Za
dużymi, sięgającymi od sufitu do podłogi i pięknie zdobionymi oknami panowała
nieprzenikniona ciemność. Czuło się bijącą od niej potęgę oraz wydawało się, że
nawet spora grupa ludzi z ogromnymi, zapalonymi pochodniami zostałby
pochłonięta przez głęboką czerń.
Co się
pod nią kryło? Czy warto było się obawiać?
Człowiek boi się tego, co widzi, lecz jeszcze bardziej
niepokoją go rzeczy, których dostrzec nie może. Wtedy błaga w duchu, aby „coś”,
cokolwiek to było, ukazało mu się, wyszło z kryjówki. Tylko po to, żeby on mógł
to ujrzeć, przekonać się czy jego przypuszczenia okazały się słuszne,
dowiedzieć się, jak blisko był odkrycia prawdy, dać upust całemu napięciu.
Otaczająca ciemność wzbudzała takie same uczucia,
wątpliwości. Zwłaszcza, gdy nie pozwalała nikomu się pokonać. A skoro, tak
bardzo zależało jej na tym, by nikt nie zdołał jej rozgryźć, musiała kryć jakąś
tajemnicę. Prawda?
Mimo, że na zewnątrz oczom ukazywała się tylko czerń,
nieznaczona żadnym blaskiem, smużką bladego światła, w pomieszczeniu było
jasno.
Górowało w nim wysokie i duże łóżko z baldachimem, z
którego zasłony, mieniące się wszystkimi ciepłymi barwami, poczynając od
rażącej żółci, a kończąc na ognistej czerwieni lub intensywnej pomarańczy, spływały
na miękkie dywany. Tak puszyste, że po ustaniu na nich stopy znikały w ich
włosiu.
Materiał, z którego wykonane zostało zasłony
charakteryzował się lekkością i zwiewnością. Jego cienkość i pozorna
delikatność sprawiały, że mało kto dotykał go bez najmniejszego cienia strachu.
Prawie każdemu zdawało się, iż rozleci się on po zetknięciu się z, w porównaniu
do mającego w sobie coś niebiańskiego sukna, brudnymi, brzydkimi palcami.
Ten sam materiał widniał w oknach. I choć w pomieszczeniu
czy też na zewnątrz nie bawił się nawet ten najłagodniejszy i najcichszy z
wiatrów, on falował niczym wąż i unosił się na podłogą jak gdyby niewidzialne
duchy umilały sobie czas zabawą w chowanego.
Poduszki były tą częścią wystroju, której nie można było przeoczyć.
Znajdowały się, bowiem w każdym zakątku - kolorowe, we wzory, z koronkami,
falbankami, miękkie, nieco twardsze, duże, małe… Zasłaniały niemal całą podłogę
(taką sama, która odgrywała znaczącą rolę w upiększaniu sali balowej), leżały w
nieładzie na łóżku, pokrywał niskie parapety, na tyle szerokie, że można było
na nich usiąść.
Oprócz wymienionych już wcześniej rzeczy, w pokoju stała
także mała blado pomarańczowa toaletka z różnobarwnymi szlaczkami, niewielki
stolik z nogami koloru mosiądzu i czerwonym kwiatem jakby wtopionym w ciemne,
turkusowe tło blatu. Po prawej stronie we wgłębieniu w jasnoniebieskiej, trochę
podchodzącej pod zieleń ścianie widniała dość obszerna biblioteczka. Książki
zostały ułożone epokami. Zaczynały się od dzieł starożytnych myślicieli, a
finalizowały na fantastyce XXI w.
Drugie miejsce tuż po poduszkach zajmowały kwiaty i, tak
jak ich współzawodnik szczyciły się swoim pięknem prawie wszędzie, kusząc
niekiedy mdłym lub zbyt intensywnym zapachem.
Lea uśmiechnęła się, kiedy do jej nozdrzy dotarła
oszałamiająca woń roślin. Ciągle zastanawiała się, jak służbie udaje się, co
ranek zmieniać zawartość wazonów, nie budząc jej przy tym.
