Gracek, Rita, Lea oraz Mikołaj po wyjściu z zamku długo
trwali w pewnym stanie otępienia.
Gdy opuścili budynek Amelia nagle zniknęła, co jako
pierwszy zauważył Gracek. Przez głowę Mikołaja przebiegła fala złych
przypuszczeń. Może królowa Sininen chciała ich sprawdzić Może to był test? Może,
dlatego tak łatwo im poszło z przeciągnięciem istot na swoją stronę?
Pogoda okazywała im swoją radość w najmniej
odpowiednim momencie. Promieniste słońce rzucało na wszystkie cuda natury jasne
refleksy, a na niebie tkwiły ostatnie ślady puszystych chmur. Krajobraz
prezentował się w swojej najpiękniejszej szacie, biorąc promienie ognistej kuli
za oślepiające reflektory.
- Nie nooo… Gdzie ona zwiała?- Zapytał wyraźnie strapiony
Gracek. Jego zrozpaczone spojrzenie szukało odpowiedzi na twarzach towarzyszy.
Rita widząc jego smutek, prychnęła z irytacji.
- Tutaj jestem – dobiegł ich melodyjny głos Meli.
Mikołaj odetchnął z ulgą. Odwrócił się, by zlokalizować
źródło dźwięku, ale ku jego zdumieniu, niczego nie zobaczył. Reszta również
rozglądała się z niemniejszym zdziwieniem. Oczy Gracka błyszczały
niebezpiecznie, widniało w nich coś na podobieństwo fascynacji, a może i
podekscytowania? Nie dość, że dziewczyna urocza to jeszcze z poczuciem humoru!
A może to była jakaś sztuczka?
- Sininen są niewidzialne w świetle dziennym – szybko
wyjaśnił cienki głos. – Myślałam, że wiecie… - dodała z pewną, aczkolwiek
starannie ukrywaną podejrzliwością.
- Wiemy o was niewiele – wyznał Mikołaj. – Dlatego
chcieliśmy, by ktoś z waszego gatunku był wśród nas, opowiedział o swoich
zdolnościach. No i przydałaby nam się jakaś wiedza dotycząca innych stworzeń.
Liczę na to, że nam pomożesz – dokończył, uśmiechając się do Amelii
jedynym kącikiem ust. Brunet wiedział, że taki uśmiech najlepiej działał w
szczególności na dziewczyny. Ignis odznaczały się dość ciekawą urodą, a
uwodzicielskie sztuczki opanowały do perfekcji podczas pobytu na Ziemi. Po co
gonić ofiarę, zapędzać ją w ciemne zaułki, kiedy można ją po prostu usidłać z
jej własnej woli?
Jednakże Amelia nie zwróciła uwagi na wygląd chłopaka.
Skupiona na swoich myślach, zdawała się być odcięta od świata. Wydawało się, że
docierały do niej tylko zdania, które były związane ze sprawami Sininen lub
sojuszem.
Przemierzyli spory kawałek drogi, lecz jeszcze nikt nie
poprosił o chwilę odpoczynku. Nie zrażało ich palące coraz bardziej dokuczliwie
słońce, śpiący pomiędzy liśćmi drzew wiatr, niemający ochoty na umilenie
podróżnym wędrówki ani też duszne powietrze. Czerpali siłę z dzielnie
trzymającej się Amelii, której choć nie widzieli, czuli emanującą od niej
wytrzymałość i odporność na wszelkie krzywdy, a zarazem przerażającą
obojętność. Byli przekonani, że jej mądra matka, królowa Sininen, od
najmłodszych lat wpajała Meli podstawowe zasady przetrwania i kładła nacisk
głównie na ostrożność i czujność, ostrzegała przed zbytnim pouchwalaniem się z poddanymi.
I gdy zdali sobie z tego sprawę współczuli przyszłej władczyni, ale
jednocześnie ją podziwiali. Było w niej coś wyjątkowego.
Amelia utrzymując wciąż to samo tempo, czystym,
niezmęczonym głosem odkrywała przed grupą Członków Rady prawdy o Sininen.
- Jak już wspominałam, Sininen nie widać za dnia. Można by
powiedzieć, że nasze ciała ogólnie są niewidzialne, bowiem widać je tylko nocą,
kiedy odbija się od nich światło księżyca. Jeśli dużo przebywamy w jego
świetle, jesteśmy jak gdyby napromieniowane i stajemy się widzialne dla oczu
nawet w ciemności, na przykład przy zasłoniętych zasłonach.
