Po szarym, ponurym niebie wolno i ociężale przesuwały się
ciemne, pozbawione różnorodnych kształtów chmury. Widok ten przypominał płótno
malarza, na które artysta przez przypadek prysnął farbą, a nie chcąc go
zmarnować, przetarł je brudną, burą szmatką, co wywołało przeciwny efekt-
niebieska plama rozmazawszy się, zlała się z innymi, jeszcze świeżymi
elementami obrazu. To spowodowało z kolei, że barwa farby stała się szarawa i
trudna do zidentyfikowania. Zrozpaczone niebo płakało cicho, przyglądając się
samemu sobie. Jego rzewne łzy spływały na ziemię, tworząc małe strumyki lub
płytkie, lecz rozległe kałuże, które z utęsknieniem wyczekiwały na małe dzieci,
lubiące zanurzać w nich swoje małe stópki. Porywisty wiatr igrał z
przeźroczystymi kroplami deszczu. Wspólnie dokuczali potężnym drzewom, targając
ich liście, bawiąc się pomiędzy cienkimi, aczkolwiek mocnymi gałęziami. Te jednak,
stare i odporne na takie szczeniackie zachowanie, nie zwracały uwagi na tego
typu zaczepki oraz dalej dumnie unosiły swe majestatyczne korony. I tylko
słabym, wątłym roślinom, a także większości zwierzętom, nie podobała się
wścibska zadziorność dwóch żywiołów. Jedynie wolne i ostrożne ślimaki wychylały
się w stronę nieba, czekając na przyjemne orzeźwienie.
Przez cały, gęsto porośnięty drzewami las, ciągnęła się
wąska ścieżka pokryta szyszkami, które jak gdyby w obawie przed tym, iż mogłaby
tu zacząć działać ludzka ręka, celowo utrudniały podróżnikom drogę. Ponadto
smukłe brzozy wyciągały w kierunku drogi swoje cienkie i krzywe gałęzie,
stanowiąc dodatkową przeszkodę.
Rita przetarła twarz dłonią, na którą natarczywie spływały
nieznośne krople deszczu. Jej ciemny płaszcz z dużym kapturem teraz stał się
jedynie zbędnym ciężarem - był cały mokry i nie stanowił już żadnej ochrony.
Bufiasta koszula przyklejała się do ciała, a oklapnięte włosy, co jakiś czas
zasłaniały widok na ścieżkę. Dziewczyna ze złością wciąż poprawiała ubrania i
fryzurę, aby zapobiec tym bez przerwy powtarzającym się i denerwującym
czynnościom, jednak, gdy nie odnosiło to skutku, wściekła zrezygnowała.
Dodatkowo wiatr dął jej w oczy i otulał ją całą swoją chłodną szatą. Wywoływało
to u niej dreszcze. Otuliła się bardziej płaszczem, próbując oszukać
rzeczywistość pozorami. Wtedy jej wzrok padł na zabandażowane dłonie, które
wczoraj Mikołaj próbował zagoić- poddał się, gdy tylko Rita zaczęła krzyczeć i
wymyślać złośliwe docinki. Teraz, patrząc jak pod wpływem deszczu śnieżnobiały
opatrunek barwi się na czerwono, żałowała, że zamiast pomyśleć, dała się
ponieść emocjom. Wróciwszy myślami do poprzedniego dnia, poczuła nieprzyjemne
ukłucie w sercu. Odwróciła twarz w przeciwną stronę do Mikołaja.
Chłopaka irytował deszcz. Chciał jak najszybciej dotrzeć do
celu, lecz kiedy wiatr, co chwila smagał go po twarzy, stracił wszelką
nadzieję. Po za tym, dawka krwi, jaką otrzymał, chociaż już dawno powinna
przestać działać, zostawiła po sobie nikłe, ale dające się odczuć ślady. Ich
objawy były podobne do emocji, którymi człowiek jest targany po odniesieniu
porażki. Mikołaj gniewał się o byle błahostkę, każda rzecz go drażniła, a
najcichszy szmer wydawał mu się orkiestrą grającą tuż nad jego uchem. Wiedział,
że teraz wiele będzie go kosztowało odzyskanie dawnego spokoju, nad którego
ukształtowaniem, tak długo pracował. Myśl ta złościła go jeszcze bardziej.
Poprawił płaszcz i wzdrygnął się. Na jego twarzy pojawiła się oznaka gniewu
pomieszana z grymasem bólu.
Nie, nie potrafi się pogodzić z tą myślą. Za dużo
poświęcił, żeby teraz znosić to obojętnie. Zacisnął pięści. O tak, zbyt dużo
poświęcił, ale jeszcze więcej ryzykował... Nie, po prostu nie może dać „im” tej
satysfakcji. Wyobrażał sobie ich reakcję, widział triumfujące, obrzydliwe
twarze, wykrzykujące uszczypliwe uwagi w jego kierunku. Jednak najbardziej
spośród tłumu wytworzonego w jego umyśle, wyróżniało się szydercze spojrzenie
czarnych oczu. To właśnie przed Maksem, Mikołaj nie chciał się zbłaźnić, nie chciał
ukazać swojej słabości ani zmusić się do czegoś tak poniżającego, jak powrót i
błaganie o ponowne przyjęcie do klanu. Wiedział, że jego towarzysze zgodziliby
się na to bez wahania. I nawet Maks, pomimo, że nie był nikim ważnym, lecz
posiadał decydujący głos, przytaknąłby. Niestety chłopak zdawał sobie sprawę,
że nie zniósłby tych wszystkich szmerów, cichych śmiechów i plotek o jego
niepowodzeniu.
