój komentarz w powiadamiaczu, to myślałam na początku, że mam jakieś zwidy. Ale bardzo się z tego ucieszyłam ;) I mam nadzieję, że nie będzie już takich długich przerw między rozdziałami.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się kim może być ten nieznajomy (kurczę, mógłby się chociaż przedstawić, ale tak łatwo jak zwykle nie ma ;) ). Trochę mnie zirytowało jego zachowanie, zaczynał coś mówić, ale zwykle nie wyjaśniał wszystkiego dokładnie. Chociaż z drugiej strony nie ma co się dziwić, skoro Lei nie zna, a na dodatek dziewczyna broni Ignis, a wiadomo, jaki stosunek ma do nich reszta świata.
Jak zwykle świetne opisy przyrody ;) Przy tym majstrowaniu nad naturą stanął mi przed oczami mój kolejny rozdział i opis planety wyroczni.
Może nie powinnam tak mówić, bo w końcu Lea cierpi, ale podoba mi się postać Wiki i niektóre jej komentarze.
Kilka błędów, które się wdarły do tekstu:
Jednak na razie była zbyt słaba, aby odszukać chłopak. - chłopaka
- Luzik. Do zobaczyska! - Zawołał rozanielony Gracek. - zawołał
Obsługą broni zajął się mikołaj, a lekcjami samoobrony… Mela, szkolona w tej dziedzinie od dłuższego czasu. - Mikołaj
Czarne włosy, zbyt długie, by nazwać jego krótkimi, oklapły mu na czoło. - je
Nie wiedziała czy zwracała się do odpowiedniej osoby. - przecinek przed czy
- Nie wiem – usłyszała za sobą głos chłopaka. - Usłyszała i kropka po wiem (gdy po wypowiedzi nie ma żadnych synonimów od "powiedzieć", to stawia się kropkę i po myślniku z wielkiej litery)
Skąd mogli wiedzieć, iż gdyby tylko mogła cofnąć czas, zrobiłabym wszystko, aby nie natknąć się na tego kłamliwego mądrale? - mądralę
Mam nadzieję, że za błędy nie będziesz zła, ale wyjątkowo czytałam w Wordzie i wtedy mam taki nawyk, że je wypisuję.
Pozdrawiam serdecznie :)
Też mam taką nadzieję. :)
UsuńNieznajomy zapewne jeszcze się pojawi. W końcu sam przyznał, że kiedyś spotka Leę.
Lea jest w sumie nie do końca świadoma, że wyrażając się w ten sposób o Ignis, może do siebie niektórych zrazić. Jednak jest na tyle lojalna, że się nie wyparła Mikołaja.
A no tak to jest, że lubimy tych bohaterów, których raczej nie powinniśmy podziwiać. :)
Zła? No co Ty! Cieszę się, że mi je pokazałaś. Ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że chyba jestem ślepa. ;)
Pozdrawiam. :)
Witaj! Jestem z bloga http://tajemnica-swiatla.blog.onet.pl Twój układ... cóż, czemu nie? Z przyjemnością wgłębię się w Twoje opowiadanie, które na moje małe nieszczęście ma już 20 rozdziałów, ale szczerze? Cóż to dla mnie?
OdpowiedzUsuńOczekuj więc na mój komentarz po przeczytaniu wszystkich postów ;).
Tajemnicza.
Świetne! Przeczytałam ten rozdział i w skrócie poprzednie... Jak będę miała trochę wolnego czasu to na pewno przeczytam wszystko ze szczegółami :)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, miły. Podoba mi się jak piszesz, choć widziałam wiele literówek ;D Oczywiście odpowiada mi taki układ, ale ja swój blog niedługo przeniosę na inny serwis, więc jakby co to Cię poinformuję ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Literówki... One się raczej ode mnie nie odczepią... Niestety. ;/
UsuńPozdrawiam. :)
No hej, jasne ze bede czytac i komentowac twoje opowiadanie, jezeli ty bedziesz czytac i komentowac moje opowiadania.
OdpowiedzUsuńJestem Werkota i prowadze te blogi:
alice-jasper-jessy-hale-historia.blog.onet.pl oraz
vaylet-cullen-story.blog.onet.pl
Mam nadzieje ze spodobaja ci sie moje opowiadania i ze bedziesz komentowac. Ja napewno bede tu czesto zagladac :)
PApapapapapa :*
Miałam czytać i komentować Twój blog dopiero po zakończeniu sesji egzaminacyjnej, ale że mam dzisiaj trochę wolnego, to już zacznę. Pozwól, że będę zostawiała Ci komentarze pod najnowszą notką z uwzględnieniem, o którym rozdziale mowa, tak jak Ty u mnie.
