sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 7


            Za dużymi, sięgającymi od sufitu do podłogi i pięknie zdobionymi oknami panowała nieprzenikniona ciemność. Czuło się bijącą od niej potęgę oraz wydawało się, że nawet spora grupa ludzi z ogromnymi, zapalonymi pochodniami zostałby pochłonięta przez głęboką czerń.
Co się pod nią kryło? Czy warto było się obawiać?
Człowiek boi się tego, co widzi, lecz jeszcze bardziej niepokoją go rzeczy, których dostrzec nie może. Wtedy błaga w duchu, aby „coś”, cokolwiek to było, ukazało mu się, wyszło z kryjówki. Tylko po to, żeby on mógł to ujrzeć, przekonać się czy jego przypuszczenia okazały się słuszne, dowiedzieć się, jak blisko był odkrycia prawdy, dać upust całemu napięciu.
Otaczająca ciemność wzbudzała takie same uczucia, wątpliwości. Zwłaszcza, gdy nie pozwalała nikomu się pokonać. A skoro, tak bardzo zależało jej na tym, by nikt nie zdołał jej rozgryźć, musiała kryć jakąś tajemnicę. Prawda?
Mimo, że na zewnątrz oczom ukazywała się tylko czerń, nieznaczona żadnym blaskiem, smużką bladego światła, w pomieszczeniu było jasno.
Górowało w nim wysokie i duże łóżko z baldachimem, z którego zasłony, mieniące się wszystkimi ciepłymi barwami, poczynając od rażącej żółci, a kończąc na ognistej czerwieni lub intensywnej pomarańczy, spływały na miękkie dywany. Tak puszyste, że po ustaniu na nich stopy znikały w ich włosiu.
Materiał, z którego wykonane zostało zasłony charakteryzował się lekkością i zwiewnością. Jego cienkość i pozorna delikatność sprawiały, że mało kto dotykał go bez najmniejszego cienia strachu. Prawie każdemu zdawało się, iż rozleci się on po zetknięciu się z, w porównaniu do mającego w sobie coś niebiańskiego sukna, brudnymi, brzydkimi palcami.
Ten sam materiał widniał w oknach. I choć w pomieszczeniu czy też na zewnątrz nie bawił się nawet ten najłagodniejszy i najcichszy z wiatrów, on falował niczym wąż i unosił się na podłogą jak gdyby niewidzialne duchy umilały sobie czas zabawą w chowanego.
Poduszki były tą częścią wystroju, której nie można było przeoczyć. Znajdowały się, bowiem w każdym zakątku - kolorowe, we wzory, z koronkami, falbankami, miękkie, nieco twardsze, duże, małe… Zasłaniały niemal całą podłogę (taką sama, która odgrywała znaczącą rolę w upiększaniu sali balowej), leżały w nieładzie na łóżku, pokrywał niskie parapety, na tyle szerokie, że można było na nich usiąść.
Oprócz wymienionych już wcześniej rzeczy, w pokoju stała także mała blado pomarańczowa toaletka z różnobarwnymi szlaczkami, niewielki stolik z nogami koloru mosiądzu i czerwonym kwiatem jakby wtopionym w ciemne, turkusowe tło blatu. Po prawej stronie we wgłębieniu w jasnoniebieskiej, trochę podchodzącej pod zieleń ścianie widniała dość obszerna biblioteczka. Książki zostały ułożone epokami. Zaczynały się od dzieł starożytnych myślicieli, a finalizowały na fantastyce XXI w.
Drugie miejsce tuż po poduszkach zajmowały kwiaty i, tak jak ich współzawodnik szczyciły się swoim pięknem prawie wszędzie, kusząc niekiedy mdłym lub zbyt intensywnym zapachem.
Lea uśmiechnęła się, kiedy do jej nozdrzy dotarła oszałamiająca woń roślin. Ciągle zastanawiała się, jak służbie udaje się, co ranek zmieniać zawartość wazonów, nie budząc jej przy tym.
Otworzyła oczy. I gdy po raz kolejny mogła się przekonać, że to nie sen, iż naprawdę się tu znajdowała, wesoły dreszcz przebiegał przez jej ciało. Zapomniała już  o całym stresie, który towarzyszył jej bez przerwy, kiedy miała do czynienia z Mikołajem. Ignorowała dręczące ją myśli, które starały się zrozumieć, co się wydarzyło. Gdzie był Mikołaj? Gdzie ona była? Jak się tu dostała? I najważniejsze: Dlaczego się tu znalazła?
Na początku było ciężko. Niepokój traktował ją, jak swoją ulubioną zabawkę. Jednak z czasem udało jej się odmienić rolę i teraz to ona kierowała różnymi, wpływającymi na jej niekorzyść uczuciami.
Dosyć! Miała szansę rozpocząć nowe życie. Wykorzysta ją bez zbędnego wahania. A teraz nie myśleć! Nie myśleć…
Narzuciła na siebie szlafrok. Przeszła przez typowy dla dużych zamczysk korytarz z obrazami, uściślając portretami, po czym znalazła się w jadalni.   
Maksymilian czekał na nią przy długim stole, niepewnie przyglądając się parującej potrawie.
-Spagetthi na śniadanie? – Zapytał zdumiony, gdy Lea usiadała obok niego, sprzeciwiając się ogólnym zasadom, nakazującym jej zająć miejsce naprzeciwko chłopaka. Nie chciała, aby dzieliło ją od niego kilka metrów. Po za tym nie zamierzała też krzyczeć, by się z nim porozumieć.
-Aż boje się pomyśleć, co będzie na obiad – rzekł, kręcąc głową.
ea uśmiechnęła się pod nosem. Już ona coś wymyśli. Postanowiła korzystać ze swojego szczęścia, dopóki nie zrobi w nim dziury. Miała cichą nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
Maksymilian przez chwilę przyglądał się, jak Lea zawija makaron na srebrny widelec. Podniósł szklankę i odstawił ją z hukiem. Odgłos zetknięcia się naczynia z blatem mebla rozniósł się echem po jakby martwym pomieszczeniu. Wydawało się, iż chłopak tym czynem chciał zwrócić uwagę Lei. Jakże trafne były jego spontaniczne pomysły! Dziewczyna spojrzała na niego, marszcząc przy tym czoło.
Chłopak odchrząknął. Wytłumaczenie towarzyszce powodu jego zachowania wyraźnie sprawiało mu trudność.
-Musimy porozmawiać – oznajmił po dość długim milczeniu.
Skinęła głową. Stanowczy głos Maksymiliana oraz jego brązowe oczy wpatrzone prosto w nią zawsze ją onieśmielały. Ta kolej rzeczy działała na nią bardzo pozytywnie, lecz nie wróżyła niczego dobrego.
-Czy Mikołaj kiedykolwiek rozmawiał z tobą o twoim ostatnim zadaniu? – spytał całkowicie rezygnując z jedzenia. Mały klopsik utknął w gardle Lei.
-Dlaczego o to pytasz?
Uśmiech znikł z jej twarzy. Promienność także jakby rozpłynęła się pomiędzy cząsteczkami powietrza.
Czujność. Być czujną! Nie pozwolić z siebie nic wydusić. Zmieniać temat możliwie najdyskretniej. Wymigiwać się od udzielenia odpowiedzi. Atak pytań odpierać tą samą bronią. Nie unikać kontaktu wzrokowego.
-Myślałem, że chcesz wiedzieć, gdzie się znajdujesz, jakie było to zadanie i… kim naprawdę jest Mikołaj – mówił spokojnie, poprawiając leżące sztućce oraz zerkając ukradkiem na dziewczynę.
Co ona wyprawia?! Po co przy normalnej rozmowie pragnęła wcielać się w wyszkoloną agentkę? Po co starała się ukrywać swoje prawdziwe oblicze? Przecież obiecała sobie, że z tym skończy! Miała być normalną dziewczyną. Niewykrywającą podstępu w każdym słowie, geście, nieanalizującą zdań we wszystkich dyskusjach, nieobawiającą się, iż wróg ją rozszyfruje.
Normalną.
Zwykłą.
Przeciętną.
-Nie rozmawiał – powiedziała cicho, odpowiadając na wcześniejsze pytanie, co do drugiego zagadnienia nie miała pewności. Czy na pewno potrzebowała tej prawdy?
Aktualnie wolała żyć w idealnym świecie z dala od Mikołaja, jego tajemnic i dziwnych zdarzeń. 
Choć jeszcze niedawno wierzyła w niewytłumaczalne, nadprzyrodzone moce, teraz odnosiła wrażenie, iż to po prostu zwykły sen, jakieś halucynacje. Przypuszczenia te, jednak znikały, tak szybko jak się pojawiały, gdy tylko Lea spoglądała w okno. Ta paraliżująca ciemność nie mogła być zwyczajna…
- Lea, wiem, że to z pewnością będzie dla ciebie szok, ale nie umiem tego przed tobą skrywać… - Zawahał się.- Czego chciałabyś dowiedzieć się najpierw?