,,Dlaczego ja myślę o powrocie?”- zapytał sam siebie i
szybko potrząsnął głową, chcąc wyrzucić z siebie owe myśli.
Jego życie ponownie uległo drastycznej zmianie, a los
wyznaczył dla niego specjalny tor w kształcie koła, po którym Mikołaj wciąż się
toczył i mimo, że nie chciał, musiał wracać do wielu miejsc, wiążących się z
przykrymi wspomnieniami, a także nie dającymi się odeprzeć pokusami.
Chłopak zerknął ukradkiem na milczącą Ritę. Jej twarz, tak
jak zawsze wykrzywiał złośliwy grymas, lecz teraz wydawało się, iż złagodniał,
a drwiący wzrok, jak gdyby trochę przygasł.
Wargi
Mikołaja rozchyliły się w pogardzającym uśmiechu. Stanowcza, przepełniona jadem
Rita nagle wyszukała gdzieś w głębi swojego chłodnego serca uczucia? Mikołaj
prychnął w duchu i z całej siły kopnął szyszkę na odległość kilkudziesięciu
metrów.
Nie
mógł zrozumieć, jak można być tak lekkomyślnym. Niektórzy może nazwaliby to
odwagą, ale dla niego żaden jej wczorajszy czyn nie był warty, a nawet godny
tego słowa. Tyle razy jej powtarzał… I przecież nie po to powierzył jej
flakonik krwi, żeby ona zamiast trzymać go od niego z daleka, pozwalała mu
(pozwalała!), obdarzyła go nim! Kolejna szyszka przeleciała nad swoją dawną
towarzyszką.
Tyle przestrzegania, głupich legend, w których pomimo
wszystkiego było tyle prawdy…
Krucha gałąź, której chłopak nie zauważył, uderzyła go w
twarz. Mikołaj chwycił ostry kamień i rzucił kawałek skały w drzewo, jakby
miało ono uczucia i ponosiło odpowiedzialność za nieuwagę podróżnego, a ból
miałby mu dać nauczkę.
„Panować nad sobą, panować nad sobą…”-powtarzał w duchu,
ponieważ czuł, że traci kontrolę.
-Gdzie idziemy?- Zapytała Rita, nie patrząc na Mikołaja.
Chłopak
obdarzył dziewczynę potępiającym spojrzeniem.
-Musimy znaleźć sobie sojuszników –odpowiedział najbardziej
naturalnym tonem, na jaki było go stać.
-Rzeczywiście. Od razu wszystko jest jasne!- Zironizowała
Rita.
-Takich sprzymierzeńców, którzy potrafiliby zapewnić nam
świetną kryjówkę w każdej chwili, a także nas czymś obdarzyć. Musimy umiejętnie
ich wybierać. Słabi będą nam tylko zawadzać, ale zbyt silni mogą się nam
przeciwstawiać –zamyślił się na chwilę.- Jest ich coraz mniej… A on już i tak
jest na tyle potężny, żeby nas zniszczyć jednym kiwnięciem małego palca – ciągnął
dalej, nie zwracając uwagi na sarkazm zawarty w słowach Rity.
-Wypowiadanie swoich myśli na głos nie jest dobrym sposobem
na wytłumaczenie mi celu naszej wycieczki – prychnęła, akcentując ostatni
wyraz.
Mikołaj chciał powiedzieć Ricie, gdzie zmierzają, lecz
niewidzialna, aczkolwiek złośliwa siła go przed tym powstrzymywała. Była ona
tak stanowcza, iż chłopak nie miał odwagi stawić jej czoła. Czuł, że to uczucie
ogarnia całe jego ciało, a denerwowanie rudowłosej dziewczyny sprawia mu
przyjemność.
Jego umysł jak gdyby podzielił się na dwie części. Jedna z
nich cieszyła się z wczorajszych wydarzeń, ponieważ zdawała sobie sprawę, iż
teraz może się odegrać na Ricie, nie ponosząc żadnych konsekwencji, że w końcu
pokaże jej, jak to jest być obiektem drwin, których ona nigdy nikomu nie
żałowała. Myśl ta wywoływała u Mikołaja poczucie niezmiernego szczęścia, a
zemsta była słodsza niż mu się wydawało.
Z tych powodów nie potrafił odrzucić szybko ulotnej szansy.
Pragnął ją wykorzystać, jak najlepiej, gdyż wiedział, że takie okazje zdarzają
się bardzo rzadko, sporadycznie.