Otworzyła oczy. I gdy po raz kolejny mogła się przekonać,
że to nie sen, iż naprawdę się tu znajdowała, wesoły dreszcz przebiegał przez
jej ciało. Zapomniała już o całym
stresie, który towarzyszył jej bez przerwy, kiedy miała do czynienia z
Mikołajem. Ignorowała dręczące ją myśli, które starały się zrozumieć, co się
wydarzyło. Gdzie był Mikołaj? Gdzie ona była? Jak się tu dostała? I
najważniejsze: Dlaczego się tu znalazła?
Na początku było ciężko. Niepokój traktował ją, jak swoją
ulubioną zabawkę. Jednak z czasem udało jej się odmienić rolę i teraz to ona
kierowała różnymi, wpływającymi na jej niekorzyść uczuciami.
Dosyć! Miała szansę rozpocząć nowe życie. Wykorzysta ją bez
zbędnego wahania. A teraz nie myśleć! Nie myśleć…
Narzuciła na siebie szlafrok. Przeszła przez typowy dla
dużych zamczysk korytarz z obrazami, uściślając portretami, po czym znalazła
się w jadalni.
Maksymilian czekał na nią przy długim stole, niepewnie
przyglądając się parującej potrawie.
-Spagetthi na śniadanie? – Zapytał zdumiony, gdy Lea
usiadała obok niego, sprzeciwiając się ogólnym zasadom, nakazującym jej zająć
miejsce naprzeciwko chłopaka. Nie chciała, aby dzieliło ją od niego kilka
metrów. Po za tym nie zamierzała też krzyczeć, by się z nim porozumieć.
-Aż boje się pomyśleć, co będzie na obiad – rzekł, kręcąc
głową.
ea uśmiechnęła się pod nosem. Już ona coś wymyśli. Postanowiła
korzystać ze swojego szczęścia, dopóki nie zrobi w nim dziury. Miała cichą
nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
Maksymilian przez chwilę przyglądał się, jak Lea zawija
makaron na srebrny widelec. Podniósł szklankę i odstawił ją z hukiem. Odgłos
zetknięcia się naczynia z blatem mebla rozniósł się echem po jakby martwym
pomieszczeniu. Wydawało się, iż chłopak tym czynem chciał zwrócić uwagę Lei.
Jakże trafne były jego spontaniczne pomysły! Dziewczyna spojrzała na niego,
marszcząc przy tym czoło.
Chłopak odchrząknął. Wytłumaczenie towarzyszce powodu jego
zachowania wyraźnie sprawiało mu trudność.
-Musimy porozmawiać – oznajmił po dość długim milczeniu.
Skinęła
głową. Stanowczy głos Maksymiliana oraz jego brązowe oczy wpatrzone prosto w
nią zawsze ją onieśmielały. Ta kolej rzeczy działała na nią bardzo pozytywnie,
lecz nie wróżyła niczego dobrego.
-Czy Mikołaj kiedykolwiek rozmawiał z tobą o twoim ostatnim
zadaniu? – spytał całkowicie rezygnując z jedzenia. Mały klopsik utknął w
gardle Lei.
-Dlaczego o to pytasz?
Uśmiech znikł z jej twarzy. Promienność także jakby
rozpłynęła się pomiędzy cząsteczkami powietrza.
Czujność. Być czujną! Nie pozwolić z siebie nic wydusić.
Zmieniać temat możliwie najdyskretniej. Wymigiwać się od udzielenia odpowiedzi.
Atak pytań odpierać tą samą bronią. Nie unikać kontaktu wzrokowego.
-Myślałem, że chcesz wiedzieć, gdzie się znajdujesz, jakie
było to zadanie i… kim naprawdę jest Mikołaj – mówił spokojnie, poprawiając
leżące sztućce oraz zerkając ukradkiem na dziewczynę.