Posiadała niepohamowaną chęć przyłożenia mu w tą jego poważną, nieskazitelną twarz! Nie miała pojęcia, o czym mówił, a on jakby nigdy nic pytał ją, czego chciałby się dowiedzieć?! Wszystkiego!
- Skąd tyle o mnie wiesz? – Rozpoczęła, po czym natychmiast ugryzła się w język. Czy w końcu oduczy się prowadzenia rozmowy sposobem, dzięki któremu zdobywała więcej informacji? Przeczuwała, że ten podpunkt związany z jego kwestią chłopak z pewnością by ominął.
- Na tą odpowiedź będziesz musiał trochę zaczekać – stwierdził.
Nie myliła się.
- A teraz słuchaj mnie uważnie – zaczął, nie spuszczając z niej wzroku.
Lea poruszyła się niespokojnie. Wciąż toczyła ze sobą walkę. Czy na pewno dobrze wpłynie na nią prawda? Czy była gotowa na jej usłyszenie?
- Wiesz chyba, że nie jesteś w normalnym świecie, prawda?
Widząc jej niepewną minę, ciągnął dalej:
- Świat, w którym się znajdujesz nie jest ani piekłem ani niebem. To coś jakby pomiędzy.
Lea uważnie studiowała jego gesty. Na twarzy nie drgał mu żaden mięsień. Nie unikał jej wzroku, wręcz przeciwnie – patrzył prosto w oczy. Nie drżał mu głos, charakteryzował się łagodnością i pewnością.
Nie okłamywał jej, nie stroił sobie żartów. Mówił… prawdę.
Lei z trudem udawało się nadążać za słowami Maksymiliana. Pomimo tego, iż opowiadał wszystko powoli jakby celowo dawał czas dziewczynie, by mogła sobie przeanalizować najdrobniejsze szczegóły. Jednak to, co wypływało z ust chłopaka wydawało się, tak nieprawdopodobne, dziwne, a może i nawet idiotyczne (a to dopiero początek!), że Lea potrzebowała o wiele więcej minut – godzin! – żeby poukładać te wiadomości.
Pomiędzy niebem, a piekłem…
-Czyli przesiaduje w czyśćcu? – Wymsknęło się jej.
W oczach Maksymiliana zapaliło się światełko aprobaty. Skoro umiała myśleć logicznie, gdy ktoś inny zacząłby panikować, przedstawienie całej sytuacji będzie prostsze. Odetchnął z ulgą.
-Nie do końca. Czyściec funkcjonuje tam na ziemi, obok zwykłych ludzi. Pokutujące dusze nazywacie duchami. A do tego pełni całkiem inną rolę.
Lea nieco spochmurniała. Słuchała, jednak z zaciekawieniem. Stała się bohaterką jakiegoś fantastycznego świata, w którym każdy chciałby się znaleźć, chociaż na chwilę…
Od zawsze marzyła o niesamowitej przygodzie. Pochłaniała tysiące książek, w których postacie przeżywały tyle ciekawych chwil, walczyły o coś, co naprawdę było ważne, o coś, co się dla nich liczyło – miłość, wolność, spełnienie marzeń, swobodę.
Pokręciła głową. Zachowywała się, jak dziecko. Poczuła gorąco oblewające jej policzki.
„Ale gdyby… Nie! Co ja sobie w ogóle wyobrażam?” – Pomyślała.
- O tym miejscu nikt nigdy nie słyszał. Nie piszą o nich w starych księgach, nie zostawiają tajemniczych śladów, wiodących do niego, nie uczą się o nim.
Chłodny głos wyrwał ją z rozmyślań. Zaczęła się obawiać Chyba myliła się, co do tego innego „wymiaru”.
Maksymilian lekceważył coraz bardziej zdenerwowaną i zestresowaną towarzyszkę.
- Nikt, rozumiesz?
Udało jej się przytaknąć.
- Nawet ludzie, którzy tam istnieją są przekonani, że żyją na ziemi.  I nie wiedzą, że... już dawno umarli.
Źrenice Lei rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale słowa zamarły na wargach.
Wstała nieprzytomnie, zrzucając jednocześnie ze stołu swój talerz. Maksymilian złapał ją za drżącą rękę.
-Lea, zaczekaj. Pozwól mi wytłumaczyć do końca – poprosił.
Zaśmiała się drwiąco. Niestety śmiech ten nie zdołał ukryć nerwowego tonu.
- Będziesz próbował mi wmówić, że nie żyje? Nie, dziękuję – prychnęła.
Westchnął. Zbyt szybko zagwarantował sobie sukces.
- Siadaj! – Powiedział z naciskiem. Popchnął delikatnie Leę w stronę krzesła. Położył swoje dłonie na jej i za każdym razem, gdy próbowała się wyrwać mocno je ściskał.
-Przepraszam, ale sama na to zasłużyłaś.
Siedział z nadąsaną miną i nie odzywała się na niego.
- Lea, przestań – jęknął zniecierpliwiony.
„Co on sobie myśli?” – Przemknęło Lei przez głowę. – „Opowie mi jakąś tandetną bajeczkę , a ja mu uwierzę?! I co dalej? Będzie się codziennie ze mnie naigrywał? Po moim trupie! „
Całkiem zapomniała, że jeszcze przed chwilą pragnęła poznać ten fascynujący, w jej mniemaniu, świat, stać się jego członkinią.
- Dobra, zawrzyjmy układ – powiedział niespodziewanie. – Spokojnie zaczekasz, aż wszystko ci opowiem, a potem zrobisz, co zechcesz, zgoda?
Jego wzrok wyrażał znużenie. Lea nie zdziwiłaby się gdyby w duchu snuł plany, dotyczące jej unicestwienia. Nie mogła zaprzeczyć, że ta myśl sprawiła jej przyjemność.
- Streszczaj się – burknęła.
Jakaś buntownicza cząstka jej samej nie miała nic przeciwko wysłuchaniu chłopaka. Kogo nie interesowałyby mroczne tajemnice, skomplikowane zagadki, poznawanie czegoś, co wychodzi poza granice prawidłowej logiki? Kogo nie kusiłoby oderwanie się od monotonnej rzeczywistości ? Kto bez żadnego problemu przyjąłby zastrzyk adrenaliny? Ona z pewnością z niczego by nie zrezygnowała. Mimo całego napięcia, strachu, zmęczenia uwielbiała ryzyko. Może dlatego nigdy nie sprzeciwiała się Mikołajowi? Może, tak naprawdę lubiła swoje zajęcie? Bo gdyby nie to zagubienie… Czy czułaby się źle w otoczeniu, które poznała dzięki błękitnookiemu? Dopiero, kiedy cofnęła się w przeszłość, dostrzegła, iż sama sobie stwarzała kłopoty.
Bała się przecież wtedy wszystkiego! Wysunięcia własnego pomysłu, podniesienia głosu, samodzielnego podejmowania decyzji… Własnego życia! Teraz nie potrafiłaby być taka. Komu powinna zawdzięczać tą przemianę?
- Ty żyjesz, Lea – zapewnił powoli, aczkolwiek bardzo przekonująco.
„A ty?” – Chciała zapytać, lecz postanowiła zaczekać na dalsze wyjaśnienia. Czy może było to spowodowane tym, że wcale nie ciągnęło jej do otrzymania odpowiedzi?
Jednak to pytanie obijało się o wewnętrzne ściany jej głowy i nie dość, że nie dawało spokoju, to na dodatek wywoływało dreszcze.
- Do tego świata trafiają ludzie, którzy bardzo dużo przeżyli. Zbyt wiele przecierpieli, by móc teraz w coś wierzyć, na coś liczyć, dlatego nie umieją dostać się do nieba. Stracili jakąkolwiek wiarę, nie mam na myśli tylko tej religijnej. Po prostu wszystko w nich zgasło. Nie są jednak, tak okropnymi istotami, by nie mieć szansy na poprawę, dlatego dostanie się do piekła byłoby skazaniem niewinnego człowieka na wieczne męczarnie. Oni są tu uwięzieni… Choć, o tym nie mają pojęcia, jak już wcześniej wspominałem.
Lea spoglądała na niego badawczo. Jej przepełnione powagą oczy , zmarszczone czoło i zaciśnięte usta niewątpliwe świadczyły o sceptycznym podejściu do wywodów Maksymiliana. Lecz wystarczyłoby jedno zagłębienie się w brązowych tęczówkach i czarnych źrenicach by ujrzeć prawdziwy nastrój duszy Lei. Błyskała ona zaciekawieniem, tak mocno, iż swoją jasnością obraziłaby niejedną gwiazdę. Nawet dumny księżyc szczycący się własną świetnością, wolałby schować się za ciemnymi chmurami niż zmierzyć z oślepiającym światłem wnętrza dziewczyny.     
Odbieranie słów chłopaka było dla niej słodką melodią, która rozbrzmiewała w całym jej ciele i obezwładniała.
Mów.
Nie przerywaj.
Oparła się leniwie o poręcz krzesła.
Mów.
Nie przerywaj, Maksymilianie.
Starała się opanować drżenie rąk oraz uciszyć głośne bicie serca, zagłuszające wszystkie inne dźwięki.
-Jednak są wyjątki. Chociażby Rita. Zdają sobie sprawę…
-Kto? – Spytała zdumiona. Zabolała ją głowa. Czuła się, jak wyrwana z jakiegoś zawrotnego transu.
Czy powinna ją znać?
- Och, zapewne nie mieliście okazji się sobie przedstawić. – Machnął ręką. – Uwierz mi, nic nie straciłaś, może i nawet zyskałaś! To straszna złośnica. Wydaje jej się, że jest pępkiem świata! – Zaśmiał się szyderczo. – Żeby tylko świata!
-Możesz mi w końcu powiedzieć, kim ona jest? – Bardziej nakazała niż zapytała.
-Nierozłączną towarzyszką Mikołaja – odpowiedział spokojnie. Rozdrażnienie Lei wcale mu się nie udzielało.
Towarzyszką? Nierozłączną…?
Pokręciła głową.
- Nie rozumiem… - rzekła cicho i niepewnie.
-Cierpliwości! Zaraz do tego dojdziemy! – Uśmiechnął się, lecz nawet rozchylone wargi nie sprostały ukryciu czegoś niebezpiecznego w jego czarnych oczach.
- Tak, więc są wyjątki. Zdarzają się naprawdę sporadycznie. Nie stanowią nawet jednej dziesiątej procenta tutejszego społeczeństwa. Z tej mikroskopijnej gromadki – Czy to była ironia? – powstali tak zwani Członkowie Rady. – Prychnięcie. - Ich zadaniem miało być zrzeszanie takich osób, jak oni, włączanie ich do klanu, znalezienie sposobu na uwolnienie uwięzionym tu ludzi. Niestety obecnie snują plany nad przejęciem absolutnej władzy nie tylko nad tym światem. Marzą o stworzeniu armii, której uda się opanować Ziemię. Posiadają możliwość przywrócenia życia, więc nie stanowiłoby to dla nich problemu. Mieliby do dyspozycji wikingów, średniowiecznych rycerzy i żołnierzy ze wszystkich wojen, jakiekolwiek wybuchły. Świat ten bowiem jest podzielony na epoki. Chcesz zobaczyć dinozaury? Nie ma sprawy! Wystarczy tylko znaleźć odpowiednią strefę.
Teraz Lea nie potrafiła zgrywać obojętnej. Nie była też zdolna do tego, by zatrzymać nerwowe palce, które wystukiwały nierówny rytm  na jej kolanach.
Maksymilian zauważył, że każde słowo coraz bardziej działało na umysł dziewczyny. Wprawiało ją w stan oszołomienia, zafascynowania. Tak, to mu odpowiadało. Chcesz wiedzieć więcej, Lea?  
- Tylko ktoś kto zna prawdę może przemieszczać się pomiędzy epokami. Musi przy tym zachowywać szczególną ostrożność. Nie wszyscy akceptują czyjąś oryginalność. Wstąpienie do XVIIw., w twoim przypadku, bez sukni jest niedopuszczalne. Trzeba się przystosowywać.
Napił się soku. Zaczynało zasychać mu w gardle. Zdawał sobie sprawę, iż gdyby przerwał tłumaczenie zapewne spotkałby się z fizyczną prośbą ze strony Lei. Dlatego ciągnął dalej:
-Tutaj nie jest się nieśmiertelnym.  Wiem, wydaje się idiotyczne. Przecież nie umiera się dwa razy. Tu cię zaskoczę. Po doznaniu śmiertelnej rany lub choroby ciało zamienia się w proch i niestety ląduje w miejscu gorszym tysiąckroć gorszym niż te.
- W piekle? – Przełknęła głośno ślinę.
Przytaknął.
- Czy… ci ludzie nie zwracają uwagi na to, że kogoś obok nich brakuje, że nie ma ich najbliższych, że są sami?
- Nie myślą, o tym. Nie wydaje im się to dziwne, iż nie wracają do domu. Kiedy zapytasz matkę, gdzie się podział syn, ona odpowie : „Bawi się w piaskownicy”, lecz nigdy nie wyjrzy przez okno, by sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Kiedy spróbujesz się dowiedzieć, dlaczego młoda dziewczyna nie spotyka się z przyjaciółmi, oznajmi ci, że się z nimi pokłóciła. Nie sprawi jej to przykrości. Potraktuje to, jak coś obojętnego, przesadnie normalnego. Tutaj każdy ma swoje poglądy, teorie, przekonania, których nie da rady z nich zlikwidować, wyczyścić.
Bardzo chciała uwierzyć, ale mózg skutecznie odpierał to pragnienie.  Jej żądna przygód dusza krzyczała rozpaczliwie, kiedy to robił. Lea nie była w stanie pogodzić ze sobą dwóch wrogich obozów, ponieważ szumiało jej w głowie, a ręce bez przerwy drżały. Musiała się uspokoić.
Ale mów.
Nie przerywaj, Maksymilianie.
-Wiesz, dlaczego tu jesteś?
W tej chwili wyduszenie z siebie jakiekolwiek słowa równało się dla niej z całkowitym wyzbyciem się głodu na świecie.
- Twoim zadaniem miała być pomoc w przejęciu władzy nad Ziemią. Potrzebowali tych, którzy mieliby jeszcze dwa życia. To na Ziemi i te tutaj. Ty je posiadasz. 
Ale…
-Mikołaj się nie liczył, bo jest jednym z Ignis.
Dziewczyna patrzyła na niego bezradnie.
Opowiedział jej o nich, dodając, że naczynia krwionośne bestii są puste, a napełniają się dopiero po skosztowaniu krwi ofiary.
- Ciecz przez jakiś czas znajduje się w ich żyłach, wkrótce zanika. Wtedy potrzebny jest kolejny nieszczęśnik. Gdy Ignis nie dostarczy sobie czerwonej cieczy tuż po wchłonięciu się poprzedniej dawki, umiera – dokończył.
Lea zbledła. Wyglądała, jak marmurowy posąg, wykonany przez utalentowane dłonie rzeźbiarza.
Malinowe usta zmieniły żywą barwę na matową, a oczy straciły poprzedni blask. Przecież w każdym momencie mogła zostać jego ofiarą! Mikołaja… Tego Mikołaja, który przygarnął ją do siebie, zaopiekował się nią, znalazł prace, mieszkanie.  Wiedziała, że coś ukrywał, nie był z nią do końca szczery. I dopóki była bezpieczna nie przeszkadzało jej to, ale… Nie spodziewała się, iż do jej uszu dotrze coś takiego!
Zdrowy rozsądek kazał jej się z tego śmiać, ale ona wówczas bledła jeszcze mocniej.
W każdej chwili mógł ją zabić…
-Czy atakują osoby stąd? – Spytała, usilnie próbując, aby jej głos brzmiał naturalnie.
- Nie.
Widząc jej przerażoną twarz dodał:
- Ich krew , uczucia to tak jakby podróbki. Krew płynie w żyłach, bo zawsze to robiła. Jest, jednak inna. Uczucia tkwią w ich duszy, ponieważ przypominają im o nich mgliste wspomnienia. Gdyby nie to byliby wrakami ludzi. Ignis atakują nieprzytomnych, dopiero przybywających na ten świat. Wtedy są „świeży”. – Zgiął charakterystycznie dwa palce, dając tym do zrozumienia, iż ostatnie słowo to przenośnia.
Oparła głowę na rękach. Tego wszystkiego było za dużo. Czuła na sobie ciężar, który wbijał ją coraz głębiej, przygniatał jej spokój.
Wstała. Zakręciło jej się głowie. Przytłaczało ją nawet to pomieszczenie.
- Nie wierze ci – powiedziała, zmrużywszy oczy.
Skierowała się w stronę wyjścia. Chłopak wzruszył ramionami.
-Zawrzeliśmy układ. Zrobisz, co zechcesz, ale ja się nie poddam i udowodnię - rzekł, po czym ponowie wziął się za konsumowanie zimnej potrawy.
Lea przez jakiś czas wpatrywała się w jego zgarbione plecy i szerokie ramiona. Dlaczego miałaby mu zaufać?                        

1 komentarz:

  1. Cóż, muszę rzecz, że ciekawie się zrobiło. Jak już wcześniej wspominał sądziłam, że Lea is dead, ale że potrzebuje trzech dni na cudowne zmartwychwstanie na miarę Jezusa, a tu takie coś.

    OdpowiedzUsuń