- A co z waszą akrobatyką? – Zapytał Mikołaj. Czuł się
dziwnie, gdy nie mógł ujrzeć swojego rozmówcy. Był mistrzem wyczytywania
emocji, dlatego zawsze wiedział, kiedy swoją ciekawością zaprowadził się na
grząski grunt lub wręcz przeciwnie - trafił w samo sedno. Teraz nie
wiedział czy przekracza jakąś wrażliwą dla córki królowej granicę, czy też nie.
Był jednak pewny, że na twarzy Amelii wciąż gości przyjazny uśmiech.
- To oddawanie czci, ale myślę, że ta sprawa jest na razie
mało istotna – stwierdziła.
- A wasze zmysły? Od razu rodzicie się z takimi
zdolnościami? – Tym razem odezwała się Lea. Musiała się dowiedzieć czy Sininen
mogą stać się naprawdę groźnymi przeciwniczkami.
- Ależ nasze wszystkie zmysł nie są wyostrzone! – Zawołała
radośnie. – Gdyby tak było nie potrzebowalibyśmy żadnych sprzymierzeńców –
zaśmiała się. – Każda Sininen rodzi się z jednym zmysłem wykraczającym poza
przeciętność. Może to być na przykład doskonały słuch, ale wówczas wzrok i węch
pozostaje zwyczajny, a czasem nawet gorszy niż u zwykłego człowieka. Zdarzają
się też wyjątki, Sininen o trzech idealnych zmysłach. Są określane mianem
królowych i kolejno obejmują tron. Ich młodsze następczynie nazywa się córkami.
Lea zamyśliła się. Mimo wszystko ich niewidzialność mogła
stanowić świetną broń, a odpowiednio ustawione doskonale potrafiłyby
wykorzystać swoje umiejętności. Ponadto Sininen miały dobre zdanie o Radzie i
wierzyły w ich szlachetne zamiary. Trafili na sprzymierzeńca, który będą
podporządkowywać się rozkazom, chyba że któryś z nich złamie ustanowioną
barierę.
- To znaczy, że nie jesteś prawdziwą córką obecnej
królowej? A co jeśli urodzą się dwie Sininen o ponadprzeciętnych zdolnościach?
– Zaciekawiła się Rita.
Przyjemnie słuchało się o czyimś życiu, tak innym od
swojego. A jednak podróżni nie byli świadomi tego z jakim zapałem słuchali
niestrudzonej Amelii. Tylko Gracek szedł w milczeniu jakby bał się odezwać,
żeby nie zakłócić idealnie akcentowanych i wyraźnie wypowiadanych słów. Nie
odważył się zapytać o cokolwiek, lecz wchłaniał wypowiedzi Meli z nabożnym
skupieniem, tak że Rita nie mogła przestać mu się przyglądać. Poczuła nawet
pewne nieprzyjemne ukłucie przez fakt, iż kolorowowłosy poświęcał tyle uwagi
obcej osobie.
- Owszem, nie jestem. Jeszcze nigdy się coś takiego nie
zdarzyło, więc nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie,
Minęło kilka dni zanim dotarli na miejsce. Jednak podróż
powrotna zajęła im mniej czasu. Być może stało się tak z powodu dokładnego
poznania mapy, lepszej orientacji w terenie, lecz mogła to być też zasługa
Meli, która rzadko się męczyła, nie posiadała wyrafinowanych potrzeb. Ponadto
dzięki niej szybciej znajdowali miejsce na nocleg, gdyż Amelia wyczuwała
nieprzyjazne zwierzęta, słyszała zbliżające się kroki. Z każdą chwilą coraz
bardziej doceniali tą niepozorną istotę. Czuli się jak gdyby ktoś zdjął z nich
kilka worków wypełnionych obowiązkami, ale też odpowiedzialnością oraz innymi
cechami, na dźwięk których niektórzy dostają ataku drgawek. Do ich obietnicy
dołączyła się kolejna para rąk i to wywołało w nich niewytłumaczalną ulgę jakby
cieszył ich fakt, że możliwą porażką nie obarczono by tylko ich.
- I wy cały czas tak skaczecie po tych nitkach? – Zapytał
pewnego wieczoru Gracek. Księżyc coraz mocniej oświetlał obozowisko i Amelia z
każdą sekundą stawała się wyraźniejsza. Dziewczyna zaśmiała się głośno, widząc
niedowierzanie na twarzy chłopaka.