OdpowiedzUsuńNo to pierwszy:
Początek zapowiada coś naprawdę ciekawego. Poznajemy główną bohaterkę, która wydaje się silną, niezależną kobietą, co mi się podoba. Jest też Mikołaj, który, chociaż powiedział dotychczas tylko kilka zdań, też wydaje mi się bardzo interesujący. No i te błękitne oczy nieznajomego, które „zauroczyły” policjanta, tym razem – moim zdaniem – w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Ooo, kilka akapitów dalej dowiaduję się, że błękitne oczy należą do Mikołaja. To jeszcze lepiej ;)
Ogólnie mówiąc w rozdziale nie dzieje się wiele, głównie poznajemy zawiłą przeszłość Lei, która (mam nadzieję) będzie miała wpływ na wszystkie kolejne części. Poza faktem, że Mikołaj bardzo przypadł mi do gustu, a Lea troszkę mniej (ale tylko odrobinkę, bo myślę, że w dalszych częściach będę darzyła ją większą sympatią), nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Mam nadzieję, że rozpiszę się bardziej przy kolejnych rozdziałach, jeśli dasz mi okazję ;)
Bardzo podoba mi się język, którym piszesz, ale na Twoim miejscu unikałabym rymów w prozie. Ostatnio wykładowca zwrócił mi na to uwagę i teraz sama zauważyłam, że to trochę razi. Za bardzo się wyróżnia i wybija z rytmu, który powinny posiadać dobrze skomponowane zdania (i Twoje go posiadają, przyznaję z pełnym uznaniem).
A oprócz tego podczas czytania wyłapałam kilka błędów, więc – jak obiecałam – oto one: (mniej więcej w połowie trochę za bardzo skupiłam się na treści, żeby wyszukiwać językowych nieścisłości, ale myślę, że nie ominęłam niczego bardzo poważnie rażącego, lub – bardziej moim językiem – dającego czytelnikowi po mordzie). A teraz do rzeczy:
Kelnerzy z lekko przestraszonymi twarzami biegli na złamanie karku, widząc jakiekolwiek kiwnięcie, ozdobionych diamentowym pierścieniami, palców. – „ozdobionych diamentowymi pierścieniami” to wcale nie jest wtrącenie i nie należy oddzielać go przecinkami.
Tuż przy wejściu wisiało ogromne lustro w złotej oprawie, na której ładnym figlarnym, charakterem pisma wyryto pewien napis. – [...] na której ładnym, figlarnym charakterem pisma [...], czyli źle postawiony przecinek :).
Palił papierosa, dopóki pewien młody i bardzo strachliwy kelner, nie podszedł do niego i nie poprosił, aby przestał. Wówczas mężczyzna niechętnie kiwnął głową i zgniótł niedopałek w popielniczce. – Do tego fragmentu mam pewne zastrzeżenia. Po pierwsze, skoro w restauracji nie można palić, to skąd wzięła się tam popielniczka? Tajemniczy mężczyzna przyniósł ją ze sobą? Po drugie, znów interpunkcja. Przed „nie podszedł” przecinek jest zupełnie zbędny.
Przecinki ogółem są chyba Twoją słabszą stroną i z reszty rozdziału nie będę ich wypisywać, ale radzę Ci w wolnej chwili sobie go przejrzeć i ewentualnie poprawić. Naprawdę, język, którego używasz jest bardzo wyszukany i błędna interpunkcja w jego towarzystwie tym bardziej razi po oczach.
lub lądowali we więzieniach – w więzieniach.
Proste, długie blond włosy wpadały jej w oczy, przez co zasłaniał widok. – zasłaniały.
Wkrótce odniosła wrażenie, że unosi się do góry. – to pleonazm.
I dosłownie tuż przed kołami zobaczyłem tą dziewczynę! – tę dziewczynę, ale patrząc na zdolności językowe typowego przechodnia (to w końcu dialog), przypuszczam, że to może być celowy błąd
Zwłaszcza, że jest ubrana w białą sukienkę! - Zawołał. – zawołał, od małej
-Wszystko w porządku?- Zapytał – również od małej „zapytał”
A teraz lecę spać po tej tajemniczej bajce na dobranoc, jaką zafundował mi Twój blog ;) Niebawem wrócę.
Fancy [what-dies-last]
Miło mi, że wykorzystałaś ten wolny czas, aby odwiedzić mój blog.
UsuńWidzę, że Mikołaj przypadł Ci gustu. I dobrze, trzeba mieć faworytów, których potem się wyklina, gdy zrobią coś, czego nie oczekiwaliśmy. :)
Rymy rzeczywiście czasem się zdarzały i jak się czyta na głos to takie zdanie wtedy śmiesznie brzmi (oczywiście w tym raczej negatywnym znaczeniu).
Przez niektóre błędy zapadłam się pod ziemię, ale już je poprawiłam.