Jednak druga część gardziła uczuciami, które górowały u
przeciwnika. I podszywając się pod wyrzuty sumienia wciąż powtarzała, wręcz
wypominała Mikołajowi to, iż obiecał, że się nie podda, że będzie walczył,
ponieważ nie chce stracić, czegoś nad czym, tak długo pracował. Nie dopuszczała do tego, aby te, jak
twierdziła, odpychające, negatywne emocję ją opanowały. To samo cicho szeptała
swojemu właścicielowi. Jej ciepły,
melodyjny głos niczym syreni śpiew docierał do uszu chłopaka i gdyby nie
twardy, aczkolwiek bardziej kuszący dźwięk pierwszego obozu, drugi z pewnością
usidłałby Mikołaja.
-Więc?- Z rozmyślań wyrwał go chłodny, lekko zirytowany ton
Rity.
-Niedaleko jest wioska, zajdziemy do jakiejś karczmy –
odpowiedział, uznając remis, na co umysł, a raczej jego części – dwa wrogie
obozy- zareagowały podwojeniem swoich sił.
-Chcesz szukać sprzymierzeńców w karczmie pełnej pijaków? –
Zaśmiała się drwiąco. Uniosła jedną brew, podobnie jak prawy kącik ust. Była to
oznaka jej największego potępienia, aktualnie skierowana do Mikołaja.
-Potrzebne nam są jakieś informacje. Po za tym nie preferuje
spania pod gołym niebem – odciął się chłopak.
-Jakie informacje?- Tym razem Rita zlekceważyła ironiczny
stosunek towarzysza.
-Wydaję mi się, że dzięki boginiom natury nasze siły
znacznie wzrosną – odpowiedział, niszcząc wojenne twierdze pomiędzy nim, a
Ritą. W zdobywaniu informacji dziewczyna zaliczała się do tych niezastąpionych,
dlatego chłopak wolał chwilowo zachowywać się wobec niej możliwie uprzejmie.
-Pory Roku?- Zapytała,
lecz wypowiedziała to, takim tonem jakby pytanie kierowała wyłącznie do siebie.
– Do każdej z osobna? Przecież one się nienawidzą! Jeżeli dowiedziałyby się, że
utrzymujemy kontakt ze wszystkimi naraz… - Ritę przeszedł dreszcz na samą myśl
o gniewie bogiń.
-Dlatego nie mogą się o tym dowiedzieć.
-Będziemy ryzykowali więcej niż to jest warte – mruknęła.
Skrzyżowała ręce na piersi i zmrużywszy
oczy, zastąpiła Mikołajowi drogę.
-Po za tym coś mi tu nie pasuję. Czeka cię jakaś dodatkowa
nagroda, że tak nagle zacząłeś się angażować w to zadanie?
Podejrzliwy wzrok dziewczyny uparcie wlepiony w chłopaka
zdawał się dostawać do jego wnętrza. Jednak charakteryzowało się ono taką
pustką i przenikającym chłodem, iż w żaden sposób nie można w nich było nic
wyczytać, prócz zadowolenia chłopaka z samego siebie.
Krople deszczy zatrzymywały się na jego rzęsach i mimo, że
drażniły tym oczy chłopaka, on nawet nie mrugnął. Tak jak Rita wpatrywała się w
niego, tak on w nią – z tą samą natarczywością. Tylko w jego spojrzeniu
widniało jeszcze coś – obojętność.
-Tobie także powinno zależeć. W końcu ktoś, kogo chciałaś
bronić za wszelką cenę, teraz tez potrzebuje pomocy – złośliwa iskierka
zatańczyła wesoło na twarzy Mikołaja.
Rita spochmurniała. Chłopak nie był uczciwy, używając
bezbronnej staruszki do zdania ciosu. Doskonale wnioskował z faktów, że to
zagranie dla jednej ze stron będzie bardzo bolesne.
Dziewczyna pochyliła głowę, aby Mikołaj nie widział, że
płacze. Niestety wyczulone na takie sytuacje zmysły chłopaka od razu go, o tym
poinformowały. Mikołaj ukradkiem spoglądał na zasłoniętą ciemnym kapturem twarz
zielonookiej. Każda okrągła łza, która zakołysała się na czubku jej zadartego
nosa, po czym spływała wprost na kurczowo zaciśnięte wargi, była dla chłopaka
prawdziwą rozkoszą. Wszystkie miały w sobie odrobinę cierpienia. Mikołaj z
rozpaczą w błękitnych oczach, które po dzisiejszej nocy straciły swoją dawną
intensywność, patrzył, jak ten smutek ścieka powoli i topi się w ustach Rity.
Chłopak zamknął na chwilę oczy i wyobrażał sobie wyborny smak owych łez.
„A jej krew!- westchnął w duchu z rozmarzeniem.- Gdyby
tylko Rita była żywa… „
Dziewczyna oddychała głęboko, czując jak tłumiony szloch
próbuję rozerwać jej gardło. Tak, teraz ona także ma, o co walczyć… Pociągnęła
cicho nosem.
-Kiedy zajdziemy do siedziby? – Zapytała, mając nadzieję,
że rozmowa zagłuszy rozdzierający krzyk serca.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
-Nie zajdziemy.
-Ale…
-Posłuchaj mnie - przerwał, łapiąc Ritę za ramiona.- Chcesz
ją stamtąd wydostać, tak? – Dziewczyna lekko zbita z tropu, kiwnęła
nieprzytomnie głową.- Członkowie Rady nie pozwolą nam wypełnić tego zadania bez
Lei, którą na nasze nieszczęście, straciliśmy. Od dziś musimy działać na własną
rękę – dokończył, ponownie ruszając w drogę.