- Kurka, nie no, szacun – zawył. – A ja tak zawsze sobie
myślałem, że co za dużo to niezdrowo, co nie? A jaką muzą szpanujesz? – Zainteresował
się, wbijając rozgorączkowany wzrok w Sininen.
Amelia zamrugała oczami, delikatnie potrząsnęła głową, po
czym spytała:
- A co to jest… muza?
Gracek przez moment wpatrywał się w towarzyszkę z dziwnym
wyrazem twarzy.
- No ten… No wiesz… jazz na przykład… - zaczął niepewnie. A
widząc, że Mela nadal go nie rozumiała, zmarszczył czoło, a następnie wstał i
udawał, że gra na trąbce.
- Pop.- Chłopak zaimprowizował dziwaczny układ, a na końcu
ukłonił się i rozesłał nieistniejącej publiczności mnóstwo całusów.
- Techno. – Wydał z siebie niczego nieprzypominające
dźwięki.
- Albo rock. – Wygiął się w nienaturalnej pozie, by
zaprezentować solówkę.
- No i metal. – Zmienił głos na grubszy i wydarł się tak,
że Amelia odsunęła się, przerażona anormalnymi wygibasami, które od dłuższego
czasu przedstawiał jej Gracek. Jednak po chwili, po przypomnieniu sobie całego
występu i dostrzeżeniu jego zabawności, wybuchła głośnym, serdecznym śmiechem.
Gracek westchnął cicho i wrócił na swoje miejsce. Rita,
która przyglądała się scenie od samego początku, poczuła złośliwą satysfakcję.
Z przyjemnością spoglądała na to, jak z oczu chłopaka znika szaleńcze
oczarowanie.
A Gracek nie był urażony. Jego kumple też często śmiali
się, gdy on mówił coś na poważnie, aczkolwiek nigdy z niego nie drwili. Po
prostu rozśmieszał ludzi, nawet o tym nie wiedząc. I wcale mu to nie
przeszkadzało. Ale jak można nie wiedzieć, co to muza? Tego nie potrafił
zrozumieć.
Gdy doszli do siedziby, dopiero wtedy dotarło do nich, iż
nareszcie porządnie się wyśpią i odpoczną. Lea również cieszyła się z tego
faktu, dopóki nie przypomniała sobie o kontrolującym ją lustrze Westchnęła.
Musiała je czymś zakryć, ale tak, by wydawało się, iż uczyniła to całkiem
przypadkiem. A może by je tak stłuc? Jednak natychmiast pomyślała o siedmiu
latach nieszczęścia, które w tym świecie mogłyby się stać czymś rzeczywistym.
Zadrżała. Na razie lepiej nie ryzykować.
Odcinek prowadzący do siedziby przebyli w milczeniu, a
Grackowi i Lei nie towarzyszyły już takie same emocje, jak za pierwszym razem.
Amelia szła, stawiając ostrożnie każdy krok. Posłusznie podporządkowywała się
poleceniom i nie zadawała zbędnych pytań.
Po przekroczeniu granicy, której strzegł kamień, Mikołaj
domyślał się, że Członkowie Rady z pewnością już na nich czekali. Poczuł pewną
dumę z powodu dobrze wykonanego zadania. Ponadto liczył na to, że Członkowie, w
szczególności Natasza, uznają go za nieco bardziej odpowiedzialnego i przestaną
wypominać jego dwuletnie zniknięcie. Uniósł głowę, chcąc podkreślić swoją
niezależność i wyborny humor, po czym lekkim ruchem, jakby od niechcenia pchnął
drzwi do Głównej Sali. Jego mina natychmiast zrzędła, a oczy przybrały gotowość
do ataku, kiedy Mikołaj wśród Członków dostrzegł Wiosnę.
- Zasłońcie okno – powiedział przez zaciśnięte zęby, nie
spuszczając ostrego wzorku z Ili.
Salę oświetlały ostre promienie słońca i Amelia po
przejściu przez próg natychmiast stała się niewidzialna. Andre widząc, że ani
Natasza, ani Aleksander nie mieli ochoty na wykonanie polecenia, wstał,
ponieważ zdawał sobie sprawę, iż jego towarzysze właśnie tego oczekiwali.
Rozłożył czerwoną kotarę na szerokość okna i zapalił jedną świeczkę w żyrandolu,
by całkowicie nie stracić widoczności.