Dziękuję za pochwałę, jak i również wskazanie niedoskonałości. Doceniam to, że czytałaś uważnie i poświęciłaś czas, którego, jak przypuszczam, masz teraz mało. :)
Trochę jak dobranocka? ;)
Pozdrawiam. :)
Podoba mi się sposób w jaki opisujesz przedstawiony świat, uczucia bohaterów, wydarzenia. Po prostu widzę co ich otacza, jak wyglądają, co robią i wiem co czują - umiem się przenieść w świat przedstawiony przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej w rozdziale podobał mi się fragment o Gracku i Amelii. Stanowią świetny kontrast - ona elegancka dama, on to taki ziomek z osiedla. Ciekawe kto na kogo bardziej wpłynie? Ale bardzo przyjemnie się nich czyta. Tam-ta-ram... xD
Tajemniczy wybawiciel Lei... Hmm, wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Lubię takie postacie, których nie da się jasno odczytać, są pełne zagadek i takie "wszechwiedzące". Fajnie, że na razie tak mało nim wiadomo i na pewno jeszcze długo nie dowiemy się o nim niczego bardziej konkretnego poza wyglądem. Ale może chociaż imię? ^^
Jeśli to nie byłby dla Ciebie kłopot, mogłabyś informować mnie o nowościach? Z góry dziękuje. Pozdrawiam!
[http://blossom-brick.blog.onet.pl/]
Dziękuję. :)
UsuńCieszę się, że odebrałaś w ten sposób fragment o Gracku i Meli, bo właśnie o taki efekt (kontrast) mi chodziło. Dlaczego zawsze pary miałyby do siebie idealnie pasować? :)
A no wybawiciel jak tajemniczy to już tak do końca. Póki co pozostanie bezimienny. :)
Z informowaniem nie ma problemu.
Pozdrawiam.
Chciałabym Cię poinformować, ze ja również przeniosłam bloga na blogspot. Niestety, znowu nie wiem co i jak i mam kilka próśb-pytań. Nie mam zielonego pojęcia, jak ustawić napis na belce i podstrony...
OdpowiedzUsuńZapraszam na zamiast-piekla.blogspot.com ;)
Świetny rozdział! Znalazłam twojego bloga przed chwilą, ale mam zamiar przeczytać pozostałe rozdziały! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na mojego bloga
http://titanic-by-melodia.blogspot.com/ :D
Pozdrawiam i z góry dziękuje za odwiedziny :3
TAK! Przeczytałam ;) I nie wiem od czego zacząć... Wyznaję zasadę "Komentarz pod postem, odnośnie postu", jednak nie skomentowałabym gdybym nie przeczyta wszystkiego... No cóż lubię doceniać autora jeśli na to zasługuje ;), zapamiętać pewne opowiadanie, wiedzieć o co chodzi i wyciągnąć z bloga coś więcej oprócz wyrwanych z treści fragmentów, więc... Rozdział cudowny! :D Cieszę się, że należysz do osób, które mają już pewne doświadczenie z pisaniem, potrafią tworzyć opisy i ubierać w nie dialogi :) Momentami Twoje opisy są po prostu bajkowe i lekkie. Twój styl pisania określiłabym jako ulepszający się, jeszcze trochę i będzie wręcz profesjonalny. Zdarza Ci się popełniać błędy składniowe, w budowie zdań np. "Potwory, przez które musimy naprawiać ich błędy." nie wiem o co Ci tutaj dokładniej chodziło. Być może nie zrozumiałam czegoś, ale wydaje mi się, że skoro raz napisałaś "potwory" to później nie trzeba wstawiać "ich", ale może to moja wina. Bardzo prawdopodobne, że coś źle odebrałam. Widzę, że w powyższych komentarzach już wymieniano Ci niektóre błędy, więc jaki sens ma powtarzać cokolwiek? Jednak nie przejmuj się tym zbytnio :) Twoje rozdziały są tak długie, że mają prawo zawierać pewne potknięcia. Zupełnie inaczej by było jakby Twoje posty zajmowały tyle co ledwo pół strony w wordzie i miały w sobie stosy błędów, a uwierz mi, że są takie blogi ;) To teraz treść... Spotkanie Amelii z Grackiem było naprawdę urocze, ten taniec na początku wolny, później coraz szybszy, który porównałaś do zmiany epok. Im szybciej tańczyli tym szybciej mijały lata, w których dane style tańca preferowano. Amelia zachwyciła Gracka swoją urodą mimo tych "niedociągnięć" typu luźny warkocz, z którego wystawał niesforny kosmyk oraz przesadnie biała sukienka. Spotkanie Ley z nieznajomym, wcześniej treningi też były bardzo ciekawymi wątkami. Zdziwiło mnie zachowanie chłopaka, chociaż w pewien sposób rozumiem jego postawę odnośnie Ignis. Najwidoczniej wie o nich więcej niż sama rada. Szkoda tylko, że Lei nie udało się wyciągnąć z niego takowych informacji. Swoją drogą Wiki strasznie mnie irytuje, ale cóż... ;) Zawsze w opowiadaniach znajdą się takowi bohaterowie ;) Na końcu szablon, a warto o nim napisać :) Gdy pierwszy raz weszłam na Twojego bloga to on zachęcił mnie do czytania :) Obrazek na głównej wspaniale nawiązuje do fantastyki i do historii, którą piszesz :) a kolorystyka jest świetnie dobrana. Uwielbiam takie zestawienie barw: niebieski w połączeniu z czernią i już wprowadza nas w taki tajemniczy inny świat :) Masz tu wszystko co potrzebne, nic dodać nic ująć xD Na koniec... Nie mogę się doczekać NN i proszę, jeżeli nie sprawia Ci to problemu powiadom mnie o niej :) Nice calida salutant! ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję, naprawdę bardzo mi miło. :)
UsuńA język, owszem, nadal są błędy i jestem tego świadoma, dlatego zawsze doceniam to, że ktoś mi je wskazuje. Mam nadzieję, że kiedyś rzeczywiście uda mi się dojść do perfekcji, choć to jeszcze trochę długa droga. :)
Cieszę się, że spodobał Ci się rozdział. Gracek i Amelia mają być taką odskocznią od ciągłych kłamstw, napięcia itd. Najlepiej, jeśli utrzymuję się różnorodność w bohaterach i jeśli Wiki Cię irytuję, to jestem jak najbardziej zadowolona. :)
Szablon pierwszy raz robiłam sama (choć tutaj ma się prawie wszystko gotowe, bo wystarczy znaleźć obrazek) i jestem z siebie dumna, że tak wielu osobom przypadł do gustu.