-Przecież…- zawahała się. Chciała coś powiedzieć, ale sama
dokładnie nie wiedziała co. Jednego była pewna – musi zaprzeczyć.
-Jeśli tam nie pójdziemy wyślą jakąś osobę, przedtem
oczywiście przywracając jej życie, aby znalazła Leę! – Zawołała.- A jej tam
przecież nie ma! – Warknęła.
Ułamała
gałąź i nerwowymi ruchami zrywała z niej młode liście. Zielone oczy fatalnie
ukrywały buchającą z nich niczym iskry z rozpalonego żelaza formowanego młotem
zazdrość.
-Uwierz mi, że wyświadczymy tej osobie prawdziwą przysługę
– rzekł od niechcenia.
Rita wywróciła teatralnie oczami. W duchu przyznawała rację
Mikołajowi, jednak nawet gdyby nad jej głową zawisł potężny miecz rażący w oczy
swoim srebrnym blaskiem, nie przyznałaby się do akceptowania czy tez popierania
poglądów chłopaka. Nie lubiła patrzeć na zadowolenie malujące się na jego
twarzy po odkryciu aprobaty wynikającej z jej strony. Innym powodem było
zazwyczaj niesłuchanie opinii Rity. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby
błękitnooki kiedykolwiek, chociaż rozpatrzył jedną z nich.
Rita czuła się wtedy jak Marsjusz, często wydawało jej się,
że staję do pojedynku z boskim Apollo. Nikt, bowiem nie sprzeciwiał się teoriom
Mikołaja, a nawet nie próbował ich skorygować[1]. Zaś jej zdanie często
zostawało całkowicie zignorowane lub niegrzecznie skrytykowane, chociaż zazwyczaj
posiadało w sobie dużo prawdy. W tej kwestii Rita mogła śmiało, bez wszelkich
wyrzutów sumienia powiedzieć, że nie cierpi Mikołaja.
Deszcz nadal nie dawał spokoju podróżnym. Zdawało się, iż
chce im zrobić na złość. Krople deszczu spadały na ziemię niczym grad strzał.
Wpadały na liście, aby po chwili zjechać po ich ogonkach, następnie zakołysać
się na blaszkach i ruszyć w dalszą podróż. Trwały w nieustannej wędrówce,
mijając się z innymi, szukając swojej drugiej połówki, bawiąc się oraz ciesząc
ze swojego krótkiego, lecz bardzo zwariowanego życia.
Drzewa coraz rzadziej zasłaniały ścieżkę swoimi
rozłożystymi koronami, a szyszki całkowicie zniknęły spod stóp podróżnych.
Lekki wiatr zaczął tańczyć z kroplami deszczu – wirował, kłaniał się, obracał,
zmieniał partnerki w zależności od humoru, a pod koniec odpychał wszystkie
jednym gwałtownym podmuchem. Robił to, tak niespodziewanie, że „łzy nieba”
traciły panowanie i energicznie uderzały o napotkane przedmioty. Wówczas
zdezorientowane i speszone przepraszały cichutko zbudzone z leniwego snu
rzeczy, spływając po nich powoli, co koiło wszystkie nerwy i uspakajało.
Wiatr śmiał się z takiego obrotu spraw swoim specyficznym,
świszczącym głosem, po czym natychmiast ukazując swe wszystkie zalety, zabiegał
o względy kolejnych towarzyszek.
Niebo nadal patrzyło na świat ponuro i tylko nielicznie
potrafili odgadnąć prawdziwy powód jego nieszczęścia. Mało komu przyszłoby do
głowy, iż sklepienie nie użala się nad biednymi sierotami, rozpowszechniającym
się złem, lecz nad sobą.
Poprzez
fatalną pogodę świat malował się w chłodnych i szarawych barwach. Nawet
soczysta, młoda, zielona trawa wyróżniała się ciemnym, całkiem odbiegającym od
rzeczywistości kolorem i straciła swoją rześkość.
Ścieżkę pokryło grząskie błoto, które po każdym kroku,
wydawało charakterystyczne „mlasknięcie”. Ślady butów po jakimś czasie
zapełniała woda, co chwila wypływająca
poza krawędzie odcisku. Zlewała je z resztą mokrej ziemi, powodując
całkowite zamazanie dowodu pobytu w tym miejscu.
W oddali, na rozstaju dróg, zamajaczył zarys jakiegoś
niewielkiego budynku.
Rita odetchnęła z ulgą. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa
już od ostatniej pogawędki z Mikołajem.
Karczma nie prezentowała się zbyt okazale. Zbudowana
została z ciemnego drewna – zarówno ściany, jak i dach. Na okiennicach widniały
deski ułożone w kształcie litery „x”. Jedynie ganek z prostymi, ale ładnymi i
długimi schodami oraz śnieżnobiałymi filarami zachęcał do zatrzymania się tu na
dłużej.
Rita pchnęła ciężkie, brzydkie drzwi. Ciepło i mdły,
przepełniony alkoholem oraz potem zapach natychmiast uderzyły w nozdrza
dziewczyny. Głośne śmiechy, ordynarne zachowania, wulgaryzmy i cicha, wesoła
gra fortepianu – to wszystko wprowadzało w inny klimat, przeciwny do tego na
zewnątrz. I nawet nastrój stawał się od razu lepszy. Wprost nie można było nie
uśmiechnąć się do czerwonych twarzy, które z radością przyglądały się własnej
niezdarności, spowodowanej dużą ilością przeróżnych trunków.
Wnętrze budynku także wykonano z ciemnego drewna. Na środku
znajdował się duży dębowy stół, nad którym wisiał mosiężny żyrandol. Obok
drewnianego mebla, z obu stron, znajdowały się trzy mniejsze stoliki. Na każdym
z nich widniały zapalone świeczki.
Po
lewej stronie karczmy, w ścianie, istniały dwa wgłębienia wyłożone kamieniem.
Tam znajdowały się miejsca dla tajemniczych postaci lub osób maczających palce
w czarnych interesach. Stamtąd miały widok na całe pomieszczenie. Spokojnie
mogły obserwować pozostałych klientów, bez ukazywania swojego oblicza. W ów
miejscach było bowiem ciemno. Jedynie marne oświetlenie z innych stołów
delikatnie rozpraszało panujący tam mrok.
Prawą stronę budynku częściowo zajmował kominek, w którym
ogień jak gdyby był jednością z
klientami, jakby ich wesoła nuta udzieliła się i jemu. Pomarańczowe płomienie
tańczyły pogodnie, wsłuchując się w rytm nawet tych najbanalniejszych
czynności. Miejsce niedaleko pieca zajmowały drzwi do izb mieszkalnych.
Na końcu pomieszczenia znajdował się bar.
Tuż nad wejściem wisiał orzeł z rozpostartymi skrzydłami i
dumnie zdartym łbem- najwspanialsze trofeum właściciela karczmy. Każde
spojrzenie na martwego ptaka wywoływało u mężczyzny łzy wzruszenia, zwłaszcza,
gdy jakiś klient zapytał się, o jego najcenniejszą dotychczas zdobycz. Wówczas
potrafił godzinami opowiadać, o tym, jak przyszło mu zdobyć ów okaz.
Było to mężczyzna w średnim wieku. Brązowe włosy, choć
nieprzewlekane srebrną nicią, zaczęły wypadać na środku głowy. Oczy o kolorze
zgniłej zieleni były zawsze doskonale zgrane z jego często roześmianymi ustami.
Lekką otyłość właściciel starał się ukryć pod beżowym fartuchem. Poruszał się
bardzo energicznie i zdarzało mu się nieraz zawadzić, o któryś ze stołów lub
przypadkowo zgarnąć łokciem jakąś potrawę gościa.
Wówczas młoda i urocza blondynka z włosami upiętymi w
piękny kok, z pod którego pojedyncze kosmyki wydostawały się i radośnie
prezentowały się wokół szczupłej twarzy dziewczyny, przybiegała na miejsce
incydentu, po czym szybko sprzątała cały bałagan. Międzyczasie zakładała za
ucho włosy, zasłaniające jej widok lub z naganą w piwnych oczach spoglądała na
gadatliwego męża.
Mężczyzna jak gdyby nie zauważał jej surowego wzroku, dalej
racząc jakiegoś towarzysza z długą ciemną brodą, opowiastką o dzisiejszych
dochodach karczmy.
Mikołaj
ogarnął spojrzeniem całe pomieszczenie, przesłonięte cienką mgiełką dymu, a
następnie zajął miejsce w jednym z zagłębień. Rita uczyniła to samo.
Zaintrygowany nowymi przybyszami właściciel stuknął łokciem
zarumienioną od wysiłku blondynkę i kiwnął w stronę zagłębienia. Dziewczyna,
jak zawsze, z lekkim niepokojem zerknęła w tamtym kierunku. Podeszła do
klientów z życzliwym uśmiechem.
-Co podać?- Zapytała, dyskretnie przyglądając się
podróżnikom.
-A co oferujecie? – Stalowy głos przeniknął dziewczynę aż
do szpiku kości.
-Gulasz z dzika na plackach ziemniaczano-gryczanych,-
zaczęła niepewnie - szynkę z dzika z sosem żurawinowym, kotlet barani w
borowikach, rosół z bażanta, gramatkę, kapuśniak gotowany na baraninie, kaczkę
po kasztelańsku, kołduny z kapustą - dokończyła, patrząc podejrzliwie na
skwaszoną minę rudowłosej.
-Gulasz z dzika, rosół z bażanta i dwie porcje kołdunów - zamówił
Mikołaj, nie odrywając wzroku od oczu karczmarki. Jej piwne tęczówki posiadały
piękny wzór. Dziewczyna speszyła się nieco natarczywym spojrzeniem chłopaka.
-Ona ma męża – burknęła Rita, gdy blondynka odeszła.
-Który ją zdradza - prychnął chłopak, kiwając głową na
kobietę siedzącą niedaleko gestykulującego właściciela.
Miała długie czarne włosy spuszczone na nagie ramiona. Nie
zasłaniały one jednak mocno wyciętego dekoltu. Równie ciemne oczy spoglądały
kusząco na karczmarza spod długich, nienaturalnych rzęs. Pomalowane, czerwone
usta uśmiechały się jednym kącikiem. Nad nimi widniał sztuczny pieprzyk. Duża
ilość jasnego pudru nie ukrywała licznych zmarszczek goszczących na twarzy
kobiety.
Karczmarz z lekkim załopotaniem zerkał w jej stronę. Każde
spojrzenie na nią wiązało się z zająknięciem się właściciela podczas rozmowy.
Klienci dobrze znający mężczyznę z jego gadulstwa, trącali się łokciami i
uśmiechali znacząco.
-A usta miała jak maliny!- Rozległ się czyjś gruby,
fałszujący śpiew.
Mężczyzna z rumianymi policzkami i kuflem piwa w reku,
wszedł na stół i próbując nadążać za dźwiękami fortepianu, począł nudzić znaną
piosenkę. Za każdym razem, gdy zgubił rytm upijał trochę alkoholu, po czym
zachwiał się i ponownie rozpoczynał śpiew.
Inna pijana postać zaczepiła blondynkę niosącą parujące
półmiski i szepnęła jej coś do ucha. Dziewczyna obróciła się wokół własnej osi,
a uczyniwszy to, zaśmiała głośno. I choć propozycja chłopaka była dość
nietypowa, śmiech jej nie charakteryzował się drwiącym tonem.
Rozpromieniona podeszła do zajętego przez Ritę i Mikołaja
stołu. Kiedy dostrzegła błękitne oczy ponownie uparcie w nią wpatrzone,
natychmiast spoważniała i szybko odeszła.
-Masz już kogoś?- Zapytał chłopak, pochłaniając
międzyczasie swoją porcję pierogów.
-Nie -
odpowiedziała Rita, mieszając wolno łyżeczką w rosole. –Wszyscy są pijani, a niektórzy…-
spojrzała na mężczyznę, podrzucającego kawałki mięsa, który po chwili otwierał
szeroko buzię i liczył na to, że jedzenie trafi do ust. Towarzyszył mu głośny
aplauz kolegów. –Szkoda gadać - westchnęła.
-A tamten w rogu? – Zaproponował, wskazując widelcem na
młodego chłopaka.
Roztrzepana blond czupryna idealnie współgrała z
rozbieganymi, szarymi oczami. Delikatne piegi zdobiły jego mały, spiczasty nos.
Szerokie, spękane usta szybko konsumowały barani kotlet. Chudą i długą ręką
chłopak, co jakiś czas ocierał otłuszczone wargi, a następie szybkimi łykami
pił wino. Wszystkie czynności wykonywał jak gdyby z lekiem, a jego ruchu były
nerwowe i kontrolowane. Wydawało się, iż chłopak odnosił wrażenie, że był
obserwowany.
Rita zerknęła na niego z niesmakiem, ale wstała i usiadła
obok niego. Chłopak zmierzył ją wzrokiem, po czym ignorując jej obecność,
wrócił do poprzedniego zajęcia.
-Rita - rozpoczęła, wyciągając dłoń. Chłopak zbadał stan
swojej, a uczyniwszy to, wytarł ją w spodnie.
-Mathias - wykrztusił, po przełknięciu potrawy.
-Nie pochodzę z tych stron, ale kiedy byłam mała mam zawsze
wieczorem opowiadała mi o Porach Roku . Teraz te opowieści całkiem wyleciały mi
z głowy. A szkoda - przerwała, aby udać, iż się na chwilę zamyśliła.- Pamiętam,
że bardzo je lubiłam.
-Znam te historyjki - stwierdził beznamiętnie.
-Naprawdę? – Zaszczebiotała Rita. –Opowiedz mi! – Poprosiła,
kładąc swoje dłonie na ręce chłopaka i patrząc na niego błagalnie.
Kiedy Rita przybierała inny wyraz twarzy niż ten, który
posiadała zazwyczaj, była nawet urocza.
-Teraz?- Spytał i zmrużywszy oczy, rozejrzał się bacznie po
karczmie.
-Wszystko w porządku?- Upewniała się rudowłosa, widząc
podejrzliwość blondyna w każdym ruchu.
-Tak, tak…-potwierdził, nie przestając się rozglądać.- O
czym dokładnie chcesz usłyszeć?
-O wszystkim – odpowiedziała swoim naturalnym tonem.
Uznawszy, iż Mathias nie zwraca uwagi na jej zachowanie, przestala podszywać
się pod kogoś innego. – Gdzie się znajdują, jak wyglądają, w jaki sposób
działają…
Chłopak pochyliwszy się nad talerzem, spojrzał na nią
zdziwiony.
-Po co ci to wszystko?
-Nieważne - usłyszał chłodną odpowiedź.
Wzruszył ramionami. Otarł twarz rękawem białej,
przybrudzonej koszuli i wlepił swoje niespokojne oczy w Ritę.
-Warto na początku wspomnieć, że Pory Roku to siostry.
Kiedyś były zwykłymi dziewczynami z wioski. Ciężko pracowały, żeby się
utrzymać, w dodatku ich matka często chorowała. Nic dziwnego, że w końcu
chciały się stamtąd wyrwać. Pewnego dnia ich marzenie stało się rzeczywiste. Do
ich miejscowości przybył bogaty książę, poszukujący młodych panienek do
towarzystwa dla jego małej siostrzyczki. W oczy od razu rzuciły mu się cztery
dziewczyny, które chociaż były ogorzałe od słońca i brudne, odznaczały się
nieprzeciętną urodą. Ciekawostką było to, iż żadna nie była podobna do drugiej
– wtrącił.- Książę natychmiast je wybrał, a że był młody i przystojny siostry
od razu się w nim zakochały. Był on jednak złym, egoistycznym człowiekiem. Gdy
dostrzegł, jakimi uczuciami darzą go cztery dziewczyny zaczął zalecać się do
każdej, co spowodowało, iż siostry pokłóciły się i znienawidziły. Wydarzyło się
to podczas wyjątkowo groźnej nocy, kiedy to pioruny pojawiały się na niebie
bardzo często, a deszcz przeraźliwie dudnił w szyby. Położyły się spać w
oddzielnych komnatach. Obudziły się, w jakimś obcym miejscu i dowiedziały się,
że zginęły. Jak do tego doszło - Mathias pokręcił głową - niewiadomo.
Od tego dnia Ilia pragnęła, aby pomimo całej tragedii wszystko
nadal funkcjonowało według swoich tradycyjnych zasad, aby żadna rzecz już nigdy
nie ucierpiała, dlatego starała się tchnąć życie w każdy przedmiot. Budziła
rośliny do życia, sprawiała, że kwitły, promieniały. Była królową narodzin.
Ludzie nazwali ją Wiosną.
Kolejna siostra –Verna- straciła zdrowy rozsądek. Śmiała
się bez przerwy, ogrzewała ziemię promienistym słońcem. Chciała, aby każdy był
tak samo szczęśliwy, jak ona. Otrzymała miano Lata.
Callista nigdy nie zdołała pogodzić się z nieszczęściem,
jakie ją spotkało. Płakała bardzo często, racząc swoimi łzami całą naturę i
wprawiając ją jednocześnie w ponury nastrój. Czasami przypominały się jej lata
młodości, w których razem z siostrami bawiła się w berka wśród złocistych łanów
zbóż, chodziła nad rześki strumyk. Wówczas błądziła po lesie, barwiąc liście na
cieple barwy lub całkiem je likwidując. Stała się Jesienią.
Ostatnia, najstarsza z dziewczyn –Hekate-zamknęła w sobie
wszystkie gorące uczucia. Wydawało się, że została pozbawiona serca. Pokrywała
całą przyrodę grubą warstwą lodu lub śniegu. Pragnęła przysłonić całe piękno,
aby jej poglądy, dotyczące tego, iż na świecie istnieje tylko zło i brzydota,
nie przestały być prawdziwe. Charakteryzowała się bezwzględnością i
okrutnością. Z tych otóż powodów została określona Zimą.
-Nigdy bym nie pomyślała, że tak to wyglądało – stwierdziła
Rita po zakończeniu opowieści, choć, tak naprawdę myślała o dość barwnym języku
chłopaka. Wydawało się, że opowiadał te bajki już nie jeden raz. – A gdzie się teraz znajdują? – Spytała
uradowana tym, że rozmowa dobiegła końca, a Mathias nie zadawał zbędnych pytań
czy też nie przedłużał spotkania.
-Legendy głoszą, że gdzieś wśród nas.
-Ale jak do nich dotrzeć?- Ponownie podjęła próbę, lekko
zniecierpliwiona.
-To wiedzą już tylko wioskowe wyrocznie – odpowiedział
spokojnie.
-Wioskowe wyrocznie- powtórzyła zdumiona. Potrząsnęła
głową, żeby wyrzucić z siebie idiotyczne określenia, wypływające z ust
Mathiasa.
-Posiadają jakąś moc? – Ciągnęła dalej.
-Tak! Ogromną! Jej źródłem są oczywiście cztery żywioły -
ożywił się, ale gdy tylko zauważył swój entuzjazm, zgarbił się trochę, speszył
i znów ogarnął nerwowym spojrzeniem pomieszczenie.
-Ale to tylko bajki – dodał ponuro.
-Wiadomo – uśmiechnęła się pobłażliwie. –Dzięki za pomoc –
dokończyła niechętnie. I już miała wstać, kiedy jej wzrok padł na Mikołaja.
-Słuchaj…- zaczęła niepewnie.
Gdyby błękitnooki dowiedział się, co zamierza zrobić… Nie!
Takiej szansy nie może przegapić!
-Co wiesz o stworzeniach, które żywią się ludzką krwią?
-Masz na myśli wampiry ?- Szepnął chłopak.
-Nie - odpowiedziała zrezygnowana.
-To może o Ignis?
Dziewczyna spojrzała na niego surowo.
-Wiesz coś o nich?
-Pytanie!- Zawołał. – Wszystko! Tylko…- napił się wina i
przejechał dłonią po włosach.- tutaj nie lubią o nich słyszeć.
-Proszę cie, powiedz, chociaż w skrócie.