- Dziękuję, Andre. – Odezwała się Natasza, uznając za
stosowne popisać się manierami w obecności gości. Jeszcze któryś z nich
uznałby, że wyzyskują Andre. Choć czy niewiele przypuszczenia te odbiegałyby od
prawdy?
Natasza wyprostowała się i sztywnym ruchem wskazała
przybyłym miejsca. Uśmiechnęła się słodko do zasiadającej Amelii, a po chwili
znów przybrała swój obojętny, kamienny wyraz twarzy.
- Witaj w naszej siedzibie. – Kobieta skierowała swe słowa
do Sininen.
- Bardzo mi miło, że zechcieliście mnie u siebie gościć –
odparła z godnością. – Nazywam się Amelia.
- Ja jestem Natasza, to Andre. – Wskazała mężczyznę, który
już zdążył znów zamknąć się w krainie swoich myśli. – I Aleksander. –
Przedstawiła, na co wyróżniony odpowiedział powstaniem i lekkim ukłonem w
stronę gościa.
- Miło mi państwo poznać – podsumowała prosto Mela z miłym
uśmiechem.
- Nam również – dorzuciła Natasza jakby rywalizowała z
młodą dziewczyną o to, kto potrafił wykazać się większą gracją.
Mikołaj niecierpliwie stukał palcami o blat stołu, nie
zwracając uwagi na ostre spojrzenia rzucane mu przez Aleksandra. Mogliby już
skończyć wymieniać się tymi jakże uroczymi grzecznościami i wyjaśnić mu skąd,
do diabła, znalazła się tu Wiosna! Czego tu szukała? Pomocy? O nie, nie.
Wykluczone. Ilia potraktowała go jak śmiecia, więc niech teraz radzi sobie
sama. Może wypchać się tą swoją magią. On jej nie potrzebował. Zima z pewnością
dysponowała większą mocą. Mimo wyraźnego zakazu zbliżania się do Hekate wydanego
przez Radę, Mikołaj nie zrezygnował z postanowień. Zwróci się z prośbą do Zimy
i nic go przed tym nie powstrzyma. A wtedy ta cała Ilia będzie go błagać ze
łzami w oczach, by nie odbierał reszty jej nędznego królestwa.
- Amelia sprostowała kilka faktów o Sininen. Myślę, że
warto pozwolić, by je przedstawiła – wtrąciła Lea, trochę zawstydzona tym, iż
się tak wychyliła, a zarazem bardzo z siebie zadowolona. Niech nie myślą, że
mogą nie liczyć się z jej zdaniem. Gdyby nie to, że Mikołaj chciał już przejść
do sprawy Wiosny, wyraziłby spojrzeniem swoje uznanie. Teraz każde oddalenie go
od wyczekiwanego tematu stanowiło dla niego nowy powód do złości. Jednak
opanowywał emocje, jak tylko mógł, ponieważ był jeszcze „świeży” po wypiciu łez
i w każdej chwili istniało prawdopodobieństwo utraty kontroli.
- Ależ proszę, Amelio – zachęcił Aleksander, który
charakteryzował się wyjątkową uprzejmością względem kobiet, wyłącznie względem
nich.
Zgodnie z prośbą Amelia jeszcze raz opowiedziała o stawaniu
się niewidzialnym, podzielonych zmysłach. Międzyczasie Andre sumiennie notował
jej słowa, by uzupełnić braki w Księdze. Lea jeszcze raz analizowała ich
wartość, a Gracek zastanawiał się czy potrafił wybaczyć tej uroczej istocie
nieznajomość muzy. W końcu mógłby zaszczepić w niej uwielbienie do pewnych
gatunków…
Rita spoglądała to na Mikołaja, to na Wiosnę. Cieszyła się,
że Ilia wróciła. Przecież musiało oznaczać to tylko jedno – zmieniła zdanie! A
co za tym idzie, podzieli się z nimi magią. Wówczas pewne sprawy staną się o
wiele prostsze. Niestety radość znikała, gdy wzrok rudowłosej spoczywał na
Mikołaju. Brunet siedział z zaciśniętymi ustami i skrzyżowanymi na klatce
piersiowej rękoma. Zmienił zajęcie i zamiast zagłuszać słowa Meli wybijaniem
nerwowego rytmu placami, postanowił robić to za pomocą stóp. Gdy odwrócił
głowę, Rita posłała w jego stronę wręcz błagalne spojrzenie. Zignorował je, jak
większość jej ostatnich próśb. Miała ochotę złapać go za włosy i porządnie
wytargać. Dlaczego Mikołaj zawsze musiał być uparty akurat wtedy, gdy niczemu
to nie służyło?!