Jeszcze raz dziękuję za wyczerpujący komentarz i pochwałę. Na pewno Cię powiadomię o nowym rozdziale.
Pozdrawiam. :)
,, Wszystkie zmiany zaszły dzięki ingerowaniu Ili” ingerencji Ili.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się to czyta.
,, Odpowiedź Sininen był na tyle wyczerpująca” – była. Nieźle się uśmiałam przy dialogu Gracka z Melą. J Taki rozskok językowy…
,, Ponadto Natasza triumfowałaby i potem długi wypominała brunetce” długo. Widzę, że Lea knuje. Mam nadzieję, że na coś wpadnie.
,, Nie będę niepotrzebnie strzępił sobie język” języka. Co za chamski gbur! Spodziewałam się po nim czegoś lepszego, a od początku rozmowy opływa złośliwością…
Rozpieszczasz? Rozpieść mnie jeszcze dłuższym rozdziałem, to będę szczęśliwa! J
Pozdrawiam!
Zaraz poprawię błędy. Dzięki za ich wskazanie. :)
UsuńSpokojnie, krótsze też czasem muszą być. Mogę jedynie obiecać, że kolejny będzie dłuższy od tego.
Pozdrawiam.
Witaj! Zostawiłaś kiedyś adres tego bloga na moim, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego powodu :) Co prawda przeczytałam na razie tylko fragment pierwszego rozdziału, ale z pewnością wykorzystam mój wolny czas, by wszystko tutaj nadrobić :) Jeżeli nie masz nic przeciwko - dodam Twój blog do linek ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie do mnie - Http://utracone-uczucia.blogspot.com :)
Również dodaję Cię do linków i jak tylko znajdę trochę czasu, zabieram się za czytanie. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Nareszcie udało mi się wszystko nadrobić:) Jednak nie będę się za bardzo rozpisywać, bo trochę mam braki w czasie, mam tylko nadzieje, że mimo to uda mi się przekazać wszystko to, co mam na myśli i sądzę, że powinnaś się ode mnie dowiedzieć. Mianowicie piszesz genialnie, wprost wchłonęłam się w tą historię niczym gąbka w wodę, zdecydowanie bohaterowie przypadli mi do gustu i każdy ma w sobie coś wyjątkowego i wyróżniającego go z reszty. Tak na przykład Gracek czy Mikołaj. Ogólnie zaintrygowali mnie ci cali Ignis i to, że potrzebują do życia krwi i łez duszy rozumnej. Zresztą zauważyłam w tym opowiadaniu wiele oryginalnych i niesamowitych pomysłów, które świetnie wpasowały się w tą historię. Po prostu jestem oszołomiona i zachwycona twoją wyobraźnią i zdolnością przelania jej w słowa. Nie powiem, warto było tu zajrzeć i spędzić te parę godzinek dla zapoznania się z treścią. Jeśli chodzi o sam ten rozdział to ten bezimienny ratownik Lei mnie zaintrygował, ogólnie znów pojawił się znikąd, jednak tym razem nie wywołał w dziewczynie współczucia i wyrzutów sumienia, a złość i rozdrażnienie. Dziwne jest to, jak okoliczności wpływają na nasze postrzeganie innego człowieka, czego ich relacje są przykładem.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa też, jakie jeszcze treningi odbędą nasi "przyjaciele" pod czujnym okiem Wiosny i jak będą się przedstawiały ich zdolności po ich przebyciu. Przyznam, że zaintrygował mnie też kilka rozdziałów temu jej czyn, w stosunku do obdarzenia (niespodziewanego obdarzenia) też mocą Mikołaja. Czy on mimo to i tak uda się do Zimy, jak postanowił? Nie wiem, ale zapewne wkrótce rozstrzygniesz tą niewiadomą, jak również i fakt, jak Maksymilian przekazał swój króciutki list Lei..