Co ona wyprawia?! Po co przy normalnej rozmowie pragnęła
wcielać się w wyszkoloną agentkę? Po co starała się ukrywać swoje prawdziwe
oblicze? Przecież obiecała sobie, że z tym skończy! Miała być normalną
dziewczyną. Niewykrywającą podstępu w każdym słowie, geście, nieanalizującą
zdań we wszystkich dyskusjach, nieobawiającą się, iż wróg ją rozszyfruje.
Normalną.
Zwykłą.
Przeciętną.
-Nie rozmawiał – powiedziała cicho, odpowiadając na
wcześniejsze pytanie, co do drugiego zagadnienia nie miała pewności. Czy na
pewno potrzebowała tej prawdy?
Aktualnie wolała żyć w idealnym świecie z dala od Mikołaja,
jego tajemnic i dziwnych zdarzeń.
Choć jeszcze niedawno wierzyła w niewytłumaczalne,
nadprzyrodzone moce, teraz odnosiła wrażenie, iż to po prostu zwykły sen,
jakieś halucynacje. Przypuszczenia te, jednak znikały, tak szybko jak się
pojawiały, gdy tylko Lea spoglądała w okno. Ta paraliżująca ciemność nie mogła
być zwyczajna…
- Lea, wiem, że to z pewnością będzie dla ciebie szok, ale
nie umiem tego przed tobą skrywać… - Zawahał się.- Czego chciałabyś dowiedzieć
się najpierw?
Posiadała niepohamowaną chęć przyłożenia mu w tą jego poważną,
nieskazitelną twarz! Nie miała pojęcia, o czym mówił, a on jakby nigdy nic
pytał ją, czego chciałby się dowiedzieć?! Wszystkiego!
- Skąd tyle o mnie wiesz? – Rozpoczęła, po czym natychmiast
ugryzła się w język. Czy w końcu oduczy się prowadzenia rozmowy sposobem,
dzięki któremu zdobywała więcej informacji? Przeczuwała, że ten podpunkt
związany z jego kwestią chłopak z pewnością by ominął.
- Na tą odpowiedź będziesz musiał trochę zaczekać –
stwierdził.
Nie
myliła się.
- A teraz słuchaj mnie uważnie – zaczął, nie spuszczając z
niej wzroku.
Lea
poruszyła się niespokojnie. Wciąż toczyła ze sobą walkę. Czy na pewno dobrze
wpłynie na nią prawda? Czy była gotowa na jej usłyszenie?
- Wiesz chyba, że nie jesteś w normalnym świecie, prawda?
Widząc
jej niepewną minę, ciągnął dalej:
- Świat, w którym się znajdujesz nie jest ani piekłem ani
niebem. To coś jakby pomiędzy.
Lea uważnie studiowała jego gesty. Na twarzy nie drgał mu
żaden mięsień. Nie unikał jej wzroku, wręcz przeciwnie – patrzył prosto w oczy.
Nie drżał mu głos, charakteryzował się łagodnością i pewnością.
Nie okłamywał jej, nie stroił sobie żartów. Mówił… prawdę.
Lei z
trudem udawało się nadążać za słowami Maksymiliana. Pomimo tego, iż opowiadał wszystko
powoli jakby celowo dawał czas dziewczynie, by mogła sobie przeanalizować
najdrobniejsze szczegóły. Jednak to, co wypływało z ust chłopaka wydawało się, tak
nieprawdopodobne, dziwne, a może i nawet idiotyczne (a to dopiero początek!),
że Lea potrzebowała o wiele więcej minut – godzin! – żeby poukładać te
wiadomości.
Pomiędzy
niebem, a piekłem…
-Czyli przesiaduje w czyśćcu? – Wymsknęło się jej.
W oczach Maksymiliana zapaliło się światełko aprobaty.
Skoro umiała myśleć logicznie, gdy ktoś inny zacząłby panikować, przedstawienie
całej sytuacji będzie prostsze. Odetchnął z ulgą.