- Naprawdę cieszymy się, że możemy mieć kogoś tak
wyjątkowego naszym zespole – zreasumowała Natasza po zakończeniu wypowiedzi
Meli.
Dziewczyna odpowiedziała na to sympatycznym uśmiechem.
Zwroty grzecznościowe już dawno nikomu nie schlebiały.
- A teraz chciałabym przejść do kwestii Wiosny –
zakomunikowała kobieta.
Nareszcie! Mikołaj poruszył się na krześle i oparł
wygodnie, splatając dłonie.
- Jak wiadomo obiecałam obdarować każdego z waszego zespołu
magią – zaczęła Ilia, skupiając swoją uwagę na Mikołaju. Brunet swoją pozycją
przypominał zbuntowanego nastolatka.
- Ale dałaś nam wyraźną odmowę. Zrozumieliśmy, nie trzeba
nam tego tłumaczyć – dorzucił złośliwie.
- Mikołaj – syknęła Rita, wyrażając swoim tonem zarówno
prośbę, jak i naganę. Bogini uspokoiła dziewczynę opadającym ruchem ręki.
- Przyznam szczerze, że długo zastanawiałam się czy
powinnam oddać w wasze ręce magię. Nie chodzi mi tu o brak zaufania – Ilia
nałożyła szczególny nacisk na ostatnie słowa. – Nie obawiałam się także o brak
rozwagi. Posiadanie w sobie mocy wiąże się z wyrzeczeniami i trudami. Wydaje mi
się, że nie wszyscy wiedzą, o co mi chodzi, więc pozwólcie, że wam to wytłumaczę.
Ilia ogarnęła wszystkich mdłym spojrzeniem, po czym na
chwilę zamilkła. Obecni na sali czekali na jej słowa, przyglądając się uważnie.
Rzeczywiście nie mieli pojęcia, o czym mówiła Wiosna. Mikołaj wspominał coś o
tej sprawie Ricie i dziewczyna doskonale pamiętała niezrozumiała paplaninę
bruneta. Chłopak nadmienił coś o jakichś widmach, aniołach. Ale co to wszystko
może mieć wspólnego z magią Ili?
Bogini wzięła głęboki oddech jakby chciała, aby powietrze
zgromadzone w płucach wystarczyło jej na całe przemówienie, po czym rozpoczęła:
- Jak wiecie wszystkie cztery światy, czyli niebo, piekło,
czyściec i nasz wymiar działają oddzielnie. Nigdy ze sobą nie współpracowaliśmy
i myślę, że zwrócilibyśmy się do siebie o pomoc tylko w sytuacji nadzwyczaj
wyjątkowej. Jednak póki co, staramy się nie wchodzić sobie w drogę. To co my
postanowiliśmy musi być, a oni nie mogą tego zmienić, chyba, że rozpoczną
przeciw temu działania zbrojne, ale to już inna kwestia. System ten działa tak
samo w odwrotną stronę. Do czego zmierzam? Wszyscy mamy wpływ na rozwój Ziemi i
wszyscy mamy prawo do ingerowania w życie jej mieszkańców. Niebo przydzieliło
każdemu człowiekowi swojego opiekuna i właśnie tu rozpoczyna się właściwy
temat. Ci opiekunowie to aniołowie. Stworzenia te chronią ludzi przed drobnymi
złośliwościami losu, są ich wyrzutami sumienia, pomagają wybierać to, co dobre
i unikać tego co złe. Aniołowie towarzyszą człowiekowi dopóki ten nie trafi do
nieba lub piekła. W czyśćcu istoty nadal wiernie trwają przy odbywających karę,
aczkolwiek mają na nich znacznie mniejszy wpływ. W naszym świecie aniołowie
pełnią taką samą funkcję, jak na Ziemi. Przyjęcie magii równa się uznaniem się
za kogoś, kto sam potrafi się przypilnować, odróżniać prawdę od fałszu, radzić
sobie z przeciwnościami losu. Wówczas aniołowie opuszczają nas i powracają
dopiero w drugim wcieleniu. Osoby posiadające moc są wtedy bardziej narażone na
niebezpieczeństwo, poddawane próbom, kuszone do łamania zasad. Ponadto dusza
ulega rozdzieleniu. Jedna jej część pozostaje w ciele, zaś druga materializuje
się i jest widoczna tylko dla właściciela. Może to być ktoś o miłym
usposobieniu lub wręcz przeciwnie. – Ilia przerwała na moment, gdyż zaschło jej
w gardle. Musnąwszy spojrzeniem obecnych, nie miała najmniejszych wątpliwości,
iż bili się oni z własnymi myślami, że w ich głowach powstawało wiele pytań,
przypuszczeń, zawahań.