A miałam się nie rozpisywać! Ogólnie mam ci jeszcze tyle do powiedzenia, że chyba po skończeniu mojego monologu, klawiatura zaczęła by płonąc pod wpływem ciągłego uderzania moich palców w jej klawisze, jednak powoli się powstrzymuje. Poza tym nie chcę zadręczać cię komentarzem, który swobodnie mógłby odpowiadać, za cały rozdział w niektórych opowiadaniach. Powiem ci jeszcze tylko, że po przeczytaniu tego, co mi zaserwowałaś mam cały czas banana na ustach i czuje lekki niedosyt informacji, gdyż chciałabym więcej! Tak właśnie przygody twoich bohaterów zdążyły mnie wciągnąć i proszę o ciąg dalszy... Na przykład tego, czy Lei uda się dostać do Maksymiliana, albo relacji Gracka z Melą. Dobra ja już się zamykam i zapraszam do siebie. Pozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMiło mi, że poświęciłaś czas, aby przeczytać moje opowiadanie.
UsuńNaprawdę bardzo się cieszę, że ta historia tak przypadła Ci do gustu. Próbuję wymyślać coś oryginalnego, co wcale takie łatwe nie jest, bo zawsze znajdzie się coś, co może być chociażby minimalne do czegoś tam podobne i wszyscy od razu uważają to za plagiat jakiegoś serialu czy też książki, o których Ty nawet nie słyszałaś. Więc, dlatego, że ktoś zauważył moje starania, jestem cała w skowronkach. ;)
Wszystkie Twoje pytania znajdą odpowiedź w kolejnych rozdziałach. :)
Dziękuję za komentarz i obiecuję, że wkrótce zabiorę się za czytanie u Ciebie. :)
Pozdrawiam.
W końcu zakończyłam sesję i mam czas przeczytać to opowiadanie :) Ech, minęło trochę czasu odkąd czytałam pierwszy rozdział i mogę nie wszystko z niego pamiętać, więc jeśli znajdziesz w moim komentarzu jakieś nieprawidłowości, to z góry za to przepraszam, po prostu mi wypomnij ;)
OdpowiedzUsuńScena przed lustrem mi się podoba, wprowadza już trochę zamieszania i od razu zachciało mi się czytać dalej po dość przeciętnym wstępie (nie lubię czytać o uczuciach i ciągle na nowo przeżywanym strachu, choć sama zmuszam do tego ludzi czytających moje opowiadanie ;P). Tak czy inaczej, im dalej tym bardziej mi się podoba. Historia Lei jest tajemnicza i jako, że to fantastyka (już przy początkach drugiego rozdziału jestem w stu procentach pewna, że Mikołaj nie jest człowiekiem ;P), jestem bardzo ciekawa co dla niej wymyślisz ;) Prorocze sny też są fajne, mam tylko nadzieję, że w którymś z przyszłych rozdziałów któryś z nich ukażesz, bo póki co wszystkiego trzeba domyślać się z takich fragmencików myśli Lei, że łatwo się zgubić albo przeoczyć coś istotnego.
Co do sceny z rozbitym szkłem, troszkę mnie rozbawiła ;) Wybacz, ale jaką trzeba być ofiarą, żeby zbierając kilka odłamków szkła z butelek perfum (chcę tylko zaznaczyć, że perfumy bardzo ciężko się tłuką, bo buteleczki zrobione są z grubego szkła) pokaleczyć ręce do tego stopnia, żeby krew spływała z nich na podłogę. Tak, rozumiem, że była roztrzęsiona, ale pomimo wszystko nie wiem, co ona musiała z tymi odłamkami robić, że tak się pocięła ;)
No proszę, pojawia się staruszka, która pewnie będzie czarownicą i - mam nadzieję - jako osoba stara, doświadczona i mądra wszystko mi tu zaraz wyjaśni, bo jestem zagubiona nie mniej niż Lea. A, tylko mam taką małą dygresję co do fragmentu: "Miała w sobie coś, co ją różniło od wszystkich innych starszych pań, które ze szczerym uśmiechem przepraszają za delikatne trącenie torebką, którego my nawet nie poczuliśmy. " Gdzie Ty widziałaś staruszki, które przepraszają za lekkie trącenie torebką? ;P Bo może ja mam pecha, ale na mnie staruszki zazwyczaj jednak krzyczą, a już zwłaszcza w autobusach, kiedy ustąpienie im miejsca zajmuje mi o kilka sekund dłużej niż tego oczekują. No, ale niech Ci będzie, w końcu to fantastyka ;))
Końcówka świetna, aż się cieszę, że mam zaległości i od razu mogę przeczytać następny rozdział, bo inaczej zeżarłaby mnie ciekawość ;))
Jak zwykle wypisałam błędy. Swoją drogą, nie wiem czy to już pisałam, ale bardzo się cieszę, że wprowadziłaś poprawki w pierwszym rozdziale - widać, że nie wyszukuję błędów ot tak sobie, tylko Ty naprawdę bierzesz je sobie do serca :) Oto kolejna porcja ;):
wypełnić tą pustkę - tę pustkę ;)
wypełnić tą pustkę, którą czuła w głowie - Upierałabym się, że w głowie można mieć pustkę, ale nie czuć pustkę
Niestety strach, który od wczoraj zagościł w jej ciele, nie pozwalał na to. - Czepiam się, wiem, ale strach zamieszkał chyba w niej, a nie w jej ciele (strach to uczucie w końcu, w ciele może zamieszkać co najwyżej tasiemiec ;))
Dziewczyna słyszała swoje głośne bicie serca, błagające o chwilę spokoju. - błagającego o chwilę spokoju. Bo to serce błaga, a nie bicie, prawda?
Jednak niepokój złośliwie wzrastał, zamiast maleć - "zamiast maleć" jest zupełnie zbędne, ale jeśli już to zostawiasz, to usuń przecinek :)
tą minimalną kontrolę - tę minimalną kontrolę (też często popełniam ten błąd, kiedy przypląta się przymiotnik z końcówką na ą ;))
Musi jej śnić… - zapomniałaś słowa "się"-
Au! Lea, co Ty do cholery wyprawiasz?! - zaimki z wielkiej litery piszemy tylko w listach, nie w opowiadaniach.
Dziwny trzask w głowie i ustanie szumu, sprowadziło na ziemię. - kogo?
Także uszczerbek na zdrowiu ten incydent po sobie zostawił. - składnia tego zdania powala ;) Prawie jak Mistrz Joda z internetowych memów ;)
Znał to, aż zbyt dobrze i chętnie by ją w wyręczył - w niepotrzebne :)
To było jej przeznaczenie. Ponadto to w jej rękach leżał dalszy los wszystkiego, a w tym także jego los. - dwa powtórzenia. "Jej" i "los"
Druga część komentarza: (Tak, był tak długi, że nie chciało mi go opublikować ;/)
OdpowiedzUsuńJej starania nieco przypominały syzyfową pracę. - związki frazeologiczne są o tyle złośliwe, że nie można ich przekształcać. Coś może być syzyfową pracą, ale nie może jej przypominać, niestety. Swoją drogą to zdanie jest zbędne, bo czytelnik dowiaduje się tego już z poprzedniego
chmury z rozkazu słońca jak gdyby się rozpłynęły, zostawiając po sobie jedynie białe ,,smugi’’ - smugi to smugi, cudzysłów niepotrzebny ;)
mógł wiedzieć, co naprawdę działo się w jej duszy - moim zdaniem to nic nie może dziać się w duszy. W głowie, sercu, ciele - jak najbardziej, ale nie duszy, to przecież pojęcie abstrakcyjne.
Każde dotknięcie przechodnia wprawiało jej serce w przeraźliwie szybkie bicie. - a może "Każde dotknięcie przechodnia doprowadzało jej serce do przeraźliwie szybkiego bicia"? :)
Błąkała po ludziach wystraszonym wzrokiem - błądziła, a nie błąkała! :D
w jaki sposób wszystko jej wytłumaczyć, przekonać, że to prawda- nie był przygotowany - po przekonać wrzuciłabym podmiot (ją, dziewczynę, Leę, cokolwiek ;P)
Skręcił wprawo - skleiło Ci się
Po głowie Lei biegały różne myśli, a kadry obejrzanych horrorów przelatywały jej przed oczami. - myśli raczej przebiegały, a nie biegały (mi przynajmniej to lepiej brzmi, zrobisz jak uważasz :)), a kadry Z horrorów
Wzdrygała się, co chwila - co chwilę
otulającą ich cisze - ciszę
Musiały zostać stworzone przez artystę o niezwykłych uzdolnieniach - zdolnościach, a nie uzdolnieniach. A tak poza tym to artysta zawsze ma niezwykłe zdolności, to wychodzi z samej definicji tego słowa. Ja na twoim miejscu zastąpiłabym to słowem "rzeźbiarza", albo nie wiem kto tam rzeźbi w drzwiach ;) A swoją drogą, warto by było dodać, że drzwi były zdobione, bo te liście i łodygi to się tak pojawiają niewiadomo dlaczego i przez chwilę, wybita z rytmu, miałam wrażenie, że chodzi o jakiś rosnący przy drzwiach bluszcz.
oraz otaczających go i już wcześniej wspomnianych kolumn - wiemy, że już wcześniej wspomnianych, czytałyśmy ;) Takich wstawek nie daje się do opisów, nie pasują :)
Pomimo skromnego wystroju Lea była zachwycona wnętrzem. - I wychodzi na to, że to Lea była skromnie wystrojona (też prawda, skoro miała na sobie tylko koszulę nocną, ale nie o to Ci chodziło, prawda?). Ja bym to zmieniła na "Pomimo skromnego wystroju wnętrza Lea była nim zachwycona".
Szybko wygonił tą myśl z głowy - tę
Nie wypisywałam źle postawionych przecinków, ale wciąż masz ich bardzo dużo. Poczytaj może te pierwsze rozdziały jeszcze raz, na głos, mi to pomaga w wyłapywaniu gdzie powinna być pauza, a gdzie nie :) I unikaj słowa "iż", nadużywasz go ;) Wiem, że zdania bez "że" tworzy się potwornie ciężko, a powtórzenia są niefajne, ale czasem warto się chwilę zastanowić przy poprawie i wyszukać jakiś zamiennik, który nie potrzebuje ani "iż" ani "że". To samo tyczy się wszelkich zaimków. Oczywiście to tylko takie tam moje rady, czy raczej opinie. Wymądrzam się w necie, bo mogę ;)) (poza tym lubię trochę się poczepiać ludzi, którzy będą kiedyś komentowali moje opowiadanie - prawdopodobnie będą chcieli się, nazwijmy to, "zemścić" i staną się bardziej krytyczni, a właśnie na tym mi zależy ;)).
PS: Ten pierwszy fragment o wietrze jest jakiś taki... na siłę. To tylko moje zdanie, możesz się z nim nie zgadzać, ale wygląda mi to trochę tak, jakbyś kiedyś wyczytała, że w taki sposób można urozmaicić opowiadanie i później na siłę starała się to wykorzystać. Gdyby odniesienie do tego wiatru było gdzieś później istotne, to dobrze, a tak wygląda to dla mnie jak niepotrzebny ozdobnik. To samo odczułam w przypadku porównania odłamków szkła do rycerzy i jeszcze w kilku miejscach. Ja tego nie kupuję, przykro mi. Takich wymuszonych upiększeń jest zresztą na blogach wiele, nie mówię, że sama ich nie robię (a w przeszłości robiłam jeszcze więcej). Chciałam po prostu to zaznaczyć, skoro już mam być krytyczna i wyrażać swoją opinię :)
Fancy [what-dies-last.blog.onet.pl]
Dziękuję za wyczerpujący komentarz oraz za poświęcenie czasu.
UsuńBłędy poprawiam, bo byłoby to głupie gdybym prosiła o ich wypisywanie, a jedynie rzuciła na nie okiem. :)Jednak od razu zaznaczę, że tymi wypisanymi powyżej zajmę się nieco później, ponieważ pochodzą z różnych rozdziałów, a ja jestem ostatnio bardzo zabiegana.
Nie widziałaś nigdy miłych staruszek?! :)A takie, które Ty spotykasz również są, jeśli nawet nie przeważają.
A co do rozbitych perfum... Uwierz, że można... ;)
Nie będę odnosiła się do każdej części Twojego komentarza, bo większość to uwagi, o których w przyszłości postaram się pamiętać. Po prostu jeszcze raz dziękuję za rady. :)
Cieszę się, że wypisujesz to, co Ci się nie podoba. Zawsze znajdzie się coś, co jedynym odpowiada, innym nie. A "niepotrzebne ozdobniki" nie są pisane na siłę. Po prostu przychodzi "samo". I gdybym mogła, pisałabym opisy pełne metafor na kilka stron, ale wiem, że czytanie tego byłoby niewiarygodne męczące. :)
Pozdrawiam i obiecuję, że niedługo do Ciebie zajrzę. :)
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział u siebie.
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, bardzo poetycki. Będę śledzić.
OdpowiedzUsuńA może zajrzałabyś do mnie?
http://natalie-romans-paranormalny.blog.onet.pl/
Pozdrawiam
Bride
Zajrzę, jeśli tylko znajdę chwilkę. :)
Usuńświetny blog, bardzo poetycki i ciekawy :*
OdpowiedzUsuńzajrzysz do mnie?????
http://vampires-of-los-angeles.blog.onet.pl/
Pozdrawiam ^^
Zapraszam na http://lzy-marii-magdaleny.blog.onet.pl/, gdzie pojawił się już rozdział pt."Kolejna napaść". Przeczytaj i wyraź swoją opinię na jego temat xD
OdpowiedzUsuńFrozenka
Zapomniałam hasła na blogspot. Kurde.
OdpowiedzUsuńLadychoco.
dobra... przeczytałam notkę, bo wciągnęła mnie od samego początku, ale muszę wyznac szczerze, że cholera, ciężko się połapac. Ale to dlatego, że czytam od końca. Więc biorę się od początku. Strasznie chwytliwy sposób opisu samego początku, aż widziałam przed oczami jasnosc i spokój, panujący w pomieszczeniu. Podoba mi się też jak oddajesz uczucia bohaterów. Zwłaszcza głównej bohaterki. Jej narastający gniew. Realistyczny sposób oddania tego. Naprawdę dobre. Poza tym, bardzo ważny jest sam dobór słownictwa, a u Ciebie właśnie to sprawia, że opowiadanie czyta się płynnie i nie jak po grudzie. No i o to właśnie chodzi. Tak trzymac xd.
OdpowiedzUsuńJeju, ile to już czasu minęło, od kiedy obiecałam ci, że przeczytam całość? Ech, pewnie dużo. Zabij mnie, ale dopiero ostatnie skończyłam. ;D Dobra mniejsza o to, liczy się fakt, że to zrobiłam i teraz już będę na bieżąco. Przynajmniej taką mam nadzieję. Cóż poradzić? Liczyłam na to, że w wakacje będę miała więcej czasu.
OdpowiedzUsuńOd początku zachwyciła mnie oryginalność twojego pomysłu. Bo opowiadań fantasy jest wiele, jak blogosfera długa i szeroka, wszędzie się na nie natkniesz. Jednak u ciebie jest inaczej. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim pomysłem, a w blogowym świecie siedzę już od jakiegoś czasu. To mnie strasznie cieszy. Pomysł z pomocą od pór roku (Wiosna mnie zaszokowała, przyznaję)też niczego sobie, i również oryginalny. Poza tym Mikołaj to mój ulubieniec. ;D O szablonie się już prawdopodobnie wypowiadałam, wiec powtarzać się nie będę.
Miłych wakacji życzę! ;*
[all-we-wanted]
[requiem-to-the-love]
Zapraszam na nowy rozdział. I dziękuje za poprawki błędów pod notkami ;)
OdpowiedzUsuńWitaj. ;) pewnie już mnie nie pamiętasz, właściwie się nie dziwię, bo nie było mnie przez 4 miesiące, ale dzisiaj postanowiłam to zmienić. Dodałam na swoje bloga 35 rozdział. Pomyślałam, że Cię poinformuję, ponieważ pamiętam, że wchodziłaś do mnie i czytałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. ;)
http://likeyesterday.blog.onet.pl
No tak, widze ze nie tylko ja mialam przerwe:) Teraz wracam ale nie wiem czy Ty nadal piszesz czy moze powstalo juz cos nowego. Tak czy inaczej przeczytam zalegle rozdzialy a troche ich sie nazbieralo:) Pozdrawiam i mam nadzieje ze nie zamilklas:)
OdpowiedzUsuńAMO
[SPAM] Każdy kiedys musi stawic czoło swoim lękom. Podobnie jest w przypadku Nimnar - tchórzliwej półelfki, która uciekła z oblężonej swiątyni. Ucieka przed Karmazynowymi Rycerzami, spotyka tajemnicze rodzeństwo, poszukuje swojej rodziny, walczy. W końcu jednak nadchodzi czas Wielkiej Bitwy. Czy Nimnar znowu stchórzy? Czy jednak pokona tchórzliwą naturę elfów? Zapraszam! [wrong-path.blogspot.com] Przepraszam za spam! :3
OdpowiedzUsuńNa http://kochanek-muz.blog.onet.pl/ pojawił się szósty, jubileuszowy rozdział, na który serdecznie zapraszam xD
OdpowiedzUsuńFrozenka
Na http://kochanek-muz.blog.onet.pl/ pojawił się dziewiąty rozdział, na który serdecznie zapraszam xD
OdpowiedzUsuńFrozenka
Nie wiem czy tu jeszcze zaglądasz, a jeśli tak to pewnie mnie już nie kojarzysz, ale musiałam coś napisać. Minęło bardzo dużo czasu, a jednak adres Twojego bloga utkwił mi w umyśle i nie opuścił go do tej pory. Prawdopodobnie dlatego, że zawsze, wchodząc tu i czytając Twoją historię, tak nasiąkniętą tą specyficzną magią, błyskiem i czymś czego do tej pory nie potrafię zidentyfikować, a co poprawia humor i sprawia, że człowiek ma ochotę siąść i pisać...
OdpowiedzUsuńZawsze imponowała mi Twoja elastyczność w pisaniu i ta wyobraźnia, której straszliwie zazdroszczę, tym bardziej mi smutno że już od tak dawna nic nowego się tu nie pojawiło. Chociaż doskonale rozumiem fakt, że życie realne jest na tyle powalone, że już na to wirtualne brakuje chęci lub czasu.
Nadrobiłam wszystko, co nadrobić miałam na Twoim blogu (wiem, zdecydowanie za późno) i wiem wciąż dlaczego go tak lubiłam. Wiesz, jest coś takiego, że albo jakaś opowieść wciągnie bez konkretnych powodów i wspomnienie o niej zawsze wywołuje uśmiech na twarzy albo przeczyta się coś i zaraz o tym zapomni. Nie muszę chyba dodatkowo osładzać atmosfery i mówić, do której grupy należy tenże blog?
Nie mam pojęcia, dlaczego to piszę - po prostu poczułam takie "coś", co kazało mi wyskrobać te kilka marnych i nieistotnych tak naprawdę słów. Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz któregoś dnia do tego opowiadania, bo jest tego naprawdę warte. Pozdrawiam!
Sorgente.
Cześć;) Tu AMO;) Na bloga weszłam przypadkowo bo nawet nie liczyłam ze się uda (problemy ze wszystkim haha) A tu taka niespodzianka;) Na starym blogu prawie wcale mnie już nie ma, ale jak czytałam chcesz dalej pisać to polecam Ci wattpad.com. Sama tam publikuję jako AMSharp. Wejdz, odezwij się, fajnie będzie mieć kontakt;) I oczywiście super byłoby jakbyś założyła tam konto. To świetne miejsce dajace łatwy dostęp do prac. Jak będziesz tam dodawać, bedę czytać:))) I kibicować. Trzymaj się cieplutko i liczę na kontakt;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
AMSharp - od teraz haha