-Nie do końca. Czyściec funkcjonuje tam na ziemi, obok
zwykłych ludzi. Pokutujące dusze nazywacie duchami. A do tego pełni całkiem
inną rolę.
Lea nieco spochmurniała. Słuchała, jednak z zaciekawieniem.
Stała się bohaterką jakiegoś fantastycznego świata, w którym każdy chciałby się
znaleźć, chociaż na chwilę…
Od zawsze marzyła o niesamowitej przygodzie. Pochłaniała
tysiące książek, w których postacie przeżywały tyle ciekawych chwil, walczyły o
coś, co naprawdę było ważne, o coś, co się dla nich liczyło – miłość, wolność,
spełnienie marzeń, swobodę.
Pokręciła głową. Zachowywała się, jak dziecko. Poczuła
gorąco oblewające jej policzki.
„Ale gdyby… Nie! Co ja sobie w ogóle wyobrażam?” – Pomyślała.
- O tym miejscu nikt nigdy nie słyszał. Nie piszą o nich w
starych księgach, nie zostawiają tajemniczych śladów, wiodących do niego, nie uczą
się o nim.
Chłodny głos wyrwał ją z rozmyślań. Zaczęła się obawiać
Chyba myliła się, co do tego innego „wymiaru”.
Maksymilian lekceważył coraz bardziej zdenerwowaną i
zestresowaną towarzyszkę.
- Nikt, rozumiesz?
Udało jej się przytaknąć.
- Nawet ludzie, którzy tam istnieją są przekonani, że żyją
na ziemi. I nie wiedzą, że... już dawno
umarli.
Źrenice Lei rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów.
Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale słowa zamarły na wargach.
Wstała nieprzytomnie, zrzucając jednocześnie ze stołu swój
talerz. Maksymilian złapał ją za drżącą rękę.
-Lea, zaczekaj. Pozwól mi wytłumaczyć do końca – poprosił.
Zaśmiała
się drwiąco. Niestety śmiech ten nie zdołał ukryć nerwowego tonu.
- Będziesz próbował mi wmówić, że nie żyje? Nie, dziękuję –
prychnęła.
Westchnął.
Zbyt szybko zagwarantował sobie sukces.
- Siadaj! – Powiedział z naciskiem. Popchnął delikatnie Leę
w stronę krzesła. Położył swoje dłonie na jej i za każdym razem, gdy próbowała
się wyrwać mocno je ściskał.
-Przepraszam, ale sama na to zasłużyłaś.
Siedział z nadąsaną miną i nie odzywała się na niego.
- Lea, przestań – jęknął zniecierpliwiony.
„Co on sobie myśli?” – Przemknęło Lei przez głowę. –
„Opowie mi jakąś tandetną bajeczkę , a ja mu uwierzę?! I co dalej? Będzie się
codziennie ze mnie naigrywał? Po moim trupie! „
Całkiem zapomniała, że jeszcze przed chwilą pragnęła poznać
ten fascynujący, w jej mniemaniu, świat, stać się jego członkinią.
- Dobra, zawrzyjmy układ – powiedział niespodziewanie. –
Spokojnie zaczekasz, aż wszystko ci opowiem, a potem zrobisz, co zechcesz,
zgoda?
Jego
wzrok wyrażał znużenie. Lea nie zdziwiłaby się gdyby w duchu snuł plany,
dotyczące jej unicestwienia. Nie mogła zaprzeczyć, że ta myśl sprawiła jej
przyjemność.
- Streszczaj się – burknęła.