- Istnieje również prawdopodobieństwo, że druga część duszy
stanie się urzeczywistnieniem naszych obaw lęków – dorzuciła. Jeszcze raz
rozejrzała się po obecnych. Nikt się nie odezwał. Wszyscy dokładnie analizowali
słowa Ili, co łatwo wnioskowało się po ich skupionych twarzach. Nawet na Gracku
informacje wywarły duże wrażenie.
- Mam nadzieję, że teraz rozumiecie, dlaczego się waham.
Muszę się przekonać czy dacie radę – dodała bogini, by zachęcić do rozmowy.
- Czy wszystkich czekają takie same trudności? – Ocknęła
się Natasza.
Maleńka bruzda na jej czole świadczyła o niepewności. Ilia
potrząsnęła głową, a jej lekko naelektryzowane włosy zamajaczyły w powietrzu.
- Najmniej narażony jest Mikołaj, ponieważ on nigdy nie
posiadał anioła. Najgorzej odczuje to Lea, która jak przypuszczam należy
jeszcze do Ziemi – oznajmiła, po czym skierowała zmrużone oczy ku brunetowi.
Odesłał jej twarde spojrzenie. Czyn ten dowiódł, że Mikołaj wiedział o skutkach
posiadania magii, aczkolwiek najwidoczniej uznał, iż było to zbyt małoistotne,
aby przekazać swoją wiedzę reszcie zespołu. Wiosna odwróciła się od niego,
dumnie unosząc podbródek. Niech zdaje sobie sprawę, że w tej chwili nim
gardziła.
Mikołaj przyglądał się bogini z litością. Biedaczka nadal
była przekonana, że chłopak potrzebował jej pomocy. Musiał przyznać, iż nawet
go to trochę bawiło. Jednocześnie nie mógł się doczekać wyrazu jej twarzy, gdy
dowie się o jego postanowieniu.
Lea siedziała na swoim krześle nieco zdezorientowana i
rozdarta. Na drugim spotkaniu z Radą usłyszała o wizycie Rity i Mikołaja u
Wiosny. Cały czas liczyła na to, że Ilia stanie po ich stornie. Ileż miałaby
wtedy możliwości! Z pewnością nie musiałaby tyle główkować nad sposobem
skomunikowania się z Maksymilianem! Niestety teraz sprawa przedstawiała się
zupełnie inaczej. Istniało ryzyko, przez które Lea mogła stracić szansę na
powrót na Ziemię. Poza tym czy na pewno chciałaby poznać ucieleśnienie lęków? Czy
zniosłaby całodobową obecność własnego „czarnego ja”? Czy pragnęła poświęcać
się tak dla kogoś, od kogo od miesięcy nie otrzymywała żadnych wiadomości?
Przecież gdyby Maksymilian jej potrzebował, na pewno starałby się złapać z nią
jakiś kontakt. A może próbował? Poczuła się dziwnie, kiedy pomyślała o tym, iż
tuż za nią - a może i nad nią?- stał jej osobisty anioł. Czy był urażony, iż
Lea rezygnowała z jego opieki z taką zadziwiającą lekkością? Uśmiechnęła się. I
tak kiedyś znów się spotkają.
Rita dopiero teraz wszystko zrozumiała, dopiero teraz
zdołała ułożyć zasłyszane niegdyś od Mikołaja strzępki opowieści. Nie
przerażała jej wizja utraty anioła. Od zawsze sprzeciwiała się wszelkim
zaplanowanym przez los i nie tylko decyzjom. Nigdy nie podporządkowywała się
obowiązującym normom, ale robiła to tak, by nie przekroczyć moralnej granicy.
Czyniła wszystko, by być po prostu niezależną. Z tych przyczyn uważała, że nie
miałaby problemu z walką z pokusami. Magia stanowiła dla niej nowe wyzwanie, a
ona rzadko kiedy nie podnosiła rzuconej pod jej stopy rękawiczki.