Rozgorączkowane zielone oczy wpatrywały się w niego jak
gdyby błagały o litość, a nie prosił o zdradzenie ludowych wierzeń. Wzrok ten
peszył Mathiasa. Spojrzał szybko na pomieszczenie, zanalizował położenia
każdego klienta i zbliżył się do Rity. Jego oczy pierwszy raz przestały się
rozglądać – nabrały tajemniczego wyrazu, a ściągnięte brwi świadczyły o
największym skupieniu.
-To stworzenia, które żywiły się ludzkim cierpieniem.
Jednak samo patrzenie na ów ból im nie wystarczało. Aby się nasycić musiały
skonsumować cząstkę tego człowieka. Nie chcieli jeść ich ciał, dlatego
postanowili odżywiać się ich łzami lub krwią.
-Dlaczego akurat krwią?- Przerwała Rita, za co została
obrzucona karcącym spojrzeniem.
-Prędzej tolerowali tylko łzy, ale kiedy zaczęły powstawać
legendy o wampirach, bestie wykorzystały ich sposób i jak się okazało krew była
o wiele lepsza – powiedział jednym tchem.
-A co się dzieję po dostarczeniu organizmowi krwi lub łez?
– Zapytała, przypominając sobie ostatnie wydarzenie. Zerknęła ukradkiem na
Mikołaja, który przyglądał im się uważnie. Poczuła ogarniające ją ciepło, na
jej czole pojawiły się małe kropelki potu.
„Gdyby się dowiedział…”- powtarzała w myślach, a wówczas
opanowywał ją jeszcze większy strach. Dopiero po tragicznej nocy zdołała ocenić
prawdziwą siłę Mikołaja. Zaczęła się go obawiać.
-Takie jakby wyładowanie całej złości, która powstała w
wyniku nagromadzenia pesymistycznych uczuć.
-Skąd wzięły się te istoty? To jacyś wysłannicy piekieł ?– Zagadnęła.
-Nie, nie… Z piekłem na pewno nie współpracowały. Mu… Musze
już iść. –zająknął się. Zerwał płaszcz z krzesła, po czym wybiegł z budynku.
Zafascynowanie Rity tymi zmyślonymi historyjkami zaczęło go przerażać.
-Zaczekaj ! –Wrzasnęła.
W sieni wpadła na jakąś małą szafkę, a gdy w końcu udało
jej się wydostać z karczmy, Mathias siedział na schodach, oddychając ciężko. Po
jego twarzy spływały krople deszczu, a blond czupryna oklapła. Rita założyła
kaptur i zajęła miejsce obok niego.
„O nie, kochaniutki, tak łatwo mi się nie wymskniesz.”-
przyrzekła w duchu.
-Czy oni mogą przestać być tym kim są?
-Nie wiem… -rzekł, co chwila spoglądając na drzwi
wejściowe.
-Powiedz!- Krzyknęła rudowłosa. Wiedziała, że zaczyna
przesadzać, lecz bojaźliwość chłopaka zaczęła ją irytować, a musiała,
koniecznie musiała się dowiedzieć najważniejszej rzeczy. Ścisnęła blondyna za
ramiona.
Szare oczy przybrały kształt kół. Przerażenie wymalowało
się na twarzy Mathiasa w różnych barwach.
-Nie mogą - przełknął głośno ślinę.
-Widzisz! A jednak wiesz. Jak wyglądają? – Złość znów
oszpeciła Ritę.
-Różnie… mogą przybrać postać człowieka albo zwierzęcia.
Jak chcą… - jąkał się.
Wydawało
mu się, iż Rita jest bazyliszkiem i wystarczy jej jedno straszne spojrzenie,
aby zamienić go w kamień.
-A co jeśli nie będą się odżywiać? – Ciągnęła, nie
zawracając uwagi na drżące ciało chłopaka.
-Będą niszczyć wszystko, co stanie im na drodze, aż w końcu
zginą.
Dziewczyna
wstała gwałtownie i weszła do karczmy. Mikołaj czekał na nią w tym samym
miejscu.
-Co tak długo?- Spytał znudzony.
-Idiota z tego chłopaka – odpowiedziała wymijająco.
Trzęsącą się ręką uniosła naczynie z winem. Wzięła duży łyk.
-Zamówiłeś pokoje?
Chłopak przytaknął.
-W takim razie dobranoc - powiedziała chłodno i zamknęła
się w wynajętym pomieszczeniu.
Mikołaj długo wpatrywał się w drzwi, prowadzące do miejsca,
w którym aktualnie znajdowała się Rita. Domyślał się, że teraz dziewczyna wie o
wiele za dużo. Z hukiem odstawił kufel piwa, zwracając na siebie uwagę
pozostałych klientów. Nawet widok uroczej blondynki zaczął go drażnić.
____________________________________________________________________
[1]
Pewnego razu Apollo stanął do zawodów muzycznych z Marsjaszem. Gra Marsjasza
zadziwiła wszystkich słuchaczy, a jednak zawody wygrał boski Apollo, ponieważ
nikt, poza Midiasem, nie chciał przeciwstawiać się bogu. (fragm. dotyczy mitologii
greckiej, zaczerpnięty z „Przewodnik humanisty”)
Karczmowe opowieści to bezwątpienia najlepszy punkt rozdziału :) Dobra, czytam dalej
OdpowiedzUsuń