Jakaś buntownicza cząstka jej samej nie miała nic przeciwko
wysłuchaniu chłopaka. Kogo nie interesowałyby mroczne tajemnice, skomplikowane
zagadki, poznawanie czegoś, co wychodzi poza granice prawidłowej logiki? Kogo
nie kusiłoby oderwanie się od monotonnej rzeczywistości ? Kto bez żadnego
problemu przyjąłby zastrzyk adrenaliny? Ona z pewnością z niczego by nie
zrezygnowała. Mimo całego napięcia, strachu, zmęczenia uwielbiała ryzyko. Może
dlatego nigdy nie sprzeciwiała się Mikołajowi? Może, tak naprawdę lubiła swoje
zajęcie? Bo gdyby nie to zagubienie… Czy czułaby się źle w otoczeniu, które
poznała dzięki błękitnookiemu? Dopiero, kiedy cofnęła się w przeszłość,
dostrzegła, iż sama sobie stwarzała kłopoty.
Bała się przecież wtedy wszystkiego! Wysunięcia własnego
pomysłu, podniesienia głosu, samodzielnego podejmowania decyzji… Własnego
życia! Teraz nie potrafiłaby być taka. Komu powinna zawdzięczać tą przemianę?
- Ty żyjesz, Lea – zapewnił powoli, aczkolwiek bardzo
przekonująco.
„A ty?” – Chciała zapytać, lecz postanowiła zaczekać na
dalsze wyjaśnienia. Czy może było to spowodowane tym, że wcale nie ciągnęło jej
do otrzymania odpowiedzi?
Jednak
to pytanie obijało się o wewnętrzne ściany jej głowy i nie dość, że nie dawało
spokoju, to na dodatek wywoływało dreszcze.
- Do tego świata trafiają ludzie, którzy bardzo dużo
przeżyli. Zbyt wiele przecierpieli, by móc teraz w coś wierzyć, na coś liczyć,
dlatego nie umieją dostać się do nieba. Stracili jakąkolwiek wiarę, nie mam na
myśli tylko tej religijnej. Po prostu wszystko w nich zgasło. Nie są jednak,
tak okropnymi istotami, by nie mieć szansy na poprawę, dlatego dostanie się do
piekła byłoby skazaniem niewinnego człowieka na wieczne męczarnie. Oni są tu
uwięzieni… Choć, o tym nie mają pojęcia, jak już wcześniej wspominałem.
Lea spoglądała na niego badawczo. Jej przepełnione powagą
oczy , zmarszczone czoło i zaciśnięte usta niewątpliwe świadczyły o sceptycznym
podejściu do wywodów Maksymiliana. Lecz wystarczyłoby jedno zagłębienie się w
brązowych tęczówkach i czarnych źrenicach by ujrzeć prawdziwy nastrój duszy
Lei. Błyskała ona zaciekawieniem, tak mocno, iż swoją jasnością obraziłaby
niejedną gwiazdę. Nawet dumny księżyc szczycący się własną świetnością, wolałby
schować się za ciemnymi chmurami niż zmierzyć z oślepiającym światłem wnętrza
dziewczyny.
Odbieranie słów chłopaka było dla niej słodką melodią,
która rozbrzmiewała w całym jej ciele i obezwładniała.
Mów.
Nie przerywaj.
Oparła się leniwie o poręcz krzesła.
Mów.
Nie przerywaj, Maksymilianie.
Starała się opanować drżenie rąk oraz uciszyć głośne bicie
serca, zagłuszające wszystkie inne dźwięki.
-Jednak są wyjątki. Chociażby Rita. Zdają sobie sprawę…
-Kto? – Spytała zdumiona. Zabolała ją głowa. Czuła się, jak
wyrwana z jakiegoś zawrotnego transu.
Czy powinna ją znać?
- Och, zapewne nie mieliście okazji się sobie przedstawić.
– Machnął ręką. – Uwierz mi, nic nie straciłaś, może i nawet zyskałaś! To
straszna złośnica. Wydaje jej się, że jest pępkiem świata! – Zaśmiał się
szyderczo. – Żeby tylko świata!
-Możesz mi w końcu powiedzieć, kim ona jest? – Bardziej
nakazała niż zapytała.
-Nierozłączną towarzyszką Mikołaja – odpowiedział
spokojnie. Rozdrażnienie Lei wcale mu się nie udzielało.
Towarzyszką? Nierozłączną…?
Pokręciła
głową.
- Nie rozumiem… - rzekła cicho i niepewnie.
-Cierpliwości! Zaraz do tego dojdziemy! – Uśmiechnął się,
lecz nawet rozchylone wargi nie sprostały ukryciu czegoś niebezpiecznego w jego
czarnych oczach.
- Tak, więc są wyjątki. Zdarzają się naprawdę sporadycznie.
Nie stanowią nawet jednej dziesiątej procenta tutejszego społeczeństwa. Z tej
mikroskopijnej gromadki – Czy to była ironia? – powstali tak zwani Członkowie
Rady. – Prychnięcie. - Ich zadaniem miało być zrzeszanie takich osób, jak oni,
włączanie ich do klanu, znalezienie sposobu na uwolnienie uwięzionym tu ludzi.
Niestety obecnie snują plany nad przejęciem absolutnej władzy nie tylko nad tym
światem. Marzą o stworzeniu armii, której uda się opanować Ziemię. Posiadają
możliwość przywrócenia życia, więc nie stanowiłoby to dla nich problemu.
Mieliby do dyspozycji wikingów, średniowiecznych rycerzy i żołnierzy ze
wszystkich wojen, jakiekolwiek wybuchły. Świat ten bowiem jest podzielony na
epoki. Chcesz zobaczyć dinozaury? Nie ma sprawy! Wystarczy tylko znaleźć
odpowiednią strefę.
Teraz Lea nie potrafiła zgrywać obojętnej. Nie była też
zdolna do tego, by zatrzymać nerwowe palce, które wystukiwały nierówny
rytm na jej kolanach.
Maksymilian zauważył, że każde słowo coraz bardziej
działało na umysł dziewczyny. Wprawiało ją w stan oszołomienia, zafascynowania.
Tak, to mu odpowiadało. Chcesz wiedzieć więcej, Lea?
- Tylko ktoś kto zna prawdę może przemieszczać się pomiędzy
epokami. Musi przy tym zachowywać szczególną ostrożność. Nie wszyscy akceptują
czyjąś oryginalność. Wstąpienie do XVIIw., w twoim przypadku, bez sukni jest
niedopuszczalne. Trzeba się przystosowywać.
Napił
się soku. Zaczynało zasychać mu w gardle. Zdawał sobie sprawę, iż gdyby
przerwał tłumaczenie zapewne spotkałby się z fizyczną prośbą ze strony Lei.
Dlatego ciągnął dalej:
-Tutaj nie jest się nieśmiertelnym. Wiem, wydaje się idiotyczne. Przecież nie
umiera się dwa razy. Tu cię zaskoczę. Po doznaniu śmiertelnej rany lub choroby
ciało zamienia się w proch i niestety ląduje w miejscu gorszym tysiąckroć
gorszym niż te.
- W piekle? – Przełknęła głośno ślinę.
Przytaknął.
- Czy… ci ludzie nie zwracają uwagi na to, że kogoś obok
nich brakuje, że nie ma ich najbliższych, że są sami?
- Nie myślą, o tym. Nie wydaje im się to dziwne, iż nie
wracają do domu. Kiedy zapytasz matkę, gdzie się podział syn, ona odpowie :
„Bawi się w piaskownicy”, lecz nigdy nie wyjrzy przez okno, by sprawdzić czy
wszystko z nim w porządku. Kiedy spróbujesz się dowiedzieć, dlaczego młoda
dziewczyna nie spotyka się z przyjaciółmi, oznajmi ci, że się z nimi pokłóciła.
Nie sprawi jej to przykrości. Potraktuje to, jak coś obojętnego, przesadnie
normalnego. Tutaj każdy ma swoje poglądy, teorie, przekonania, których nie da
rady z nich zlikwidować, wyczyścić.
Bardzo chciała uwierzyć, ale mózg skutecznie odpierał to
pragnienie. Jej żądna przygód dusza
krzyczała rozpaczliwie, kiedy to robił. Lea nie była w stanie pogodzić ze sobą
dwóch wrogich obozów, ponieważ szumiało jej w głowie, a ręce bez przerwy
drżały. Musiała się uspokoić.
Ale mów.
Nie przerywaj, Maksymilianie.
-Wiesz, dlaczego tu jesteś?
W tej
chwili wyduszenie z siebie jakiekolwiek słowa równało się dla niej z całkowitym
wyzbyciem się głodu na świecie.
- Twoim zadaniem miała być pomoc w przejęciu władzy nad
Ziemią. Potrzebowali tych, którzy mieliby jeszcze dwa życia. To na Ziemi i te
tutaj. Ty je posiadasz.
Ale…
-Mikołaj się nie liczył, bo jest jednym z Ignis.
Dziewczyna patrzyła na niego bezradnie.
Opowiedział jej o nich, dodając, że naczynia krwionośne
bestii są puste, a napełniają się dopiero po skosztowaniu krwi ofiary.
- Ciecz przez jakiś czas znajduje się w ich żyłach, wkrótce
zanika. Wtedy potrzebny jest kolejny nieszczęśnik. Gdy Ignis nie dostarczy
sobie czerwonej cieczy tuż po wchłonięciu się poprzedniej dawki, umiera –
dokończył.
Lea zbledła. Wyglądała, jak marmurowy posąg, wykonany przez
utalentowane dłonie rzeźbiarza.
Malinowe usta zmieniły żywą barwę na matową, a oczy
straciły poprzedni blask. Przecież w każdym momencie mogła zostać jego ofiarą!
Mikołaja… Tego Mikołaja, który przygarnął ją do siebie, zaopiekował się nią,
znalazł prace, mieszkanie. Wiedziała, że
coś ukrywał, nie był z nią do końca szczery. I dopóki była bezpieczna nie
przeszkadzało jej to, ale… Nie spodziewała się, iż do jej uszu dotrze coś takiego!
Zdrowy rozsądek kazał jej się z tego śmiać, ale ona wówczas
bledła jeszcze mocniej.
W każdej chwili mógł ją zabić…
-Czy atakują osoby stąd? – Spytała, usilnie próbując, aby
jej głos brzmiał naturalnie.
- Nie.
Widząc jej przerażoną twarz dodał:
- Ich krew , uczucia to tak jakby podróbki. Krew płynie w
żyłach, bo zawsze to robiła. Jest, jednak inna. Uczucia tkwią w ich duszy,
ponieważ przypominają im o nich mgliste wspomnienia. Gdyby nie to byliby
wrakami ludzi. Ignis atakują nieprzytomnych, dopiero przybywających na ten
świat. Wtedy są „świeży”. – Zgiął charakterystycznie dwa palce, dając tym do
zrozumienia, iż ostatnie słowo to przenośnia.
Oparła głowę na rękach. Tego wszystkiego było za dużo.
Czuła na sobie ciężar, który wbijał ją coraz głębiej, przygniatał jej spokój.
Wstała. Zakręciło jej się głowie. Przytłaczało ją nawet to
pomieszczenie.
- Nie wierze ci – powiedziała, zmrużywszy oczy.
Skierowała się w stronę wyjścia. Chłopak wzruszył
ramionami.
-Zawrzeliśmy układ. Zrobisz, co zechcesz, ale ja się nie
poddam i udowodnię - rzekł, po czym ponowie wziął się za konsumowanie zimnej
potrawy.
Lea przez jakiś czas wpatrywała się w jego zgarbione plecy
i szerokie ramiona. Dlaczego miałaby mu zaufać?
Cóż, muszę rzecz, że ciekawie się zrobiło. Jak już wcześniej wspominał sądziłam, że Lea is dead, ale że potrzebuje trzech dni na cudowne zmartwychwstanie na miarę Jezusa, a tu takie coś.
OdpowiedzUsuń