Tylko Gracek starał się opanowywać drżenie rąk. Wyglądał
talk jakby za chwilę miał dostać ataku epilepsji. Zawsze bał się, iż w dalekiej
przyszłości będzie zmuszony zmierzyć się ze swoją mroczną naturą. Jego strach
pogłębiało przeczucie, że druga część duszy nie okaże się przyjazna. Amelia
spojrzała na niego ze szczerym współczuciem. Położyła dłoń na jego nerwowo
stukających palcach. Gracek zerknął na nią nieprzytomnie. Gdy dostrzegł gest
dziewczyny, zarumienił się nieznacznie i na moment zapomniał o dręczących go
obawach.
Natasza ukryła twarz w dłoniach, by po chwili ukazać swoje
zmęczone oblicze.
- Ja się zgadzam, ale nikogo nie zmuszam do tego
posunięcia. Pozostawiam wam wolną wolę. Sami zadecydujcie, co uważacie za
słuszne – powiedziała znużonym głosem. Wydawało się, że w jednej sekundzie
spadło na nią mnóstwo prędzej nierozstrzygniętych kwestii. Może dopiero teraz
dotarło do niej, jak wielką odpowiedzialność wzięła na swoje barki? Zamiast
przesadnie uprzejmej, mającej swoje kamienne reguły damy, ukazywał się widok
zagubionej kobiety, niewiedzącej, co dalej czynić. Czy był jakiś sens brnięcia
w to błoto?
Mikołaj uniósł prawy kącik ust. Jacyż oni byli
naiwni!
- Mogę zapewnić, że zostanę przy was tak długo, dopóki nie
nauczycie się radzić sobie z mocami. Pamiętajcie, że cała ta sytuacja nie jest
łatwa. Czeka was wiele ćwiczeń – wtrąciła Wiosna, jak gdyby chcąc uzupełnić
wypowiedź Członkini.
Lea zauważyła, że odkąd znalazła się w tym świecie zaczęła
zwracać mniej uwagi na ostrożne podejście. Zmieniła swoją postawę, stała się
bardziej spontaniczna, polegała na ryzyku. Czuła się lepiej z takim
nastawieniem, wolniej. Nareszcie jej życie przestało być ciągiem zleceń, teraz
sama mogła decydować o jego przebiegu.
- Macie czas do jutra. Jeśli się zdecydujecie, punkt ósma
rano w tej sali – zakończyła dyskusję Natasza, odchodząc od stołu swoim
charakterystycznym, lekkim krokiem. Potarła dłońmi skronie - pierwszy raz w
swoim długim życiu nie umiała ukryć przygnębienia. Oznajmiła obecnym, że
mogą się już rozejść.
Rita poczuła się zobowiązana do odprowadzenia Amelii do jej
pokoju, co Gracek przyjął z wielkim rozczarowaniem, a autorka pomysłu – ze
złośliwym zadowoleniem. Mimo iż obecność Rity uniemożliwiała kolorowowłosemu
nawiązanie rozmowy z Melą, chłopak pobiegł za nimi od razu, gdy zniknęły za
drzwiami. Natasza pokręciła głową, aby taktowanie wyrazić dezaprobatę, a
Aleksander z rozbawieniem spoglądał na miejsce, w którym ostatni raz ujrzał
dziś Gracka.
Lea również opuściła salę, uznając, iż czas już rozprawić
się z lustrem. Chwilę po niej wyszedł Mikołaj. Był zmęczony, aczkolwiek nie
fizycznie a psychicznie Zmęczonym, ciągłym idiotycznym pośpiechem Członków
Rady. Trzeba się spieszyć, ale wiedzieć też, kiedy umiarkować tempo, biec z
rozsądkiem. Rada sama wprowadzała między siebie chaos. Nie potrafiła zapanować
nad wydarzeniami, uporządkować ich, stworzyć chociażby szkicu planu, według
którego powinni działać. Członkowie stworzyli organizację, ponieważ zapragnęli
przeżycia czegoś podobnego do akcji z filmu. Zapomnieli jednak, że tam wszystko
było dokładnie zaplanowane – życie ułożone nie przez los, a autora scenariusza,
aktorzy dobrani według gustu reżysera, scenografia przygotowana przez grupę
zajmującą się wykonywaniem dekoracji. Tam ludzi żyją, a giną tylko postacie,
które reprezentują. W prawdziwym świecie nie można poprosić o zagranie tej
samej sceny jeszcze raz, a szkód nie da się naprawić.
- Mikołaj, pamiętaj o swojej obietnicy.
Czyjś cienki, ale jednocześnie stanowczy głos wyrwał go z
zamyśleń. Usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Odwrócił się z bezczelnym
uśmiechem na twarzy. Ileż osób było tak bardzo przewidywalnych! Skrzywił się.
Tacy naiwni, tacy głupi… Żyjąc kilkadziesiąt tysięcy lat, nie potrafią zmienić
swoje podejścia, stać się bardziej przystosowanymi do danych epok.
Przed nim stała Wiosna ze skrzyżowanymi na piersiach
rękoma. Jej zielone oczy wyróżniały się na tle bladej cery jeszcze mocniej niż
zazwyczaj. To spojrzenie wyrażało uczucie pewnej wyższości. Ilia była
przekonana, iż posiadając moc, miała przewagę i możliwość kierowania brunetem
niczym marionetką. W rzeczywistości z jej dłoni wysunęły się już wszystkie
sznurki.
Mikołaj z obojętnością przyjmował iskry sypiące się od
całej postury Ili, których celem miało być wywołanie u chłopaka pokory. Pokory!
Prychnął z irytacji. Jedyną osobą, która powinna błagać o pomoc, była wyłącznie
Wiosna.
- Twoje zdanie uległo zmianie, droga Ilio, moje także –
odrzekł najbardziej naturalnym głosem, na jaki go stać. Zrezygnował również z
używania tytułów i traktowania, którego wymagało się w obecności królowej, a
tym bardziej bogini. Chciał jej udowodnić, że bez swojego królestwa stała się
niczym, zwłaszcza tu, w siedzibie głupców, takich jak Członkowie Rady.
- Zmieniłeś zdanie? – Powtórzyła cicho, analizując sens
wypowiedzi. Zmrużyła oczy i zmierzła chłopaka podejrzliwym spojrzeniem.
Mikołaj uśmiechnął się kpiąco. O czym teraz myślisz, Ilio?
Och, jakże on uwielbiał takie gierki. A dziś bawił się wyśmienicie.
- Nie potrzebuje twojej mocy – wyjaśnił, wzruszając
ramionami.
Ilia na moment zamilkła. Prawy kącik ust opadł nieznacznie
w dół, w oczach pojawił się nieznany dotąd błysk.
- A królestwo? – Zapytała lakonicznie. Na jej czole
pojawiła się maleńka bruzda, która rozbiła wyobrażenie nieskazitelnej bogini.
Wiosna przemyślawszy słowa bruneta, zrozumiała, iż zgodziła się na
nieprzynoszącą jej żadnych korzyści, bezinteresowną pomoc. Obiecała zespołowi
Członków Rady moc. W zamian oczekiwała odzyskania swojej siedziby, odebrania
jej Zimie. Prośbę tą miał spełnić Mikołaj. Cała ta sprawa została między nimi.
Jednak skoro teraz chłopak zrezygnował z uzyskania nadprzyrodzonych mocy, nie
mogła od niego niczemu oczekiwać. Jednocześnie musiała dotrzymać obietnicy
danej Radzie. Gdyby chciała cofnąć własną propozycje, wzbudziłaby podejrzenia.
Członkowie zaczęliby starać się dowiedzieć, co było przyczyną, czy ktoś z grupy
ją zniechęcił… A przecież nie zdradzi, iż miała pewien układ z Mikołajem!
- Większą ruiną już się nie stanie – zapewnił bezlitośnie
Mikołaj. Przyglądał się Ili, jej ciału podatnemu na wszelkie emocje. Wiosna nie
umiała zachowywać tak kamiennej twarzy, jak Natasza.
Nagle Ilia uśmiechnęła się gorzko.
- A więc zemsta – rzekła tonem, który podkreślał jej
rozbawienie. – I zapewne masz zamiar szukać pomocy u Zimy? – Zapytała, lecz
znów jakby samą siebie.
Wyprostowała się i uniosła nieznacznie podbródek. Powróciła
jej postawa królowej, tej królowej, którą brunet ujrzał w jej własnej
siedzibie, która swoim kruchym ciałem potrafiła wzbudzić respekt, mimo że wokół
niej nie znajdowało się nic prócz gruzów.
- W takim razie życzę powodzenia – oznajmiła wyniośle,
jednakże bez cienia złośliwości. Odwróciła się z gracją i powoli ruszyła do
swojego pokoju. Nie prosiła, nie poniżała się, odeszła z godnością.
Mikołaj patrząc na smukłą postać, poczuł do niej coś na
kształt uznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz